Nie znam nikogo, kto będąc raz w Toskanii, nie chciałby do
niej wrócić. Cudowne, niezapomniane pejzaże, bogactwo kultury z doskonale zachowaną architekturą, obłędna kuchnia, wspaniałe wino i zaraźliwa wręcz serdeczność ludzi.
Przez tydzień jesteśmy gośćmi Małgosi - autorki niezwykłego
bloga Toskańskie zapiski spełnionych marzeń i Krzysztofa, polskiego księdza, który
od lat już mieszka we Włoszech i jest przewodnikiem duchowym w dwóch parafiach północnej
Toskanii - Tobbianie i Fognano.
Jedną z nich - Fagnano - mamy na ten czas na wyłączność. Piękne miejsce
z tzw. duszą, w które nasi gospodarze wkładają niemalże całe swoje serca. A jeśli dodać,
że Małgosia jest artystką, obraz maluje się sam…
W mieszkaniu na piętrze, z ogromnym salonem, z którego wchodzi się do poszczególnych pomieszczeń, każdy szczegół zachwyca, począwszy od pięknych drewnianych stropów, stylowych mebli, drobnych bibelotów, ściąganych z różnych zakamarków Włoch, skończywszy na imionach nadanych każdej sypialni. Każde drzwi do nich prowadzące, opatrzone są wykonanymi przez Małgosię szkicami, przypominającymi perełki toskańskich miast, każde mają wykaligrafowaną nazwę tego miasta.
Naszym królestwem jest dostojna i pełna elegancji Florencja, piękny pokój ze stylowymi okienkami, z
których po oczach bije zieleń.
W mieszkaniu na piętrze, z ogromnym salonem, z którego wchodzi się do poszczególnych pomieszczeń, każdy szczegół zachwyca, począwszy od pięknych drewnianych stropów, stylowych mebli, drobnych bibelotów, ściąganych z różnych zakamarków Włoch, skończywszy na imionach nadanych każdej sypialni. Każde drzwi do nich prowadzące, opatrzone są wykonanymi przez Małgosię szkicami, przypominającymi perełki toskańskich miast, każde mają wykaligrafowaną nazwę tego miasta.
Przez cieniutki, biały perkal cudnie wpada światło,
zwłaszcza o świcie. O świcie też rozpoczynają się porywające ptasie koncerty, od czasu do czasu przerywane przez głośne
pianie koguta - jak na prawdziwej wsi, którą pamiętam z dzieciństwa. No i coś do
czego stopniowo się przyzwyczajaliśmy – cogodzinne bicie dzwonów przykościelnych
;-)
Ech… wspomnienie tego okna, w którym stawałam o świcie aby
wdychać górskie powietrze, czy pielęgnować oczy soczystą zielenią wiosny.
Fognano jest oddalone od Tobbiany o jakieś trzy kilometry. Dzieli je jednak spora wysokość. Aby dostać się do Tobbiany trzeba pokonać serię zakrętów i serpentyn. Z dołu zabudowa Tobbiany wygląda jak obwarzanek, w nocy, podczas powrotów z naszych eskapad, trudno jej nie rozpoznać. No i widok z tarasu Małgosi – obłędny.
Nasz pobyt, pierwszy od wielu lat razem, bez Piotra, zaplanowałam
starannie, zostawiając jak zwykle sporo miejsca na ewentualne zmiany i
niespodziewane spontaniczne zbiegi okoliczności.
Z Krakowa przemieszczamy się autostradami, wyjątkowo nie jadąc przez Cieszyn, a Bogumin i Ostravę, dalej oczywiście przez Brno, Wiedeń, Klagenfurt, kierując się na Florencję. Szczęśliwie bez przygód udaje nam się całą trasę, nieco ponad 1300 km, pokonać w niespełna 15 godzin.
Wolniejsze odcinki drogi napotykamy głównie w Austrii. Sporo
tam teraz remontów, zwłaszcza na odcinkach Wiedeń - Graz i Graz - Klagenfurt.
Standardowo też swoje odczekujemy w korku w okolicach Wenecji.
Bardzo wygodny okazuje się zakup winiet przez internet, nie
musimy robić obowiązkowych postojów na granicy.
Ale... już jesteśmy we Włoszech!
Ale... już jesteśmy we Włoszech!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz