Baraniec

Baraniec

wtorek, 12 grudnia 2017

La dolce vita - dzień szósty w Locorotondo

Choć pora późna, bo prawie 21, my wciąż głodne wrażeń, w drodze powrotnej z Matery zajeżdżamy do Locorotondo, kameralnego białego miasteczka, stanowiącego alternatywę dla gwarnej i znacznie większej Ostuni, czy skomercjalizowanego Alberobello. Tu też można podziwiać, rozsiane wokół, domki trulli. O tej porze skupiamy się jednak na starówce.  Pomysł na Locorotondo wziął się nie tylko z przewodników czy blogów, tak zachęcająco opisujących miasteczko. O Locorotondo wspominała od kilku dni Ania, jako o miejscu gdzie można dobrze zjeść. Do tak polecanej przez jej znajomych tawerny La Taverna del Duca, nie udało się zajrzeć podczas powrotu z tonącego w deszczu Alberobello. Szybko więc, jeszcze w Materze,  podjęłyśmy decyzję, że Cialladda na cały dzień absolutnie nie wystarczy i trzeba gdzieś jeszcze zajrzeć przed snem.
Robimy więc pospiesznie zakupy na wieczór i najbliższe śniadania, po czym parkujemy w niemalże wymarłym mieście. 
Nawigacja prowadzi nas przez system wąziutkich uliczek prosto do wspomnianej restauracji. Chwilę kręcimy się jeszcze wokół, w oczekiwaniu na przygotowanie stolika. Tawerna jest niewielkim lokalem, wyglądającym bardzo skromnie ale i stylowo, prowadzonym przez niezwykle sympatyczną Antonellę. 
Urzeka nas forma karty, ograniczonej do niezbędnego wyboru dań. Zamawiamy specjalność lokalną, niezwykle pożywną gęstą zupę warzywną, tak pełną składników, że łyżkę w niej można śmiało postawić. Potem każda z nas wybiera inne danie. Wszystko jest proste, ale niezwykle smaczne i świeże. Na deser obowiązkowo tiramisu lub cream caramel. Kinga, korzystając ze swej niezwykłej otwartości i znajomości włoskiego, wdaje się w żywą dyskusję z właścicielką lokalu. Rozmawiamy między innymi o tym co podano nam w Materze. 
Czas upływa w przemiłej atmosferze, żegnamy się bardzo serdecznie i na koniec robimy sobie jeszcze przed wejściem do tawerny wspólne zdjęcie.
W Locorotondo w pierwszej kolejności poszukujemy tawerny La Taverna del Duca, polecanej przez znajomych Ani 

w łazience odkrywamy ciekawe lustro ;-)

właścicielka naprędce organizuje nam stolik, na dobry początek na stole pojawia się pożywna zupa warzywna (łyżka stoi!)
interesująca forma karty ;-), 
wspomniana zupa ... na deser tiramisu

drobne detale, które zawsze pozostawiają "smaczek" - tu akurat wspomniane menu, odręcznie wypisany rachunek (coraz rzadziej się takie spotyka), maleńka figurka kucharza, zamknięta we wnęce, czy ... ;-))) pozostawiony w damskiej toalecie strój na zmianę ;-))) 
a to już Kinga w towarzystwie właścicielki tawerny Antonelli Scatigna 
i my w jej towarzystwie ;-)

Stara część Locorotondo przynajmniej na godzinę jest nasza. Spacerujemy pustymi uliczkami wśród uroczych, białych kamieniczek. Wszystko jest tu takie wysmakowane. I balkoniki, i przyozdobione okna, i fantazyjne dekoracje. Nigdy w życiu nie widziałam tylu rowerów, obwieszonych kolorowymi lampkami, czy doniczkami z kwiatami. To niezwykłe, ale kolejne obrazy wiszącego prania, utwierdzają nas w przekonaniu, że nigdzie indziej nie wygląda ono tak rozkosznie jak właśnie we Włoszech. Część białych ścian domów w sąsiedztwie kościoła tworzy swoistą galerię fotografii. Większość robi ogromne wrażenie, często wywołuje uśmiech, przedstawiając zabawne sceny z codziennego życia. Robimy dziesiątki zwariowanych zdjęć. Nastroje nam dopisują. 

Locorotondo tak ciche i spokojne, śpiące niemalże - a jednak kilka sklepików jeszcze otwartych, w tym taki oto! ;-)

spacerując pustymi uliczkami (niebywałe!),mamy okazję poczuć się jak w galerii za sprawą zdjęć zawieszonych na ścianach kamieniczek

rowery stanowią w tych małych miasteczkach formę ozdoby - jak widać pomysłów nie brakuje ;-)

ech... cudne to Locorotondo!

i cała stara część miasteczka nasza! 


Zwiedzając miasteczko nie dbamy o nazwę uliczki, na której jesteśmy, czy kościoła, obok którego stoimy. Zapamiętujemy Locorotondo takim jakie jest, jako prawdziwą perełkę, wśród apulijskich miasteczek mimo że nie miałyśmy okazji potwierdzić, że jest rzeczywiście okrągłe - nie widziałyśmy go przecież za dnia, z perspektywy otaczającej równiny;-).

foto: La Dolce Vita Company

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz