Baraniec

Baraniec

niedziela, 19 września 2010

Terinka z przedsmakiem zimy...

Sobota 5.30,  pobudka. Za oknem - co tu kryć - jeszcze ciemno i ponuro. Jak zwykle zapach porannej kawy w miarę skutecznie orzeźwia umysł, szybkie spakowanie i wyjazd 6.30.
Pogoda nie zachęca specjalnie do wycieczki. Mijamy kolejne miejscowości i niestety zapowiadanego w prognozach słońca nie widać. Za to wytrąca z równowagi korek na zakopiance, spowodowany remontem mostu koło Nowego Targu /około 20 minut straty/. Jedziemy na Słowację w rejon Smokowca, zatem patent przez Białkę i Jurgów jest jak najbardziej wskazany. O ile od polskiej strony jeszcze przed Rabką Tatry było widać w pełnej krasie, o tyle od mniej więcej Tatrzańskiej Kotliny spowija je gęsta mgła. Nie widać nic. Szczęśliwie udaje nam się zdążyć na wyjazd kolejką na Hrebienok o 9.30.  6 minut przyjemności dla naszej trójki kosztuje obecnie w obie strony nieco ponad 15 euro.

Na górze znajdujemy zielony szlak i pomykamy nim w dół, mijając po drodze Schronisko Bilika. Szlak ten wiedzie wzdłuż Staroleśnego Potoku a jego główną atrakcją są piękne wodospady. Ich szum słychać kilkanaście minut wcześniej, zanim do nich docieramy. Pamiętam jak szlak ten przemierzaliśmy w 1992r. (chyba). Teraz zaskoczyła nas obecność dość oryginalnego mostka, z którego można podziwiać jedną z największych kaskad.

Nieco później dochodzimy do Staroleśnej Polany, miejsca w którym krzyżują się szlaki. My czerwonym kierujemy się w stronę Doliny Małej Zimnej Wody.  Zanim dochodzimy do ogromnych złomów granitów, najpewniej będących skutkiem obrywów skalnych, mamy okazję obserwować ogrom zniszczeń, jakie w listopadzie 2004r. spowodowały potężne huragany, dziesiątkujące drzewostan w tej okolicy. Naszym oczom ukazuje się dość ponury widok  rozległych wiatrołomów, a pamiętam jak jeszcze lata rosły tam wspaniałe okazałe drzewa.

Po drodze mijamy jeszcze jeden okazały wodospad - Wodospad Olbrzymi, który spada z ponad 20m wysokości.

Szlak wiodący od wspomnianego wodospadu do wygodnych nie należy, powiem szczerze, że przy odrobinie nieuwagi  może być skutecznym sposobem na skręcenie nogi. Szybko docieramy do Schroniska Zamkovskiego, o którego obecności  już nieco wcześniej informuje nas zapach dymu z komina.  Tam krótko odpoczywamy i ruszamy dalej, tym razem znów zielonym szlakiem. Niestety pogoda nadal nas nie rozpieszcza, nie ukazując nawet rąbka skały a z wcześniejszych wypraw wiemy, że widok stąd należy do jednych z piękniejszych. W miarę jednak jak zdobywamy wysokość odsłania się najpierw błękit nieba, a zaraz potem pojawiają się pierwsze widoki. Ten odcinek szlaku wiodącego od schroniska jest zdecydowanie bardziej przyjemny. Mijamy piętro górnego regla, zdominowanego przez rosnące limby. Gdzieniegdzie widać już oznaki jesieni. Nieco wyżej lekko przyżółknięta i przygnieciona trawa oraz mocno sponiewierane kwiaty świadczą o tym, że jeszcze parę dni temu leżały tu dość znaczne ilości śniegu.

Po około godzinie marszu docieramy do podnóża wysokiego progu polodowcowego, który odcina Dolinę Małej Zimnej Wody od Doliny Pięciu Stawów Spiskich. Z płytowej mocno pochylonej ściany spada centralnie pienista, potężna siklawa - jeden z piękniejszych tatrzańskich wodospadów. Mijamy pierwsze zwały śniegu. Ta część szlaku zaczyna się piąć stromo w górę, jednakże pokonujemy ją w miarę wygodnymi zakosami. Ponieważ jest rześko, stromiznę zdobywa się bez większego zmęczenia. Pamiętam to podejście sprzed lat w nieco innych okolicznościach, kiedy z nieba lał się niemiłosiernie żar a każdy metr wydłużał się co najmniej dwukrotnie. 
Robi się alpejsko, jest coraz więcej odcinków, które pokonujemy w mokrym śniegu. Niestety pogoda znów nas zaskakuje a od gór oddziela nas mleczna kurtyna.
Docieramy do schroniska, pod którym kłębią się dzikie tłumy turystów. Zamawiamy coś na gorąco i zajadając na zewnątrz, oczekujemy na widoki. Chmury niestety pozostają nieubłagane, odsłaniając góry dosłownie na ułamki sekund. A wokół doliny jest co podziwiać; Pośrednia Grań ze sterczącą obok Żółtą Ścianą, Masyw Lodowego Szczytu, Kopa Lodowa czy pnące się urwiska Łomnicy. Robimy jeszcze krótki spacer nad poszczególne stawy i rozpoczynamy zejście. 

Jest zimno, na podejściach się tego nie czuło, wystarczyła koszulka. Teraz wykorzystujemy prawie cały niesiony w plecaku zestaw odzieży – nawet rękawiczki się przydają. Zejście stromą częścią szlaku jest mozolne i czujne, zwłaszcza, że jest dość ślisko. Z ulgą więc docieramy do łagodniejszego odcinka, który pokonujemy w dużo lepszym tempie. Znów się robi słonecznie. Dopiero teraz możemy podziwiać piękno doliny - no może  z wyjątkiem sterczących w oddali najwyższych szczytów, które nadal są zasłonięte. Popołudniowe słońce miękko i ciepło rozświetla ściany masywu Łomnicy. Jest pięknie.

Do stacji kolejki docieramy przed 18, tym razem dochodząc do niej czerwonym szlakiem. Wracając możemy delektować się widokiem, który jeszcze rano nie był nam dany. Około 19 zatrzymujemy się w punkcie widokowym na Głodówce aby utrwalić widok jednej z najpiękniejszych panoram, tonących już w lekkim mroku zachodzącego słońca. 

Wspaniała wycieczka z przedsmakiem jesieni i zimy zarazem. Czy dane nam będzie zdobyć Furkot w najbliższy weekend?  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz