Baraniec

Baraniec

poniedziałek, 18 czerwca 2018

Na frasunek dobre Chianti ;-)

nie da się ukryć - jesteśmy w Chianti!

Czarny kogut i wszystko jasne. Wjeżdżamy w królestwo Chianti. Jak magnes coś mnie pcha w te same miejsca, które widziałam już pięć lat temu. Na liście nie może więc braknąć maleńkiego Montefioralle. Zjeżdżamy z obwodnicy florenckiej i już budzą się emocje, bo przed nami górki, pagórki...
Wszędzie otacza nas soczysta o tej porze roku zieleń, przetykana intensywną żółcią krzewów, których nazwy jeszcze nie ustaliłam ;-)
O urodzie pejzaży można mówić wiele, ale słowa jej chyba i tak nie oddadzą, a zdjęcia być może są tylko namiastką uchwyconej chwili.

Zagłębiając się w system coraz węższych i zdecydowanie lokalnych dróg docieramy do Montefioralle, panoramę osady najlepiej podziwiać od strony drogi SP101. 
A tu jakby czas stanął w miejscu. Ten sam parking – może nieco więcej zieleni, ten sam winobluszcz, oplatający jedną z bram wejściowych i ten sam spokój, zamknięty w ciasnych uliczkach. Nawet jeden z domków z kwiatami ten sam ;-). Obejście dostępnej dla turystów części zajmuje niespełna pół godziny, włącznie z robieniem zdjęć. Schodki prowadzące na wyższe kondygnacje pozostawiają jedynie smak tajemnicy.
pierwsze pejzaże w Chianti

panorama na maleńkie Montefioralle

znów w ciasnych uliczkach Montefioralle 

gdzieniegdzie piaskowy kamień ocieplają kolory kwiatów


Montefioralle i jego otoczenie
ktoś chętny? :-)

gdzieś w drodze do Radda in Chianti

Z Montefioralle jedziemy w stronę kolejnej perełki - Volpaia. To trochę nieplanowany postój, bo bardziej nastawialiśmy się na poszukiwanie dróg wysadzanych cyprysami, a ta w okolicy Volpai jest wyjątkowej urody. Samo miasteczko jest równie senne jak Montefioralle i tak samo urzekające. Wałęsamy się trochę uliczkami, chłód kamienia ożywiają wszelkie możliwe kolory róż, zasadzonych niemalże przy każdym domu. W międzyczasie robimy przerwę na obowiązkowe cappuccino.
między Radda in Chianti a Volpaia 

Volpaia

Volpaia - róże i cytryny ;-)

Volpaia

Volpaia
Ech… powtarzam się może ale jakże bajeczny jest przejazd z Volpaia do Castelliny in Chianti przez Radda in Chianti.
Wiosna wręcz eksploduje kolorami kwiatów. A Castellina in Chianti to kolejny nieplanowany postój. Tu zaopatrujemy się w jednym z wielu sklepików w wino, w tym obowiązkowo w Chianti Classico. Wszędzie kuszą degustacje.
Castellina in Chianti

Castellina in Chianti

coś nie wyszło? ;-)

Castellina in Chianti

dostałam kwiaty od Pana Męża ;-)
Naszym kolejnym celem jest przejazd do lokalnej winnicy Mazza, w której również i 5 lat temu zaopatrywaliśmy się wino. Nie ma tu może zbyt wielkiego wyboru, ale za to wina przednie, a i możliwość zakupu większej ilości takiego domowego, w dobrej cenie. 
3 l za 7 Euro? Ależ owszem;-). Wino to, zapakowane w szczelnie zamknięty worek ze srebrnej folii, zaopatrzone jest w sprytnie wmontowany kranik do rozlewania. Całość dodatkowo zapakowana w kartonik. O popularności tego wina świadczy obecność tzw. „lokalsów”, zaopatrzonych w liczne baniaki do napełniania.
Dojazd do winnicy odbywa się klasyczną szutrową strade bianche. Zatrzymujemy się przed starym opuszczonym budynkiem, oblanym wręcz czerwienią maków. Zaraz po drugiej stronie drogi nie kończące się krzewy winorośli.
daleko od szosy, czyli podążając strade bianche

uwielbiam takie "zderzenia" soczystej świeżości z elementami przemijania



a to już winnica Mazza  

czasem monotonną i uporządkowaną zieleń winnic ożywia kolor róż
Wracając warto zatrzymać się na chwilę na zrobienie tzw. "cyprysowej fotki" przy nieodległym agriturismo Casale dello Sparviero.
widok n a winnicę Casale dello Sparviero
Ponieważ pora jest idealna, w ramach powrotu robimy mały skok w bok do Certaldo, które również pamiętam z poprzedniego pobytu w Toskanii. Nie mieliśmy jednak wtedy okazji zobaczyć miasteczka za dnia. Nie tracąc czasu na poszukiwanie miejsca parkingowego, zatrzymujemy się niedaleko stacji kolejki, z której można się łatwo dostać do Alte Certaldo, tej bardziej interesującej części miasta.
Wybieramy wariant pieszego podejścia, które jak się okazuje, wcale nie jest takie mozolne. Spod murów roztacza się piękna panorama na okolice miasta, a na horyzoncie rysują się dość wyraźnie sylwetki wież San Gimigniano, odległego od Certaldo o jakieś 15 km.
Certaldo

Alte Certaldo
Na wszelki wypadek rezerwujemy stolik na kolację, w znanej mi już z pysznej kuchni, restauracji L'Antica Fonte. Do tawerny, z plakatu reklamowego, kusząco zaprasza z nieśmiało spuszczonym wzrokiem, piękna półnaga kobieta.
Zaletą tego miejsca, oprócz wspomnianych doskonałych posiłków, jest uroczo usytuowany ogródek, z rozległym widokiem na okolice.
Zanim jednak poddamy się rozkoszom podniebienia, robimy spacer po Alte Certaldo, z przyjemnością zapuszczając się w boczne uliczki od głównej Via Giovanni Boccacio (tu urodził się, zmarł i został pochowany ten słynny toskański pisarz). 
Alte Certaldo

pod murami Palazzo Pretorio
Via Boccaccio słynie nie tylko z domu mistrza, będącego wierną kopią oryginału, zniszczonego podczas wojennych bombardowań, czy Pałacu Pretorio z XII w. 
Pod numerem 11, warto zatrzymać się na chwilę w Caffeteria Bar Boccacio, na słynne fantazyjnie udekorowane cappuccino. Jeśli dodać, że każda filiżanka jest niepowtarzalnym dziełem sztuki, warto nawet nieco przepłacić ;-) 
a to już kreatywność personelu w Caffeteria Bar Boccacio przy Via Giovanni Boccacio 11  - cappuccino może nieco droższe ale fantazyjnie ubarwione ;-)
Tymczasem czas szybko płynie i o 19.00 meldujemy się w restauracji. Goście powoli wypełniają ogródek. W ramach przystawki zamawiamy bruschetty. Jedną z nich jest Bruschetta Tuscany z obłędną pastą, która stanie się chyba moją ulubioną. Jej składnikami jak doczytałam jest toskańska kiełbasa (bardziej do smarowania niż krojenia), czosnek, oliwa, sól i pieprz. Druga zaspokoiła moją ciekawość i wreszcie spróbowałam rozpływającej się w ustach słoniny z Colonnaty (Lardo di Colonnata).
Danie główne stanowią ravioli i gnocchi. Do tego oczywiście nie mogło zabraknąć wina, a w ramach deseru kieliszeczka limoncello.
w ogródku restauracji L'Antica Fonte  

W błogich nastrojach szwendamy się jeszcze chwilę nastrojowo oświetlonymi uliczkami miasta. Jest tak
niespiesznie... a wszystko wokół zdaje się wyczekiwać...
  
Alte Certaldo przed zmrokiem ...




foto: K. Sobiecki z moim skromnym współudziałem

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz