Baraniec

Baraniec

poniedziałek, 18 czerwca 2012

Flamenco es universal - 18 maja 2012r.


Taaaak... zaległości sporo się zrobiło i jak widzę w jakim tempie przybywa zapisów z kolejnych dni długiego weekendu majowego to w ramach przerywnika pozwalam sobie na publikację kilku swoich zdjęć z fantastycznego koncertu, który odbył się 18 maja 2012r. w Centrum im. Św. Jadwigi w Krakowie. Do dziś na wspomnienie tej pięknej muzyki i porywającego tańca w wykonaniu czołówki polskiego flamenco okrywam się dreszczem emocji.  

Nadia Mazur - taniec i spiew, Sandra Cisneros - taniec i śpiew, Magda Navarrete - śpiew, Andrzej Lewocki - gitara i cajon oraz Izabela Milewska - cajon.

Długi weekend w Andaluzji - dzień szósty

Za oknem wreszcie nieskazitelnie czyste niebo, trochę chłodno ale po tych wszystkich pochmurnych dniach to i tak nadmiar szczęścia. Dziś bierzemy azymut na Rondę i jej okolice. 
Wyjeżdżamy bez pośpiechu, kierując się do Marbelli, skąd już zaledwie kilkadziesiąt kilometrów trasy, poprowadzonej w górach z widokami, które momentami zapierają dech w piersiach.  I pomyśleć, że jeszcze kilka dni wcześniej przejeżdżaliśmy tędy w strugach deszczu z temperaturą na wyświetlaczu poniżej  10 stopni.
W Rondzie, najbardziej znanym mieście prowincji Malaga, kierujemy się do centrum miasta, aby od razu wpaść w labirynt wąskich uliczek. Po odwiedzeniu centrum informacji i zaopatrzeniu się w dokładniejszy plan miasta, udajemy się w stronę XVIII-wiecznego mostu Puente Nuevo, przerzuconego nad widowiskową przepaścią. Popularność turystyczna tego miejsca jest ogromna, co zresztą widać za każdym razem jak sięga się po informacje na temat Rondy. Na szczęście ruch poza sezonem nie jest zbyt wielki. Po drodze często daje się słyszeć język polski. 
... A wspomniany most robi ogromne wrażenie i nie będę ukrywać jak bardzo ucieszył nas fakt, że wreszcie możemy zrobić kilka fotografii z prawdziwym hiszpańskim, intensywnym błękitem nieba. Z samego mostu wzrok nasz od razu kieruje się w stronę lekko zapuszczonego, ale mającego chyba dzięki temu więcej uroku, pałacu Casa del Rey Moro. Bliżej przyjrzymy się mu nieco później.
W Andaluzji cudowną stroną każdego miasta są place, pełne soczystej, egzotycznej zieleni palm i drzewek pomarańczowych. Ronda nie odbiega od tego schematu, a pełni uroku tym zielonym przestrzeniom w centrum miasta dodaje stukot przejeżdżających dorożek, małe kawiarenki i mnóstwo kwiatów doniczkowych zawieszonych w oknach. 

Widok na Esteponę i skałę Gibraltaru z drogi wyjazdowej naszego domku 
zaledwie parę kilometrów od Marbelli - wszędzie góry... a w dole Morze Śródziemne
fantastycznie poprowadzone drogi z urzekającymi panoramami


Ronda i najsłynniejsza w Andaluzji arena corridy
 
XVIII-wieczny most Puente Nuevo - wizytówka Rondy
widok w dół spod mostu  Puente Nuevo
na takie zestawienia kolorystyczne czekalismy ;-)
Spacerujemy tak blisko godzinę, delektując się pięknem tego zakątka. Nie wiedzieć kiedy dochodzimy pod wspomniany już pałac Casa del Rey Moro i gdyby nie fakt, że jesteśmy w Rondzie i mijają nas jednak w miarę liczne grupy turystów, nie miałabym problemów z wyobrażeniem sobie, że jestem w Barcelonie, w jednej z tych tajemniczych dzielnic willowych z powieści Zafona. Brukowane uliczki, dzikie kwiaty oplatające ściany, „trącone zębem czasu” ogrodzenia i w końcu sam pałac z przylegającym doń ogrodem. Bajka…

To patio urzekło mnie chyba najbardziej... ;-)
widok na wspomniany pałac Casa del Rey Moro
Kręcimy się jeszcze chwilę po drugiej stronie mostu, szukając jakiegoś miejsca na obiad. Zatrzymujemy się w jednym z barów tapas, gdzie zamawiamy paellę, już nie tak wspaniałą jak ta, która jedliśmy parę dni wcześniej. W środku panuje typowa hiszpańska atmosfera, jest gwarnie, a właściciel dwoi się i troi aby zaspokoić zamówienia wszystkich gości.

na talerzu paella
Ronda od podwórka ;-)
czasem warto zadrzeć głowę do góry ...
Niestety zaczyna się chmurzyć i z Rondy wyjeżdżamy trochę zaniepokojeni dalszym rozwojem sytuacji. Kierujemy się jakieś 10 km na północ obejrzeć reklamowane  w przewodnikach miasteczko Setenil. Przejeżdżamy przez niewysokie choć bardzo urokliwe góry Sierra de las Sallinas. W Setenil cześć mieszkańców  zbudowała swe domy jedno lub dwupiętrowe pod ogromnym nawisem skalnym i to właśnie skała tworzy tu naturalne dachy. W ten sposób powstały interesujące półjaskinie. Oczywiście uwzględniając wysoką atrakcyjność turystyczną tego miejsca w  większości z tych domków urządzono restauracyjki, kawiarenki czy sklepy z pamiątkami. Niestety to już kolejna miejscowość, którą zwiedzamy w lekkim deszczu. Na osłodę serwujemy sobie jednak doskonałą kawę z lodami i goframi.

Setenil
półjaskiniowe domki w Setenil
Przed nami droga powrotna – kilkadziesiąt kilometrów do Estepony, przez kilka masywów górskich Serrania de Ronda, Sierra de Grazalema i Sierra Bermeja. I znów jak dnia poprzedniego kolejne kilometry przemierzamy gęsto skręconymi serpentynami, wiodącymi nas wśród  bądź gołych skał, bądź zielonych grzbietów. Pokonujemy spore różnice wysokości, mijając miejsca gdzie położone są maleńkie białe wioski.  Wzdłuż trasy w Sierra Bermeja rośnie sporo dębów korkowych i dodać należy, że Hiszpania jest drugim za Portugalią krajem, który słynie z produkcji korka. Okorowane stare drzewa,  tworzące momentami szpalery wzdłuż wąskich górskich dróg, robią na nas niezwykłe wrażenie. 
Serrania de Ronda
Serrania de Ronda
Serrania de Ronda

miasteczko Genalguacil w Sierra Bermeja 
Sierra Bermeja
Sierra Bermeja

Do Estepony dojeżdżamy wczesnym wieczorem, tuż przed zachodem słońca. Zatrzymujemy się jeszcze na chwilę na plaży, zbieramy muszle, których  tu sporo. Zupełnie nie przypominają maleńkich muszelek, znajdowanych nad naszym Bałtykiem.
A po powrocie do domu jeszcze się pakujemy aby z samego rana ruszyć w stronę Granady.