Baraniec

Baraniec

środa, 8 września 2010

przedjesiennie ale optymistycznie...

Lubię wrzesień, zwłaszcza gdy rozpieszcza letnimi jeszcze temperaturami i słońcem za oknem. Czuje się wtedy w powietrzu przedłużenie letniej kanikuły... 
Jako, że zwykle urlopuję się w sierpniu, wrzesień witam pełna powakacyjnej energii i optymizmu. Nic to, że idzie jesień... To przecież okazja do planowania łikendowych wycieczek, zwłaszcza tych w góry. Pociąga mnie wtedy nutka tajemnicy, co też ciekawego wyłoni się z otaczających porannych i przedpołudniowych mgieł, a trzeba przyznać, że widoki wtedy są zwykle najsmaczniejsze.
Do dziś pamiętam wczesno październikowy /2001r. ;-))/ wyjazd w Tatry z myślą zdobycia Sławkowskiego. Jadąc z Krakowa nie byliśmy wcale tacy pewni sensu tej wycieczki. Za oknem szaro, mgliście - obrzydliwie. Ale skoro są plany i jakieś perspektywy na poprawę pogody - jedziemy. Tak szczerze do niemalże końca szlaku wątpiliśmy czy coś nam się pokaże ale tuż przed zdobyciem szczytu nasze wahania zostały całkowicie rozwiane i oczom ukazały się niezwykłe sceny, z baletem chmur w roli głównej /nawet moje włosy tańczyły ;-))))/. Takie chwile się pamięta do końca życia. 
Podejście na Sławkowski Szczyt - chmury i góry /14 października 2001r./
Widok ze Sławkowskiego Szczytu na masyw Gerlachu, Wysoką, Rysy, Staroleśny Szczyt... /14 października 2001r./
Widok ze Sławkowskiego Szczytu na Świstowy i Jaworowe Szczyty, w dole piękna Dolina Staroleśna /14 października 2001r./
W tym roku mocno się nastawiamy na zdobycie Furkockiego, który już kiedyś /kiedy to było - jakieś niespełna 20 lat temu ;-)))/ padł pod naszymi stopami. Ten wypad też mocno utkwił w pamięci - głównie za sprawą niezwykłego nieba, które stanowiło fantastyczną wręcz oprawę rozległej panoramy. 
Jedyne zdjęcia jakie ocalały z tego wypadu - skany ze slajdów /niewykluczone, że ORWO ;-))) - kto na nich focił ten wie co i jak ... ;-))/
Widok z Furkota - w tle po prawej masyw Gerlachu, w chmurach Wysoka i Rysy /lato 1992r./
Widok z Furkota - w tle po lewej masyw Gerlachu, na pierwszym planie grań Szatana /lato 1992r./
Plany są ambitne zwłaszcza, że chcemy w nie zaangażować naszego syna. Czekam więc na cieplejsze dni, które pozwolą zrzucić z taterskich szczytów śnieżną kołderkę.
A póki co czerpię niezwykłą radość z powrotu do flamenco, cieszę się czekaniem na koncert mum & friends w ramach Sacrum Profanum (to już za cztery dni) i cieszę się na widoczne światełko w tunelu w kontekście mojej pracy doktorskiej.
I z tymi małymi radościami chcę przywitać tegoroczną jesień - mam nadzieję - mimo tego co widzę za oknem - tą prawdziwą, polską, złotą jesień...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz