Baraniec

Baraniec

środa, 30 sierpnia 2017

Rumunia 2017 - dzień IV

Z żalem opuszczam Timisoarę, bo przecież tylu miejsc jeszcze nie zobaczyłam… Nasz plan na ten dzień przewiduje jednak przejazd w kolejne miejsce noclegowe, bezpośrednio nad Dunaj. Nie jest to zbyt długa podróż, my jednak uzupełniamy ją o wizytę w jednej z najsłynniejszych winnic rumuńskich Cramele Recas i chcemy dostać się do doliny rzeki Nery.

Ale od początku…
Niespełna 30 km na wschód od Timisoary, rozciągają się łagodne grzbiety o południowej ekspozycji – idealne miejsce na uprawę winorośli i produkcję wina. Wzrok przyciąga teren w niczym nie odbiegający od winnic toskańskich czy tokajskich… Uporządkowane alejki pnączy różnych szczepów, zajmujące jak okiem sięgnąć ogromne przestrzenie. Wewnątrz winiarni można kupić różne gatunki wina, tak butelkowane, jak i „z wężyka” ;-). Zwraca uwagę tablica, informująca spragnionych wędrowców, że wina tu niezgorsze, a było i takie, które zostało nagrodzone w Paryżu.
Wybieramy kilka butelek do uzupełnienia domowego, skromnego zapasu i podjeżdżamy jeszcze nieco w górne partie winnicy, aby ogarnąć te przestrzenie z innej perspektywy.
Winnica Cramele Recas

Winnica Cramele Recas
Dalej nasza trasa biegnie przez Lugoj i na południe, przez góry. Mijamy Resitę, Aninę i Orsovą, skąd „odbijamy” w podrzędną drogę, wiodącą przez miejscowość Potok. Tu zaczynają się szlaki turystyczne w dolinie Nery, a my zgodnie z planem, chcemy sobie zrobić dwugodzinny postój aby przespacerować się nieco, szlakiem wiodącym wzdłuż potoku Beiului.
Rzeczywistość nas jednak nieco przerasta. Po pierwsze nawierzchnia jest dość kiepska i jedzie się wolno. Z samej miejscowości Potok do parkingu, z którego rozpoczyna się szlak, przemieszczamy się z prędkością nie większą niż 20 km/h. Nie dość, że droga wije się stromo, to jest bardzo wąska – w sam raz na jeden samochód (hmm.. jak się później okazuje, nawet na autobus). Tabliczki z informacjami dotyczącymi wycieczek, wywołują niemałe zdumienie. Szlak, który zakładaliśmy, że zajmie nam łącznie około dwóch godzin, opisany jest na prawie cztery. Drugi, który zaplanowany był na inny dzień - ponad 8 godzin w jedną stronę! Jest dość późno, więc z żalem podejmujemy decyzję o odwrocie.
Przed nami niespełna 15 km drogi tak fatalnej, że zagryzamy zęby przy każdym wjechaniu w dziurę, starając się oczywiście omijać je, jak się tylko da, szerokim łukiem. Z ulgą wjeżdżamy na tę wiodącą bezpośrednio nad Dunaj. Teren, który nas otacza, jest górzysty i niezwykle malowniczy. Tuż obok ciągnie się granica z Serbią, mijamy nawet zjazd do przejścia granicznego. Na rozległych łąkach stacjonują, już przygotowujące się do odlotu bociany. 
gdzieś na trasie między Lugoj i Aniną testuję jeszcze chłodne białe SEC, zakupione w Recas

takie "malowańce" po drodze, a jaka nawierzchnia miejscowej drogi;-)

okolice miejscowości Potok, skąd już tylko wąską dróżką można dotrzeć w dolinę rzeki Nery... i liczne bociany...

Pierwszy kontakt z „Wielką Wodą” robi podobne wrażenie, jak ten sprzed dwóch lat w Delcie. To naprawdę monstrualna rzeka, miejscami rozlewająca się tak szeroko, że wygląda jak ogromne jezioro. My zjeżdżamy w kierunku miejscowości Divici, mijając po drodze maleńkie, ubogie wioski. Widać, że czas płynie tu wolniej, w przydrożnym sklepie – jedynym na kilka kilometrów – dowiadujemy się, że chleb możemy kupić dopiero następnego dnia i to tylko na zamówienie. Uwielbiam takie klimaty i czuję się prawie jak na końcu świata ;-). I na takim końcu stoi, niczym samotny żagiel nasz pensjonat, w którym będziemy mieszkać przez trzy dni. Rewelacja!
Pierwsza odsłona Dunaju

Umieramy z głodu, więc szybko robimy zrzut bagaży do pokoi i nieśmiało zaglądamy do restauracji. Zupełnie niepotrzebnie. Do wyboru pyszne zupy, w tym rybna i flaczki (ciorba de burta), podawane w zupełnie inny sposób niż nasze, bo zabielane śmietaną – pycha! Jest też spory wybór dań głównych, typowych dla kuchni rumuńskiej, z czego bardzo się cieszymy, a że tłuste to i ciężkostrawne - trudno - ważne, że dobre jak cholera!

Odpoczywamy… mamy piękny wieczór przed sobą, basen i białe, chłodne SEC ;-)

foto: Krzysiek, ja okazjonalnie ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz