Baraniec

Baraniec

wtorek, 16 września 2014

Reykjavik - Błękitna Laguna - Grindavik - Reykjavik - dzień dziewiąty

No i jesteśmy w Reykjaviku, gdzie zamyka się nasza podróż po bezkresach Islandii. Ostatnie dwa dni przed wylotem do kraju planujemy poświęcić na leniwy wypoczynek w lazurowych wodach Błękitnej Laguny oraz na spacery po mieście.
Reykjavik - najbardziej na północ wysunięta stolica na świecie, licząca niespełna 120 tys. mieszkańców - w skali innych miast stołecznych to rzeczywiście niewiele. O jego przepięknej lokalizacji w zatoce Faxafloi Oceanu Atlantyckiego przekonaliśmy się już dnia pierwszego, objeżdżając miasto niemalże dookoła. Podobnie jak na większości obszaru wyspy tak i tu znad poziomu morza stromo wyrastają góry z masywem Esja, mierzącym ponad 900m. Dla wielu turystów Reykjavik jest główną bazą wypadową w inne rejony Islandii, stąd łatwo zwiedzić Złoty Krąg, półwysep Reykjanes, czy wręcz przedsionek Interioru.
My od samego rana cieszymy się słonecznym niebem, bo w planie rekreacyjny pobyt w Błękitnej Lagunie - najbardziej chyba rozreklamowanym kąpielisku Islandii.
Dojazd w to niezwykłe miejsce zajmuje nam około godziny. Z Reykjaviku należy kierować się na Keflavik drogą 41, po czym skręcić w lewo w drogę 43.
Znów przemieszczamy się przez nieziemskie, ascetyczne wręcz krajobrazy, z dominującymi szarościami zastygłej lawy i sterczacymi stożkmi nieczynnych wulkanów.
Interesująca jest niewątpliwie lokalizacja laguny, obok której stoi elektrownia Svartsengi. W niej właśnie wydobywająca się z głębokości prawie 2000m woda oddaje większość ciepła, a do samego kąpieliska dociera już ta o temperaturze 38-40 stopni. Oszałamiający błękit z unoszącymi się kłębami pary widać już z daleka. Zanim dojedziemy do samego kąpieliska mijamy małe i większe zatoczki, wciśnięte w nieregularne formy lawy.



Otoczenie Błękitnej Laguny z elektrownią Svartsengi w tle
Nie jest to tania forma rozrywki ale jeżeli wziąć pod uwagę, że bilet wykupuje się na cały dzień, zmienia to trochę optykę. Poza tym miejsce to jest tak wyjątkowe i inne od tych, które do tej pory widzieliśmy, że trudno mieć jakieś wątpliwości. W zależności od upodobań i przede wszystkim zasobności portfela można wykupić odpowiedni pakiet, nawet taki umożliwiający korzystanie z różnorakich zabiegów SPA, czy kolorowych drinków. Trzeba też przyznać, że organizacja przestrzeni na którą składają się szatnie i łazienki jest imponująca. Mnie najbardziej zaskakują wygodne toaletki, gdzie można usiąść, wysuszyć włosy, zrobić demakijaż czy makijaż z pełną dostępnością do wszelkich wacików i płynów. Sama strefa do pływania a właściwie bardziej do spacerowania w wodzie nie jest wielka ale uwzględniając fakt, że jesteśmy w szczycie sezonu jest tu i tak sporo przestrzeni a naturalne wnęki i zagłębienia zapewniają nawet nieco intymności. Taplanie się w wodzie to nie tylko relaks i pełna rekreacja ale również dobroczynne dla zdrowia i urody korzyści, płynące z licznych minerałów i związków siarki czy krzemu, zawartych w mleczno niebieskiej wodzie. Nie dziwi więc widok wystających znad wody twarzy, wymalowanych białym błotkiem, które ponoć bardzo poprawia cerę.
To oczywiście nie wszystkie atrakcje - wszyscy spragnieni mogą nie wychodząc z basenu korzystać z baru, w którym serwowane są różnego rodzaju napoje. Można również po kąpieli przejść do strefy błogiego lenistwa na leżaku.


Błękitna Laguna 
W Lagunie spędzamy prawie cztery godziny. Ponieważ półwysep Reykjanes nie szczędzi atrakcji ruszamy w małą objazdówkę. Wracamy do głównej drogi tylko po to aby po przejechaniu kilku kilometrów zjechać w podrzędną – na szczęście asfaltową - drogę 425. Trasa prowadzi nas wzdłuż zachodniej części wybrzeża, które kusi aby choć na chwilę się przy nim zatrzymać. A warto! Do brzegu docieramy idąc po gąbczastym dywanie utkanym z liliowych wrzosów i mchów w różnych barwach zieleni. Gdzieniegdzie na wietrze kołysze się biała wełnianka. Zjawiskowe miejsce… 
zatoczka przy drodze 425 parę kilometrów przed Hafnir 
W miarę jak przesuwamy się w stronę południa, otaczający nas krajobraz staje się bardziej surowy a jedynym urozmaiceniem jest nitka szosy z żółtymi palikami, czy chmury przesuwające się po niebie. Minimalizm w czystej formie…
Lubię takie obrazy, szczególnie niedbale ustawione drogowskazy czy usypane z kamieni kopczyki, wyznaczające punkty na szlaku turystycznym – o dziwo cały półwysep poprzecinany jest takimi.
 
przy drodze 425
Czy możliwe jest aby jednocześnie znaleźć się w Europie i Ameryce Północnej?
Otóż okazuje się, że kilkadziesiąt kilometrów od Reykjaviku jest takie miejsce – niespełna 20 metrowy mostek, przerzucony nad szczeliną pomiędzy dwoma płytami tektonicznymi. Można więc stojąc pod tabliczką, która umownie wskazuje podział między dwoma kontynentami jedną nogą wciąż być w Europie a drugą dotknąć Ameryki. Od razy przypomina mi się słynne miejsce w Bazylei na styku granic trzech państw: Szwajcarii, Niemiec i Francji.
most między płytami tektonicznymi Europy i Ameryki Północnej
Jadąc dalej i nieznośnie już marząc o obiedzie trafiamy przypadkowo na kolejną atrakcję, rekompensującą nam nieco to czego nie widzieliśmy w Dyrholay. Docieramy bowiem na skraj wysokiego klifu, pod którym z wody morskiej wyłaniają się sterczące skały, kojarzące się z rozpiętymi na wietrze żaglami. Tuż obok stoi malownicza latarnia i … coś co na Islandii nie należy do częstych widoków – budynek fabryki.

południowo-wschodni cypel półwyspu Reykjanesta
Wciąż obcujemy z krajobrazem przywodzącym na myśl powierzchnię księżyca, jednakże popołudniowe słońce i ładne niebo ocieplają mijane widoki.
   

Do Grindavik – małej, portowej miejscowości docieramy późnym popołudniem wypatrując restauracji Brim, serwującej dania kuchni morskiej. Nie rozwodząc się specjalnie nad tym wątkiem powiem tylko, że będąc w tej okolicy, do niepozornie wyglądającego czerwonego budynku restauracji zajrzeć należy koniecznie! Nie dość, że podają wspaniale przyrządzone świeże ryby, to jeszcze można liczyć na doskonały deser - choćby w postaci ogromnego kawałka tortu.
smaczne chwile w restauracji Brim - Grindavik
I tak oto wracając drogą 43 zamykamy pętlę i dojeżdżamy do Reykjaviku. Centrum miasta zostawiamy na dzień następny – już niestety ostatni.





Trasa:
Reykjavik - Błękitna Laguna - Grindavik - Reykjavik - około 140km (drogą 43 i 425)

foto: BK Sobieccy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz