To
jeden z tych najbardziej wyczekiwanych dni podczas naszego wyjazdu,
najdłuższy i najbardziej obfitujący w atrakcje. Czeka nas wczesna
pobudka i sporo kilometrów do przejechania. W planie Pienza,
Montepulciano i wyjątkowa krajobrazowo dolina Val d’Orcia.
Niestety
nastroje burzy nieco pochmurne niebo, nie zrażamy się tym,
zakładając że im bardziej na południe, tym lepsza gwarancja
pogody. Jednak zbliżając się do Montepulciano nasze obawy rosną, a
przed samym zjazdem z autostrady wręcz zaczyna solidnie padać.
Przeczekujemy ten czas na parkingu stacji benzynowej. Na szczęście
deszcz ustaje, a w parę minut później, chowając już parasole, wyruszamy spod murów do
centrum miasta.
Montepulciano należy niewątpliwie do tych miast,
które będąc w Toskanii odwiedzić należy. Usadowione na długim,
wąskim i wyniesionym ponad okoliczne doliny grzbiecie, stanowi niezwykłą
atrakcję. Miasto słynie też z win, wśród których prym wiedzie
wytrawne Nobile. Do centrum wchodzimy przez Porta al Prato,
monumentalną bramę, jedną z sześciu wpasowanych w XVI-wieczne mury
obronne. Wzdłuż głównej uliczki ciągną się liczne sklepy, z
których większość handluje winem i oliwą. Kuszą atrakcyjne
promocje i przede wszystkim możliwość degustacji.
Może to wpływ
pogody, a może okres poza sezonem – ludzi na ulicach niewielu.
Niezależnie od tego, zawsze można uciec w boczne, ciasne uliczki,
często stromo pnące się ku górze. Zanim dotrzemy do Piazza
Grande, zaglądamy do kościoła Saint Agostino, sąsiadującego z
wieżą, którą na szczycie zdobi postać Pulcinelli, stąd zresztą
jej nazwa - Torre di Pulcinella.
|
wejście do zabytkowej części Montepulciano przez Porta al Prato - na dzień dobry sklepy z winami i oliwą |
|
kościół Saint Agostino |
|
Torre di Pulcinella |
Spacerując uliczkami centro, nie przykładamy zbyt wielkiej wagi do planu miasta. Warto się tu nawet nieco zagubić, nam przez przypadek udaje się dotrzeć pod kolejną z bram - Porta San Donato.
Mijając Muzeum Tortur docieramy na Piazza Grande. Plac położony jest w najwyższej części miasta, a o jego osobliwym uroku świadczy niedokończona, surowa wręcz w swojej formie, fasada katedry di Santa Maria Assunta, obok której stoi budynek ratusza Palazzo Pubblico, zwieńczony wieżą słynącą z pięknej panoramy na okolice. Okazuje się, że obraz w ołtarzu świątyni, Zwiastowanie Taddea di Bartola, jest w trakcie renowacji.
|
pod katedrą di Santa Maria Assunta |
|
Palazzo Comunale i stojąca obok katedra di Santa Maria Assunta |
|
katedra di Santa Maria Assunta |
Na parking wracamy idąc wzdłuż drugiej strony wzgórza, z której roztaczają się wspaniałe widoki z murów. Po drodze robimy jeszcze zakupy wina i oliwy.
|
widoki z murów też piękne... |
|
góra, dół, góra, dół... ;-) |
Będąc w Montepulciano warto zajrzeć do odległego o niespełna dwa kilometry od centrum, kościółka San Biaggio, stanowiącego przykład jednej z piękniejszych włoskich budowli renesansowych. Kościół wzniesiony na planie krzyża greckiego, słynie z niezwykłej akustyki - wystarczy stanąć w osi szczytu kopuły i klasnąć w dłonie. Sprawdzałam – niezwykłe doświadczenie.
Kościół stanowi też atrakcję w krajobrazie Montepulciano, dlatego warto podejść nieco wyżej aby móc się o tym przekonać. My niestety, z racji dalszych planów, rezygnujemy i jedziemy dalej.
|
kościół San Biagio w Montepulciano |
I
tak oto kierując się na Monticchiello, wjeżdżamy w jedno z
najpiękniejszych miejsc Toskanii – dolinę Val d’Orcia. O tym
jak ważne to miejsce na mapie turystycznej regionu, świadczy
wpis doliny na listę UNESCO. Wznosimy się po łagodnych, uporządkowanych wzgórzach,
obrośniętych cyprysami. Światła do fotografowania nie mamy, bo i pora nie ta i w
ogóle niebo nie zachwyca, wyobrażam sobie jednak te pocztówkowe
wręcz krajobrazy, otulone mgłą o świcie, lub zanurzone w miękkich promieniach słońca późnego popołudnia. Najpiękniej tu chyba jednak
jesienią, kiedy soczysta zieleń ustępuje odcieniom oliwki, ochry
czy terakoty.
|
Val d'Orcia |
|
Val d'Orcia - okolice Monticchiello |
|
daleko od szosy... ;-) |
To z czego jeszcze słynie dolina Val d’Orcia, to wyjątkowe punkty widokowe na tzw. „cyprysowe sprężynki”. Nam udało się zamknąć w kadrze tę w Chianciano Terme (La Foce). Z lokalnej strade bianche, z dala od innych turystów chłoniemy piękno niepowtarzalnych krajobrazów.
|
"cyprysowa sprężynka" La Foce |
|
"cyprysowa sprężynka" z drogi SP40 |
Nigdy nie przyszłoby mi do głowy kojarzyć Toskanii z
gorącymi źródłami, a to przecież takie naturalne, zważywszy na
bardzo urozmaiconą budowę geologiczną Włoch.
Zanim
ustaliliśmy, które kąpielisko wybierzemy, prześledziłam kilka
opisów z bloga italia-by-natalia.pl.
Ponieważ autorka postu najwyżej oceniła, leżące niespełna 30 km od Pienzy, Bagni San Filippo, a ja zwracam uwagę na walory przyrodnicze, zdecydowaliśmy się na wybór tego miejsca.
Samochód najlepiej
zaparkować przy Via Fosso Bianco, skąd leśną ścieżką, schodzi się do źródeł jakieś kilka minut. Widok jaki się przed nami
odsłania jest nieprawdopodobny. Biała, wapienna skała z wydrążonymi
nieckami, w których gromadzi się mlecznobłękitna woda - im wyżej, tym cieplejsza. Warto więc wspiąć się po chropowatej, wapiennej
powierzchni i znaleźć dla siebie odpowiedni basenik. Ponoć w
miejscu wypływu, woda ma temperaturę powyżej 50 stopni, nam udało
się zanurzyć w takiej, która dawała uczucie przyjemnego ciepła.
Mając już zaprawę po islandzkich podróżach, zapach unoszącego
się siarkowodoru niemalże zignorowaliśmy, zresztą po jakimś
czasie jest on prawie niewyczuwalny.
Z
rozkoszą spędzamy tu prawie godzinę i gdyby nie dalsze plany
chętnie zostalibyśmy dłużej.
|
Bagni San Filippo |
|
cudownie się wygrzać ;-) |
Jest
dość późno, wracając kierujemy się na Pienzę, chcąc po drodze
zobaczyć kilka pocztówkowych gospodarstw i najsłynniejszą chyba
we Włoszech kapliczkę Capella Madonna di Vitaleta.
Trasa
przez Gallinę, w stronę San Quirico d’Orcia, obfituje w liczne
atrakcje. Mijamy między innymi agriturismo Poggio Covili, które zarówno z jednej
jak i drugiej strony wygląda obłędnie – no może z punktem
przewagi dla widoku od strony zachodniej.
|
z drogi SR2 |
|
Agriturismo Poggio Covili - od wschodu |
|
Agriturismo Poggio Covili - od zachodu |
|
Agriturismo Poggio Covili - od zachodu |
Co ciekawe, wystarczy przejść na drugą stronę drogi SR2 aby zanurzyć wzrok w odcieniach zieleni, otaczających inne gospodarstwo - Poggio Istiano.
|
a z drugiej strony drogi SR2 agriturismo Poggio Istiano |
Nie
wiedzieć kiedy dojeżdżamy do miejsca rozpoznawalnego z daleka.
Stoi tu już kilka samochodów, a obok liczni amatorzy
fotograficznego szaleństwa z osadzonymi na statywach obiektywami
aparatów, wycelowanymi prosto w środek pola, na którym niczym
samotny żagiel, stoi wspomniana już kapliczka, również wpisana na listę UNESCO. Uroku dodaje jej kilka cyprysów,
sterczących obok. Mieliśmy w planie podjechać bliżej aby zobaczyć
to miejsce od zupełnie innej strony ale czas nie pozwolił.
Tak
bardzo chcieliśmy jeszcze zobaczyć Pienzę w promieniach
zachodzącego słońca.
|
Cappella Madonna di Vitaleta |
Do
miasta docieramy przed 19-stą. Mam chyba wyjątkowe szczęście do
tej pory dnia, bo i poprzednio, przed pięciu laty, zwiedzaliśmy
Pienzę późnym popołudniem. W pierwszej kolejności robimy zakupy
serowe, bo miasto oprócz wspaniałej zabudowy i zapierających dech
widoków na okolice, słynie z produkcji pecorino - twardych owczych
serów, co zresztą jest wyczuwalne zaraz po przekroczeniu głównej
bramy miasta Porta al Prato. Wszędzie tu pełno sklepików, gdzie
można spróbować każdego rodzaju sera. Niemałe znaczenie dla
turystów, robiących serowe zakupy ma to, że każdy kawałek na
życzenie może być zapakowany próżniowo.
|
Pienza - okolice katedry di Santa Maria Assunta |
A
centro znów jak kiedyś tonie w ciepłym popołudniowym świetle.
Trochę nas pogania widok nadciągających od wschodu granatowych
chmur i lekkie pomruki nieba. Z murów delektujemy się jeszcze
wspaniałą panoramą.
|
uliczki Pienzy |
|
widok z murów jak zawsze niezapomniany |
|
okolice Pienzy |
|
pod katedrą di Santa Maria Assunta |
A przed kolacją wchodzimy jeszcze, do utrzymanej w stylu gotycko – renesansowym, katedry di Santa Maria Assunta, stojącej przy Piazza Pio II. Wewnątrz panuje absolutna cisza, a podczas zwiedzania towarzyszy nam zaledwie dwójka innych turystów. Ciekawostką jest, że katedra usytuowana na uskoku, w części bliższej ołtarza „łamie” się nieco w dół. Widzimy zresztą liczne pęknięcia na ścianach, spięte w w kilku miejscach klamrami.
|
katedra di Santa Maria Assunta |
Po wyjściu, nieco zaniepokojeni zmianą pogody, szukamy miejsca na kolację. Zatrzymujemy się na Piazza Dante Alighieri, w restauracji La Mensa del Conte. Ledwie się rozsiadamy, kiedy zaczyna solidnie padać. Dobrze, że tutejszy ogródek jest zadaszony aby uchronić się przed zacinającym deszczem. Łączymy zresztą nasz stolik ze stolikiem sąsiedniej pary, jak się okazuje Belgów. Miło spędzamy wspólnie czas, panowie nawet odkrywają wspólne pasje muzyczne.
O zmroku opuszczamy Pienzę. Przed nami jeszcze przynajmniej dwie godziny jazdy.
Val d'Orcia jest zdecydowanie miejscem na dłużej... miejscem, gdzie każdy pasjonat piękna krajobrazu odnajdzie chwilę szczęścia, inspiracji, spokoju. Chciałabym aby kraina ta skradła mi serce raz jeszcze... może jesienią?
foto: K. Sobiecki z moim skromnym współudziałem
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz