Baraniec

Baraniec

sobota, 14 sierpnia 2010

wakacje - dzień ósmy

Nareszcie piękne błękitne niebo, pełno słońca i hurra optymizm. Jedziemy w okolice Karpacza do Western City. Powoli oswajam się z tutejszymi drogami i brakiem właściwego oznakowania. W miasteczku kowbojskim na zwiedzających czeka mnóstwo atrakcji. Kupując karnet zamiast zwykłego biletu można porzucać do celu nożem czy włócznią, postrzelać z łuku czy przejechać się na koniu. Piotrek cały w siódmym niebie. Do wyrobienia odznaki szeryfa zostaje przyodziany w odpowiedni strój i wyposażony w broń, którą sam sobie może wybrać. Za 5zł można poujeżdżać byka a w samo południe jesteśmy świadkami pojedynku rewolwerowców. Oczywiście nie dało się wyjechać z miasteczka bez odpowiedniego kapelusza i rewolweru. Zresztą co drugi zwiedzający ulega takiej pokusie ;-).
 Ze Ścięgien jedziemy do leżących nieopodal Kowar, miasteczka słynącego kiedyś z produkcji dywanów. Kowary były także w czasach odległego PRL-u miejscem gdzie w tutejszych kopalniach uranu wykorzystywano do pracy więźniów - nie rzadko politycznych. Co do fabryki dywanów to z zewnątrz wygląda ona  żałośnie, widac że jej lata świetności dawno minęły. Natomiast w podziemnych wyrobiskach kopalni zorganizowano trasę dla zwiedzających, niestety nie mieliśmy już siły i czasu aby tam się udać.
Będąc w Kowarach koniecznie trzeba zobaczyć Park Miniatur Zabytków Śląska. Te niezwykłe miniatury
w proporcjach 1:25 wiernie oddają zamki, pałace, kościoły całego Dolnego Śląska -  imponujące w każdym calu. Niewiątpliwie największy podziw wzbudza zamek w Książu, Kliczkowie czy zamek Czocha. W cenie biletu jest możliwość skorzystania z przewodnika, który oprowadza po parku i opowiada o każdym obiekcie – my zwiedzaliśmy park indywidualnie. Naprawdę warto.
  

Tuż po zwiedzaniu zaliczamy kolejny opad deszczu, który przeczekujemy w samochodzie, po czym udajemy się do centrum miasta. Z parkingu przy fabryce dywanów kierujemy się ulicą Ogrodową, mijając tutejszy pałac. Co ciekawe okolica niezwykle kontrastuje z tak godnym obiektem. Z mijanych kamieniczek wyziera - co tu kryć nędza i  prymityw. Na niektórych budynkach widnieją jeszcze tabliczki z nazwami ulic z czasów PRL-u. I tak obecna ulica Ogrodowa to po prostu była ulica Świerczewskiego.
Przez Kamienny Most z figurką św. Nepomucena wchodzimy w bardziej cywilizowaną część miasta. Oczom naszym ukazuje się przepiękny kościół św. Franciszka oraz rząd kolorowych kamieniczek, niezwykle malowniczych. Jest to obok parku miniatur niewątpliwie główna atrakcja Kowar. Późnym popołudniem jedziemy jeszcze do Jeleniej Góry, gdzie powtarzamy kulinarny repertuar z kuchnią włoską w roli głównej. Przy okazji cieszy mnie piękne, popołudniowe światło.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz