Wróciłam właśnie z Poznania, gdzie spędziłam zaledwie jeden dzień. Nie wierzyłam, że podróż pomiędzy stolicą Małopolski i Wielkopolski odbywa się w czasie aż! ośmiu godzin - a jednak... Niezależnie od wariantu jaki wybraliśmy, jedzie się tak samo okropnie długo. Koszmar...
Trochę ubolewam nad faktem, że nie udało się znaleźć więcej czasu na powłóczenie się po Poznaniu, zwłaszcza że pogoda bardzo temu sprzyjała. Z zamiarem dotarcia w okolice Rynku udałam się po swoim wykładzie na krótkie fotopolowanie, korzystając z niespełna półtoragodzinnej przerwy. Udało mi się dojść zaledwie kilkaset metrów, gdzie utknęłam na jednej z uliczek, stanowiącej interesujący kąsek. Tym razem zanurzyłam się w jednej kamienic, która zaintrygowała mnie swoistym melanżem kolorów i tętniącymi rytmami jazzowymi. Niestety czas gnał niemiłosiernie i zanim sie dobrze rozkręciłam już musiałam wracać. Szkoda...
Jeszcze bardziej mi szkoda innej okazji. Wracając zostalismy ze względu na jakiś poważny wypadek skierowani na inną trasę. Okazało się, że jedziemy przez obszar elektrociepłowni w Bełachatowie. Zobaczyć coś takiego w nocy jest czymś doprawdy niezwykłym. Te miliony świateł otulających zimny beton... Niestety aparat schowany a i strefa przemysłowa więc :-(((
Knajpka była zamknięta ale właściciel widząc, że fotografuję wpuścił mnie na sekundę do środka a tam... starzy rejsowi ulubieńcy ;-))
A muzyczne rytmy jazzowe dobiegały z tego lokalu, w którym najpewniej odbywała sie próba przed koncertem. Część muzyków jeszcze nadciągała ;-))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz