mapa z trasą naszej samochodowej wycieczki, wyznaczonej wcześniej podczas przejazdu rowerowego mojego Pana Męża ;-) - my nieco (bardzo nieco) ją zmodyfikowaliśmy |
Kielecczyznę znam
jedynie z okien pędzącego krajową siódemką samochodu, ale zakochałam się w niej
autentycznie podczas ostatniej wycieczki, której trasę zaplanował mój Pan Mąż,
dublując jednocześnie swój wyczyn rowerowy sprzed kilku tygodni. Ponad trzysta
km na dwóch kółkach jednego dnia? Chapeaus bas!
Naszym celem była
Łysa Góra – drugi co do wysokości szczyt Gór Świętokrzyskich. Miejsce jest
warte odwiedzenia nie tylko ze względu na walory przyrodnicze - znajdują się tu
bowiem typowe dla tych gór skalne rumowiska, tzw. gołoborze - warto skupić się również na zwiedzeniu klasztoru
Misjonarzy Oblatów M.N. (opactwa pobenedyktyńskiego).
Zanim jednak
dojechaliśmy pod zbocza Gór Świętokrzyskich mijaliśmy malowniczo ukwiecone
sielskie wioski, przepiękne, pełne zieleni i przestrzeni krajobrazy Doliny Nidy.
A pod sam klasztor można podjechać samochodem (nie jest to tak oczywiste), my jednak
zaparkowaliśmy niżej na głównym parkingu, skąd na szczyt Łysej Góry idzie się około dwa
kilometry. Trasa wiedzie przez las wyasfaltowaną drogą. Zanim docieramy pod
opactwo mijamy wejście na szlak prowadzący na świętokrzyskie gołoborza oraz
charakterystyczną, widoczną z dala wieżę Radiowo-Telewizyjnego Centrum Nadawczego
Święty Krzyż (wys. 157 m).
Sam klasztor jest
niezwykły i niezwykła jest jego historia, o której nie chcę się zbytnio rozpisywać.
Warto jednak wspomnieć, że według legend założycielem opactwa był Bolesław Chrobry, a jego największe znaczenie religijne i pielgrzymkowe przypada na okres od XIV do XVI w. od kiedy sprowadzono
tu relikwie drzewa krzyża świętego i od kiedy gościli tu różni królowie, w tym Władysław
Jagiełło, Kazimierz Jagiellończyk, Zygmunt Stary czy Zygmunt August.
Klasztor wielokrotnie
podupadał, a w latach okupacji carskiej czy okresu obu wojen światowych pełnił rolę
więzienia.
Opactwo benedyktyńskie
zostało przejęte przez zakonników
Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej w 1936 r., natomiast od 1961 r. jego częścią
zaopiekował się Świętokrzyski Park Narodowy.
Zespół opactwa pobenedyktyńskiego
tworzą budynki klasztorne wraz z wirydarzem i krużgankiem, wczesnobarokową
kaplicą Oleśnickich oraz poźnobarokowo-klasycystycznym kościołem. Niewątpliwie
największą perełką obiektu jest Kaplica Oleśnickich, w której znajdują się relikwie Krzyża Świętego. Warto
jednak zwrócić uwagę na dość ascetyczny w porównaniu z kaplicą klasycystyczny Kościół
z obrazem św. Trójcy nad ołtarzem i drewnianymi stallami z XVIII w.
Szkoda, że dla zwiedzających nie jest dostępna Zakrystia, której smaczki
mogliśmy jedynie podziwiać zza lekko uchylonych drzwi – przepiękne sklepienie
kolebkowo-krzyżowe i polichromie ze scenami z życia św. Benedykta oraz
intarsjowane meble.
I oczywiście krużganki klasztorne
z XV wieku w stylu gotyckim z fragmentami muru romańskiego z XII wieku -
pozostałościami z dawnego kościoła.
Cały obiekt pięknie się
prezentuje z wysokości Bramy Wschodniej. A my zafundowaliśmy sobie jeszcze
wejście na wieżę, którą wyremontowano całkiem niedawno, bo w 2014 r. Widok z
niej pyszny i … wietrzny.
od góry: wieża radiowo-telewizyjna, widok na opactwo spod Bramy Wschodniej i od frontu, zwraca uwagę klasztorna oferta gastronomiczna ;-) |
wnętrze kościoła jak i Kaplicy Świętego Krzyża, freski w krużgankach i światło rzucone na podłogę przez okno z witrażem |
wnętrze kościoła z przepięknym ołtarzem, sklepienie Kaplicy Świętego Krzyża, krużaganki |
widok z wieży klasztornej - wietrznie! i co dostrzegł mój Małżonek - ja jako diabeł wcielony ;-) |
Dalszą podróż nadal odbywamy wiejskimi drogami (o całkiem dobrej nawierzchni) kierując się w stronę Szydłowa - niegdyś miasta królewskiego, skąd zresztą wzięła się nazwa "polskie
Carcassonne". Obecnie to wioska, której historia sięga XII w., a czas leniwie
płynie, co w niedzielne popołudnie szczególnie rzuca się w oczy.
A co w Szydłowie zobaczyć warto?
Przede
wszystkim zachowane na długości 700 m mury obronne, aktualnie w bardzo dobrej kondycji,
bo świeżo odrestaurowane. W ich ciągu jedyna zachowana do dziś Brama Krakowska
z XIV w.,
W jednym z rogów Rynku - niespecjalnie
zresztą urodziwego - dominuje tonący w zieleni Kościół pw. Świętego Władysława z XIV w., którego nie zwiedziliśmy ze względu na trwającą w tym czasie mszę
świętą. Nie udało się też zwiedzić późnorenesansowej Synagogi z XVI w. (Żydzi stanowili prawie 30% ludności tej miejscowości).
A stamtąd nogi już same niosą w
okolice Zamku Królewskiego z XIV wieku, z
nieco zrujnowanym głównym budynkiem, obok którego znajduje się tzw. Skarbczyk oraz
ruiny kościoła i szpitala Świętego Ducha z początku XVI w.
Mnie osobiście najbardziej jednak
do gustu przypadła wizyta po drugiej stronie drogi, gdzie ulokowany jest
przepiękny gotycki kościół pw. Wszystkich Świętych z przełomu XIV i XV w. Kościół
niestety nie jest udostępniony dla zwiedzających, ale przez ziejący otwór w
bocznym wejściu można zaglądnąć do środka aby oczom ukazały się przepiękne,
stare freski. Przed głównymi drzwiami stają natomiast drewniane rzeźby Świętych.
Ponieważ chłopaki już marudzili nie było szans aby utonąć na chwilę w ciszy
tego miejsca – szkoda.
Kościół pw św. Władysława |
szydłowski Rynek |
Synagoga w Szydłowie |
okolice Zamku Królewskiego |
Brama Krakowska |
Kościół pw Wszystkich Świętych |
drewniane rzeźby pod Kościołem Wszystkich Świętych |
freski w Kościele pw Wszystkich Świętych |
Szydłów nie jest niestety
zakątkiem przyjaznym gastronomicznie, jedziemy więc dalej a dobrą rybną obiadokolację udaje nam się
zjeść dopiero w zdrojowej części Buska.
I nawiązując jeszcze do tego wątku... szukając miejsca na obiad przed samym Szydłowem skręciliśmy do Czarnej Chańczy, która słynie z pięknego kąpieliska. Tu też warto zaglądnąć kiedyś na dłużej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz