Baraniec

Baraniec

niedziela, 11 września 2016

daleko od szosy


mapa z trasą naszej samochodowej wycieczki, wyznaczonej wcześniej podczas przejazdu rowerowego mojego Pana Męża ;-) - my nieco (bardzo nieco) ją zmodyfikowaliśmy
Kielecczyznę znam jedynie z okien pędzącego krajową siódemką samochodu, ale zakochałam się w niej autentycznie podczas ostatniej wycieczki, której trasę zaplanował mój Pan Mąż, dublując jednocześnie swój wyczyn rowerowy sprzed kilku tygodni. Ponad trzysta km na dwóch kółkach jednego dnia? Chapeaus bas!

Naszym celem była Łysa Góra – drugi co do wysokości szczyt Gór Świętokrzyskich. Miejsce jest warte odwiedzenia nie tylko ze względu na walory przyrodnicze - znajdują się tu bowiem typowe dla tych gór skalne rumowiska, tzw. gołoborze - warto skupić się również na zwiedzeniu klasztoru Misjonarzy Oblatów M.N. (opactwa pobenedyktyńskiego).
Zanim jednak dojechaliśmy pod zbocza Gór Świętokrzyskich mijaliśmy malowniczo ukwiecone sielskie wioski, przepiękne, pełne zieleni i przestrzeni krajobrazy Doliny Nidy. 

A pod sam klasztor można podjechać samochodem (nie jest to tak oczywiste), my jednak zaparkowaliśmy niżej na głównym parkingu, skąd na szczyt Łysej Góry idzie się około dwa kilometry. Trasa wiedzie przez las wyasfaltowaną drogą. Zanim docieramy pod opactwo mijamy wejście na szlak prowadzący na świętokrzyskie gołoborza oraz charakterystyczną, widoczną z dala wieżę Radiowo-Telewizyjnego Centrum Nadawczego Święty Krzyż (wys. 157 m).
Sam klasztor jest niezwykły i niezwykła jest jego historia, o której nie chcę się zbytnio rozpisywać. Warto jednak wspomnieć, że według legend założycielem opactwa był Bolesław Chrobry, a jego największe znaczenie religijne i pielgrzymkowe przypada na okres od XIV do XVI w. od kiedy sprowadzono tu relikwie drzewa krzyża świętego i od kiedy gościli tu różni królowie, w tym Władysław Jagiełło, Kazimierz Jagiellończyk, Zygmunt Stary czy Zygmunt August.
Klasztor wielokrotnie podupadał, a w latach okupacji carskiej czy okresu obu wojen światowych pełnił rolę więzienia.
Opactwo benedyktyńskie zostało przejęte przez  zakonników Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej w 1936 r., natomiast od 1961 r. jego częścią zaopiekował się Świętokrzyski Park Narodowy. 

Zespół opactwa pobenedyktyńskiego tworzą budynki klasztorne wraz z wirydarzem i krużgankiem, wczesnobarokową kaplicą Oleśnickich oraz poźnobarokowo-klasycystycznym kościołem. Niewątpliwie największą perełką obiektu jest Kaplica Oleśnickich, w której  znajdują się relikwie Krzyża Świętego. Warto jednak zwrócić uwagę na dość ascetyczny w porównaniu z kaplicą klasycystyczny Kościół z obrazem św. Trójcy nad ołtarzem i drewnianymi stallami z XVIII w.
Szkoda, że dla zwiedzających nie jest dostępna Zakrystia, której smaczki mogliśmy jedynie podziwiać zza lekko uchylonych drzwi – przepiękne sklepienie kolebkowo-krzyżowe i polichromie ze scenami z życia św. Benedykta oraz intarsjowane meble.
I oczywiście krużganki klasztorne z XV wieku w stylu gotyckim z fragmentami muru romańskiego z XII wieku - pozostałościami z dawnego kościoła.

Cały obiekt pięknie się prezentuje z wysokości Bramy Wschodniej. A my zafundowaliśmy sobie jeszcze wejście na wieżę, którą wyremontowano całkiem niedawno, bo w 2014 r. Widok z niej pyszny i … wietrzny.
od góry: wieża radiowo-telewizyjna, widok na opactwo spod Bramy Wschodniej i od frontu, zwraca uwagę klasztorna oferta gastronomiczna ;-)
wnętrze kościoła jak i Kaplicy Świętego Krzyża, freski w krużgankach i światło rzucone na podłogę przez okno z witrażem
wnętrze kościoła z przepięknym ołtarzem, sklepienie Kaplicy Świętego Krzyża, krużaganki 
widok z wieży klasztornej - wietrznie! i co dostrzegł mój Małżonek - ja jako diabeł wcielony ;-)
Dalszą podróż nadal odbywamy wiejskimi drogami (o całkiem dobrej nawierzchni) kierując się w stronę Szydłowa - niegdyś miasta królewskiego, skąd zresztą wzięła się nazwa "polskie Carcassonne". Obecnie to wioska, której historia sięga XII w., a czas leniwie płynie, co w niedzielne popołudnie szczególnie rzuca się w oczy.
A co w Szydłowie zobaczyć warto?
Przede wszystkim zachowane na długości 700 m mury obronne, aktualnie w bardzo dobrej kondycji, bo świeżo odrestaurowane. W ich ciągu jedyna zachowana do dziś Brama Krakowska z XIV w.,
W jednym z rogów Rynku - niespecjalnie zresztą urodziwego - dominuje tonący w zieleni Kościół pw. Świętego Władysława z XIV w., którego nie zwiedziliśmy ze względu na trwającą w tym czasie mszę świętą. Nie udało się też zwiedzić późnorenesansowej Synagogi z XVI w. (Żydzi stanowili prawie 30% ludności tej miejscowości).
A stamtąd nogi już same niosą w okolice  Zamku Królewskiego z XIV wieku, z nieco zrujnowanym głównym budynkiem, obok którego znajduje się tzw. Skarbczyk oraz ruiny kościoła i szpitala Świętego Ducha z początku XVI w.
Mnie osobiście najbardziej jednak do gustu przypadła wizyta po drugiej stronie drogi, gdzie ulokowany jest przepiękny gotycki kościół pw. Wszystkich Świętych z przełomu XIV i XV w. Kościół niestety nie jest udostępniony dla zwiedzających, ale przez ziejący otwór w bocznym wejściu można zaglądnąć do środka aby oczom ukazały się przepiękne, stare freski. Przed głównymi drzwiami stają natomiast drewniane rzeźby Świętych. Ponieważ chłopaki już marudzili nie było szans aby utonąć na chwilę w ciszy tego miejsca – szkoda.
Kościół pw św. Władysława
szydłowski Rynek
Synagoga w Szydłowie
okolice Zamku Królewskiego
Brama Krakowska
Kościół pw Wszystkich Świętych
drewniane rzeźby pod Kościołem Wszystkich Świętych 
freski w Kościele pw Wszystkich Świętych 
Szydłów nie jest niestety zakątkiem przyjaznym gastronomicznie, jedziemy więc dalej  a dobrą rybną obiadokolację udaje nam się zjeść dopiero w zdrojowej części Buska. 

I nawiązując jeszcze do tego wątku... szukając miejsca na obiad przed samym Szydłowem skręciliśmy do Czarnej Chańczy, która słynie z pięknego kąpieliska. Tu też warto zaglądnąć kiedyś na dłużej.