
A więc... znów Tatry, konkretnie wejście na Furkot, tym razem w czteroosobowym składzie (miała być piątka). Wstaję nie ukrywam z lekkim bagażem obaw, jak poradzi sobie nasz syn podczas planowanej przez nas wycieczki. Wstaję też z nadzieją na maksymalne wykorzystanie ostatniego chyba weekendu przed nadejściem chłodniejszej aury, zwłaszcza że prognozy wskazują na bardzo optymistyczny wariant temperaturowo-słoneczny ;-).
Wyjeżdżamy o czasie, czyli o 6.00 w doskonałych nastrojach, delektując się zaczątkiem miłego dnia. Podobnie jak tydzień temu zostajemy zmuszeni odstać swoje w korku przed Nowym Targiem.
Tatry prezentują się wspaniale, zwłaszcza ich wschodnie partie. Reszta najwyraźniej skrywa się pod chmurzastą czapą. Będąc już po słowackiej stronie podziwiamy tonące w słońcu, piętrzące się ściany Łomnicy i Kieżmarskiego. Pięknie prezentuje się też z dala Dolina Małej Zimnej Wody, którą podążaliśmy w górę tydzień temu.
Niestety jadąc dalej na zachód, mijając masyw Gerlachu zaczyna niepokoić nas gęste pasmo chmur, wiszących znacznie poniżej wierzchołków szczytów.
Samochód zostawiamy na parkingu w Szczyrbskim Plesie, na którym kasują 5 euro za postój - rozbój w biały dzień.
Ruszamy żółtym szlakiem, prowadzacym do Doliny Młynicy. Mijamy początkowo piętro lasów świerkowych, wśród których widnieją również dorodne limby. Niektóre z drzew pomalowała już jesień w piękne pomarańczowo-żółto-czerwone barwy. Widać ją również patrząc na ścieżkę, wzdłuż której czerwienią się jagodowe krzaczki. Szlak na tym odcinku jest niezbyt stromy i bardzo wygodny. Optymizmem napawa fakt, że nasz syn podąża dziarsko do góry.













Wchodzimy w chmury a widoczność ogranicza się do zaledwie kilkudziesięciu metrów. Idziemy więc trzymając się szlaku, momentami podchodząc mozolnie w górę, zdobywając nie wiadomo kiedy kolejne piętra doliny. Nie dane nam jest rozkoszowanie się widokiem jednego z piękniejszych stawów w Tatrach - Capiego Stawu, który otacza dziki i surowy krajobraz górski.
Przyznam szczerze /o ironio losu/, że dzięki tej chmurzastej kurtynie i rześkiemu powietrzu dobrze nam się idzie. Nic nie rozprasza uwagi, tempo jest naprawdę doskonałe. Piotruś dzielnie pokonuje kolejne trudności.
Nawet nie wiem kiedy dochodzimy pod przełęcz, gdzie przeżywamy nieco zabawny moment - nagle kilkanaście osób /w tym my/ zaczyna się głośno zastanawiać gdzie jest szlak. Po wspólnych poszukiwaniach znajdujemy go i dalej mozolnie podążamy w górę. Jest zimno, gdzieniegdzie mijamy rozległe płaty śniegu. Ostatnie kilkadziesiąt metrów przed przełęczą jest dość eksponowane i tu nasz syn przechodzi swój chrzest bojowy na łańcuchach, których obecność jest całkiem uzasadniona. Dobrze, że mamy rękawiczki /podstawa o tej porze roku na tych wysokościach/.
Zdobywamy przełęcz Bystry Przechód (2314m n.p.m.). Trzeba przyznać, że to dziwne uczucie. Nie ma nawet czasu zatrzymać się na chwilę. Powietrze przecina lodowaty wiatr, nieco niżej u naszych stóp czeka kolejka turystów, mniej lub bardziej zmarzniętych. Poza tym przełęcz jest wąską szczerbiną, na której z trudem mieszczą się dwie osoby.
Zejście jest nieco bardziej strome i bardziej wymagające - zwłaszcza dla Piotrka. Udaje nam się jednak pokonać 10 - metrową ekspozycję ubezpieczoną łańcuchem i zejść na platformę, gdzie znajdujemy odpoczynek. Tu ubieramy się we wszystko co mamy, wlewamy w gardła gorące napoje, wcinamy kanapki.
Szybko jednak decydujemy się na zejście. Ponieważ szlak jest umownie jednokierunkowy schodzimy /planowo zresztą/ w Dolinę Furkotną. Nadal jest mgliście i ponuro. Szlak po tej stronie jest nie mniej wymagający, zwłaszcza że na ścieżce leży dużo mokrego śniegu. Dzielnie jednak schodzimy na dół. Trochę też goni nas czas, chcemy bowiem zaoszczędzić godzinę, zjeżdżając z Soliska kolejką /ostatni zjazd o tej porze roku odbywa się o 15.45/.
Taaaak i w tym miejscu doliny również powinniśmy delektować się pięknem dwóch rozległych stawów - Niżniego i Wyżniego Wielkiego Furkotnego Stawu. Niestety w pewnym momencie dostrzegamy zaledwie kraniuszek jednego z nich.
Nieco niżej robi się zdecydowanie cieplej, wychodzimy z mgieł i mroku ;-)).





Brak komentarzy:
Prześlij komentarz