No i jesteśmy w Reykjaviku, gdzie zamyka się nasza podróż po bezkresach Islandii. Ostatnie dwa dni przed wylotem do kraju planujemy poświęcić na leniwy wypoczynek w lazurowych wodach Błękitnej Laguny oraz na spacery po mieście.
Reykjavik - najbardziej na północ wysunięta stolica na świecie, licząca niespełna 120 tys. mieszkańców - w skali innych miast stołecznych to rzeczywiście niewiele. O jego przepięknej lokalizacji w zatoce Faxafloi Oceanu Atlantyckiego przekonaliśmy się już dnia pierwszego, objeżdżając miasto niemalże dookoła. Podobnie jak na większości obszaru wyspy tak i tu znad poziomu morza stromo wyrastają góry z masywem Esja, mierzącym ponad 900m. Dla wielu turystów Reykjavik jest główną bazą wypadową w inne rejony Islandii, stąd łatwo zwiedzić Złoty Krąg, półwysep Reykjanes, czy wręcz przedsionek Interioru.
My od samego rana cieszymy się słonecznym niebem, bo w planie rekreacyjny pobyt w Błękitnej Lagunie - najbardziej chyba rozreklamowanym kąpielisku Islandii.
Dojazd w to niezwykłe miejsce zajmuje nam około godziny. Z Reykjaviku należy kierować się na Keflavik drogą 41, po czym skręcić w lewo w drogę 43.
Znów przemieszczamy się przez nieziemskie, ascetyczne wręcz krajobrazy, z dominującymi szarościami zastygłej lawy i sterczacymi stożkmi nieczynnych wulkanów.
Interesująca jest niewątpliwie lokalizacja laguny, obok której stoi elektrownia Svartsengi. W niej właśnie wydobywająca się z głębokości prawie 2000m woda oddaje większość ciepła, a do samego kąpieliska dociera już ta o temperaturze 38-40 stopni. Oszałamiający błękit z unoszącymi się kłębami pary widać już z daleka. Zanim dojedziemy do samego kąpieliska mijamy małe i większe zatoczki, wciśnięte w nieregularne formy lawy.
Nie jest to tania forma rozrywki ale jeżeli wziąć pod uwagę, że bilet wykupuje się na cały dzień, zmienia to trochę optykę. Poza tym miejsce to jest tak wyjątkowe i inne od tych, które do tej pory widzieliśmy, że trudno mieć jakieś wątpliwości. W zależności od upodobań i przede wszystkim zasobności portfela można wykupić odpowiedni pakiet, nawet taki umożliwiający korzystanie z różnorakich zabiegów SPA, czy kolorowych drinków. Trzeba też przyznać, że organizacja przestrzeni na którą składają się szatnie i łazienki jest imponująca. Mnie najbardziej zaskakują wygodne toaletki, gdzie można usiąść, wysuszyć włosy, zrobić demakijaż czy makijaż z pełną dostępnością do wszelkich wacików i płynów. Sama strefa do pływania a właściwie bardziej do spacerowania w wodzie nie jest wielka ale uwzględniając fakt, że jesteśmy w szczycie sezonu jest tu i tak sporo przestrzeni a naturalne wnęki i zagłębienia zapewniają nawet nieco intymności. Taplanie się w wodzie to nie tylko relaks i pełna rekreacja ale również dobroczynne dla zdrowia i urody korzyści, płynące z licznych minerałów i związków siarki czy krzemu, zawartych w mleczno niebieskiej wodzie. Nie dziwi więc widok wystających znad wody twarzy, wymalowanych białym błotkiem, które ponoć bardzo poprawia cerę.
To oczywiście nie wszystkie atrakcje - wszyscy spragnieni mogą nie wychodząc z basenu korzystać z baru, w którym serwowane są różnego rodzaju napoje. Można również po kąpieli przejść do strefy błogiego lenistwa na leżaku.
W Lagunie spędzamy prawie cztery godziny. Ponieważ półwysep Reykjanes nie szczędzi atrakcji ruszamy w małą objazdówkę. Wracamy do głównej drogi tylko po to aby po przejechaniu kilku kilometrów zjechać w podrzędną – na szczęście asfaltową - drogę 425. Trasa prowadzi nas wzdłuż zachodniej części wybrzeża, które kusi aby choć na chwilę się przy nim zatrzymać. A warto! Do brzegu docieramy idąc po gąbczastym dywanie utkanym z liliowych wrzosów i mchów w różnych barwach zieleni. Gdzieniegdzie na wietrze kołysze się biała wełnianka. Zjawiskowe miejsce…
Reykjavik - najbardziej na północ wysunięta stolica na świecie, licząca niespełna 120 tys. mieszkańców - w skali innych miast stołecznych to rzeczywiście niewiele. O jego przepięknej lokalizacji w zatoce Faxafloi Oceanu Atlantyckiego przekonaliśmy się już dnia pierwszego, objeżdżając miasto niemalże dookoła. Podobnie jak na większości obszaru wyspy tak i tu znad poziomu morza stromo wyrastają góry z masywem Esja, mierzącym ponad 900m. Dla wielu turystów Reykjavik jest główną bazą wypadową w inne rejony Islandii, stąd łatwo zwiedzić Złoty Krąg, półwysep Reykjanes, czy wręcz przedsionek Interioru.
My od samego rana cieszymy się słonecznym niebem, bo w planie rekreacyjny pobyt w Błękitnej Lagunie - najbardziej chyba rozreklamowanym kąpielisku Islandii.
Dojazd w to niezwykłe miejsce zajmuje nam około godziny. Z Reykjaviku należy kierować się na Keflavik drogą 41, po czym skręcić w lewo w drogę 43.
Znów przemieszczamy się przez nieziemskie, ascetyczne wręcz krajobrazy, z dominującymi szarościami zastygłej lawy i sterczacymi stożkmi nieczynnych wulkanów.
Interesująca jest niewątpliwie lokalizacja laguny, obok której stoi elektrownia Svartsengi. W niej właśnie wydobywająca się z głębokości prawie 2000m woda oddaje większość ciepła, a do samego kąpieliska dociera już ta o temperaturze 38-40 stopni. Oszałamiający błękit z unoszącymi się kłębami pary widać już z daleka. Zanim dojedziemy do samego kąpieliska mijamy małe i większe zatoczki, wciśnięte w nieregularne formy lawy.
Otoczenie Błękitnej Laguny z elektrownią Svartsengi w tle |
To oczywiście nie wszystkie atrakcje - wszyscy spragnieni mogą nie wychodząc z basenu korzystać z baru, w którym serwowane są różnego rodzaju napoje. Można również po kąpieli przejść do strefy błogiego lenistwa na leżaku.
![]() |
Błękitna Laguna |
![]() |
zatoczka przy drodze 425 parę kilometrów przed Hafnir |
W miarę jak przesuwamy się w stronę południa, otaczający nas krajobraz staje się bardziej surowy a jedynym urozmaiceniem jest nitka szosy z żółtymi palikami, czy chmury przesuwające się po niebie. Minimalizm w czystej formie…
Lubię takie obrazy, szczególnie niedbale ustawione drogowskazy czy usypane z kamieni kopczyki, wyznaczające punkty na szlaku turystycznym – o dziwo cały półwysep poprzecinany jest takimi.
Lubię takie obrazy, szczególnie niedbale ustawione drogowskazy czy usypane z kamieni kopczyki, wyznaczające punkty na szlaku turystycznym – o dziwo cały półwysep poprzecinany jest takimi.
![]() |
przy drodze 425 |
Czy możliwe jest aby jednocześnie znaleźć się w Europie i Ameryce Północnej?
Otóż okazuje się, że kilkadziesiąt kilometrów od Reykjaviku jest takie miejsce – niespełna 20 metrowy mostek, przerzucony nad szczeliną pomiędzy dwoma płytami tektonicznymi. Można więc stojąc pod tabliczką, która umownie wskazuje podział między dwoma kontynentami jedną nogą wciąż być w Europie a drugą dotknąć Ameryki. Od razy przypomina mi się słynne miejsce w Bazylei na styku granic trzech państw: Szwajcarii, Niemiec i Francji.
![]() |
most między płytami tektonicznymi Europy i Ameryki Północnej |
Jadąc dalej i nieznośnie już marząc o obiedzie trafiamy przypadkowo na kolejną atrakcję, rekompensującą nam nieco to czego nie widzieliśmy w Dyrholay. Docieramy bowiem na skraj wysokiego klifu, pod którym z wody morskiej wyłaniają się sterczące skały, kojarzące się z rozpiętymi na wietrze żaglami. Tuż obok stoi malownicza latarnia i … coś co na Islandii nie należy do częstych widoków – budynek fabryki.
![]() |
południowo-wschodni cypel półwyspu Reykjanesta |
Wciąż obcujemy z krajobrazem przywodzącym na myśl powierzchnię księżyca, jednakże popołudniowe słońce i ładne niebo ocieplają mijane widoki.
Do Grindavik – małej, portowej miejscowości docieramy późnym popołudniem wypatrując restauracji Brim, serwującej dania kuchni morskiej. Nie rozwodząc się specjalnie nad tym wątkiem powiem tylko, że będąc w tej okolicy, do niepozornie wyglądającego czerwonego budynku restauracji zajrzeć należy koniecznie! Nie dość, że podają wspaniale przyrządzone świeże ryby, to jeszcze można liczyć na doskonały deser - choćby w postaci ogromnego kawałka tortu.
![]() |
smaczne chwile w restauracji Brim - Grindavik |
Trasa:
Reykjavik - Błękitna Laguna - Grindavik - Reykjavik - około 140km (drogą 43 i 425)
foto: BK Sobieccy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz