Baraniec

Baraniec

sobota, 14 sierpnia 2010

wakacje - dzień czwarty


Pobudka 6.30, piękne niebo za oknem a w planie wejście na Śnieżkę. Z Podgórzyna udajemy się do Karpacza, skąd rozpoczynamy czerwony szlak przez Kocioł Łomniczki pod Śnieżką. Krzysiek miał rację - wejście na najwyższy szczyt Karkonoszy z tej strony jest piękne a przy okazji przypomina trochę tatrzański szlak. 

Jeszcze przed wejściem w kocioł cieszymy się z pięknej pogody i tego, że w ogóle widzimy szczyt. Znając jego kapryśność Krzychu stwierdził – cytuję „taka jest właśnie Śnieżka - przez 260 dni w roku jest mgła, wiatr i gówno widać. No i wykrakał... Podczas dojścia do grani spowiła nas gęsta mgła i całe dalsze wejście odbywa się w iście sportowym stylu.
Na przełęczy pod Śnieżką robi się zimno a nieco wyżej spadają pierwsze krople deszczu. Na szczycie niestety deszczowa pogoda się utrwala, co zmusza nas do natychmiastowego odwrotu. Na szlaku mijamy - turystów, przyobleczonych w płaszcze przeciwdeszczowe, co trochę przypomina marsz kolorowych krasnali. 



Tłum jaki wylega ze schroniska na przełęczy skutecznie nas odstrasza więc schodzimy w kierunku Kopy aby jak najszybciej zjechać do Karpacza.
Tu muszę w dwóch słowach opisać techniczne walory szlaku. Zarówno szlak czerwony, którym podchodziliśmy na szczyt jak i szlak zejściowy na Kopę są wspaniale odnowione, zwłaszcza ten z przełęczy na Kopę. Pisząc odnowione mam na myśli szeroką ceprostradę z poboczem, ogrodzoną z obu stron, z balkonikami edukacyjnymi. Niby wszystko to wygląda ładnie i porządnie - kłóci się to jednak jakoś z prawdziwymi górskimi szlakami do których przywykłam. Nie wspomnę już o tym, że podąża nim tak różnorodna fala ludzi, że trudno to wszystko ogarnąć. Generalnie do Karpacza zjechałam lekko zniesmaczona i doszłam do wniosku, że właśnie dlatego wiem za co kocham dzikie zakątki Tatr czy Beskidów. Takie szczyty jak Śnieżka zdobywa się po prostu dla dziecka, dla którego to kolejna najwyższa góra jakiegoś pasma i kolejne niezwykłe górskie przeżycie. Normalnie nikt by mnie nie namówił na taką eskapadę raz jeszcze - no chyba, że zimą lub wczesną wiosną czy jesienią, kiedy tłum skutecznie rzednie...





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz