Baraniec

Baraniec

wtorek, 9 września 2014

Lax-á Hekla cottage - Vik - dzień siódmy

Budzimy się po burzliwych przeżyciach dnia poprzedniego u podnóża Hekli - najwyższego czynnego wulkanu Islandii (ostatnia erupcja miała miejsce w 2000r.). Pogoda niespecjalna i dzień ten z premedytacją planujemy poświęcić na odpoczynek. Pomimo dość silnego wiatru spędzamy trochę czasu na tarasie aby przyjrzeć się otaczającej nas przestrzeni. A wokół ogromna pustka, gdzie okiem nie sięgnąć pola lawy, tu i ówdzie jakieś domki (miejsce to o dziwo ma charakter rekreacyjny). W pasmie na wprost wejścia do naszego domku sterczy wspomniana już Hekla, otoczona innymi szczytami. Ten swoisty krajobraz zaczyna mi się podobać z każdą chwilą i wyobrażam tu sobie nawet spędzić dłuższy czas. Póki co zjadamy śniadanie i leniuchujemy mając w planie popołudniowy wyjazd do Vik. 

w naszym rankingu miejsc noclegowych w Islandii zdecydowanie prowadzi Lax-á Hekla cottage

W międzyczasie rozbraja mnie komunikat mojego męża, informujący o kolejnej „hekatombie”... tym razem dziurawej oponie. No cóż dobrze, że przynajmniej znajdujemy zapas w bagażniku. Wymiana koła nie należy do najprostszych w mocno pochyłym i nie utwardzonym  terenie. W końcu jednak po niespełna 30 minutach znów mamy do dyspozycji sprawny samochód – jedyny problem to znalezienie wulkanizatora i ostateczne rozprawienie się z tematem. Postanawiamy załatwić to w odległej o kilkanaście kilometrów Helli podczas planowanej wycieczki. Tymczasem korzystamy z dobrodziejstw naszego miejsca pobytu, szczególnie z sauny.  
Po kilku godzinach pogoda niestety nie poprawia się – jest pochmurno a od czasu do czasu pokapuje deszcz. Mimo to wyjeżdżamy i bez większych kłopotów pozbywamy się naszego zmartwienia - przed nami więc dalsze turystyczne eksplorowanie na trasie około 100 km. 
W pierwszej kolejności (dosłownie po drodze) zaglądamy pod jeden z ciekawszych wodospadów w Islandii – Seljalandsfoss. Nie dość, że jest wysoki (około 60m), to ogromną atrakcją jest możliwość obejścia go dookoła i spojrzenie na otoczenie zza kurtyny spadającej wody. Niestety padający i nieco zacinający deszcz a do tego unoszące się ze strumienia wodospadu mikroskopijne kropelki wody sprawiają, że robienie zdjęć a przede wszystkim ochrona aparatu to nie lada wyczyn. 

niezwykły Seljalandsfoss

Nie trzeba jechać długo bo zaledwie parę kilometrów aby stanąć pod kolejną zjawiskową kaskadą Skogafoss (wysokość 60 m, szerokość 20m). Tu też unosząca się wokół mgiełka wodna nie pozwala zbyt blisko podejść - zwłaszcza z wycelowanym na wprost obiektywem. 

Skogafoss

Zbliżając się do Vik zerkamy na elektroniczne tablice ustawione przy drodze, informujące  o warunkach pogodowych w tej strefie. Wspominałam, że miejsca te należą  do najbardziej wietrznych w Islandii a jeżeli dodamy jeszcze do tego burze pyłowe to robi się to okolica naprawdę ekstremalna. Burzy póki co najpewniej nie doświadczymy ale silne porywy wiatru będą nam bez wątpienia towarzyszyć. 
Wciąż pada, jedziemy więc prosto do Vik na jakiś późny obiad – Dyrhólaey odkładamy na potem. Zatrzymujemy się w polecanej restauracji Strondin Bistro and Bar, gdzie jemy wyśmienite typowo islandzkie dania. Ja zamawiam jagnięcinę (w życiu nie jadłam tak delikatnie przyrządzonego mięsa), Krzysiek z kolei coś w rodzaju zapiekanki ziemniaczano- rybnej, nasz syn tradycyjnie pizzę ;-).
Siedzimy przy stoliku z widokiem na plażę i sterczące w wodzie grzebienie skalne tak charakterystyczne dla tej miejscowości. Cały czas łudzimy się, że pogoda jeszcze choć na chwilę się poprawi. Niestety ani podmuchy wiatru ani padający deszcz nie słabną. Nie zobaczymy z bliska słynnych plaż w Vik... Mimo to z resztkami nadziei kierujemy się drogą powrotną w stronę wspomnianego Dyrhólaey. Wiatr jest tak silny, że chwilami odnoszę wrażenie, że lada moment nasz samochód zostanie zdmuchnięty z szosy. Na parkingu przy plaży mocno zacinający deszcz zniechęca do wyjścia na zewnątrz. Robimy więc desperacko kilka zdjęć do archiwum, że byliśmy, że widzieliśmy... i z żalem wracamy do domku pod Heklą. A będąc w Islandii Dyrhólaey zobaczyć trzeba! To niezwykłe miejsce jeszcze do niedawna uznawane za najbardziej na południe wysunięty fragment wyspy. W tłumaczeniu nazwa tworzy zlepek trzech słów: drzwi, otwór i wyspa i trudno się dziwić bo skały tu przybierają unikalne formy, z których najbardziej znany jest monumentalny łuk wystający z wody - na tyle duży, że może pod nim przepłynąć łódź czy… przelecieć niewielki samolot. My łuku nie widzieliśmy (przy tym wietrze trudno byłoby dojść do miejsca skąd go widać), natomiast zafascynował nas widok mieszającej się błękitno - turkusowej toni słonej wody z przypominającym rozcieńczone błoto nurtem spływającej rzeki. 

Dyrholaey

Trasa:
Lax-á Hekla cottage - Vik - Lax-á Hekla cottage: około 220km

fot. BK Sobieccy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz