6.00 pobudka, szybkie śniadanie, szybkie spakowanie i wyjazd na dwudniową wycieczkę. W planie - dzień pierwszy zwiedzanie Drezna, dzień drugi objazd po Szwajcarii Saksońskiej. Prawie godzinę zajmuje nam dojazd do autostrady, którą pomykamy już do samej stolicy Saksonii. W drodze ogarnia nas lekki niepokój, bo oto z nieba leją się prawdziwe fontanny deszczu. Przed samym Dreznem niebo się jednak cudownie rozpogadza, co wprawia nas w zdecydowanie lepszy nastrój.
Pobyt a Dreźnie też stanowi dla mnie pewien element wspomnień, byłam tam jakieś 15 lat temu, kiedy właśnie startował program odnowy miasta włącznie z rekonstrukcjami niektórych zniszczonych niemalże doszczętnie budynków. Należy dodać, że przed wojną Drezno należało do jednych z najpiękniejszych miast niemieckich. W noc z 13 na 14 lutego alianci dokonali serii nalotów dywanowych, rujnując całkowicie to miasto. Będąc w Dreźnie w 1995 roku nie mogłam pojąć jak można było zrobić coś takiego. W tamtych latach jako żywy dowód tej swoistej "zbrodni" stały kikuty budowli, które jeszcze do czasów wojny stanowiły wizytówkę miasta. W rozkwit miasta całą swoją duszę włożył August II Mocny a po nim jego syn August III, okres panowania Augustów jest nawet określany jako złoty wiek.
Długi na 102m Orszak Książęcy - oszak przedstawicieli rodziny Wettynów wraz z osobami ze świata kultury, nauki i sztuki
Obecnie większość zniszczonych doszczętnie budowli została odbudowana lub odrestaurowana. Najbardziej spektakularnym osiągnięciem w tym temacie jest niewątpliwie Frauenkirche czyli ewangelicki kościół p.w. Najświętszej Marii Panny. W pamiętną noc z 13 na 14 lutego i ten obiekt został poważnie zniszczony a na skutek wypalenia od wewnątrz rozpadł się niemalże całkowicie. Od 1993 roku rozpoczęto mozolną rekonstrukcję i z pomocą programów komputerowych stworzono trójwymiarowy obraz kościoła, co pozwoliło wiernie wkomponować ocalałe części na swoim pierwotnym miejscu. Dzisiaj fasada budynku to melanż ocalałych oryginalnych elementów (ciemny kolor) oraz jasne spore nowe fragmenty.
Mając do dyspozycji zaledwie kilka godzin na pobieżne zwiedzenie Drezna obejrzeliśmy co ważniejsze zabytki Starego Miasta, kierując się następnie do dzielnicy Neustadt, zamieszkiwanej głównie przez młodych ludzi. Jest to niebywała gratka, dla zwiedzających. Przede wszystkim można się trochę wyciszyć, spacerując uliczkami, w których mieszają się style. Obok pięknych tonących w zieleni willi można podziwiać bogactwo nowoczesnej architektury. My kierowaliśmy się między innymi do polecanej w przewodnikach mleczarni Pfunda. To niezwykłe miejsce. W 1876r. kiedy miasto borykało się z problemami dostarczania świeżych produktów do miasta Paul Gustav Leander Pfund założył w samym centrum Neustadt mleczarnię. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że przez okna owej atrakcji można było podziwiać proces dojenia krów i przerabiania mleka. Do dziś mleczarnia oferuje swoje wyroby, które cieszą się olbrzymią renomą. Niezwykłe wrażenie robią pomieszczenia udekorowane mozaiką kafelek, prezentujących sielankowe sceny z życia. Niestety zdjęć stamtąd nie przywiozłam - wewnątrz obowiązuje zakaz fotografowania, krów też nie widziałam;-))). Nie mogliśmy jednak oprzeć się pokusie zakupu kilku rodzajów serów pleśniowych - w tym ulubionego przez Krzycha Saint Nectaire z okolic Masywu Centralnego we Francji.
A w pobliżu wspomnianej mleczarni można przechadzając się uliczkami dzielnicy ze zdziwienia otworzyć szeroko oczy i usta, podziwiając interesujące malunki na fasadach kamienic. Miejscami przypomina to klimaty jak z dzielnicy hipisowskiej. W pasażu Kunsthof jest jedyna w swoim rodzaju galeria z eksponatami na ścianach budynków. Całe ściany są eksponatami... Myślę, że jest to obowiązkowy element podczas zwiedzania Drezna.
Drezno pamięta powódź z 2002r.
Przyjemne wałęsanie się po mieście wieńczymy mega obiadem w restauracji toskańskiej i jedziemy w kierunku Szwajcarii Saksońskiej.
Od tego momentu pojawia się inny obraz Niemiec. Miejscami krajobrazy przypominają te toskańskie z „Ukrytych pragnień”. Trochę czasu zajmuje nam przyzwyczajenie się do żółtych tabliczek, opisujących miejscowości. Nocleg znajdujemy w leżącym parę kilometrów od Hohnstein Ehrenbergu.
Wieczorem wymykamy się jeszcze na pobieżne zwiedzenie Hohnstein, które stanowi swoistą perełkę z pięknie usytuowanym na wysokiej skarpie zamkiem oraz malowniczymi domkami, ciasno przylegającymi do siebie. Jak się później okazało była to nasza jedyna szansa na zwiedzenie miasteczka suchą nogą. W nocy rozpadał się deszcz i tak już zostało do końca dnia następnego. Niestety...
Wieczorem wymykamy się jeszcze na pobieżne zwiedzenie Hohnstein, które stanowi swoistą perełkę z pięknie usytuowanym na wysokiej skarpie zamkiem oraz malowniczymi domkami, ciasno przylegającymi do siebie. Jak się później okazało była to nasza jedyna szansa na zwiedzenie miasteczka suchą nogą. W nocy rozpadał się deszcz i tak już zostało do końca dnia następnego. Niestety...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz