Ostatnie dwa dni, zwariowane i pełne emocji... wszelakich.
Na początek przygotowania do imprezy, wieczorem mają nas odwiedzić Gabi i Vienna, austriaccy znajomi, których miałam już okazję poznać dwa lata wcześniej. W przerwach kiedy przygotowujemy stół, wygłupiamy się z Kaśką podczas ogrodowych sesji. Panowie szykują stanowisko grillowe i walczą w kuchni z mięsem.
Bawimy się świetnie, leje się naddunajskie wino zakupione kilka dni wcześniej w winnicy Stalzer, tańczymy. I wszystko do czasu kiedy pechowo skręcam nogę w stawie kolanowym. Alois rycersko rusza do dyżurującej apteki aby zaopatrzyć mnie w opaskę i odpowiednie maści. To niestety dla mnie koniec zabawy i nadziei na zaplanowaną na dzień kolejny wycieczkę motocyklem.
chłopaki szykują się do grillowania ;-) |
dziewczyny realizują babskie fantazje ;-) |
Rano z kolanem wcale nie jest lepiej. Podejmuję jednak próbę i siadam na maszynie. Alois mnie czaruje, że to taka godzinna wycieczka. W trakcie jednak okazuje się że przemierzamy łącznie prawie 300 km i mkniemy w rejon parku narodowego w Kalkalpen. Ale wrażenia! Nie tylko prędkość! Momentami osiągamy bowiem prawie 200 km/h, ale sama frajda z jazdy, technika balansowania ciałem no i widoki oczywiście. Zatrzymujemy się też chwilę nad alpejskim jeziorem Gleinkersee, w którym można się kąpać, mając strzeliste górskie szczyty dookoła.
Wieczorem udajemy się jeszcze na chwile z rewizytą do Gabi i Vienny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz