Baraniec

Baraniec

niedziela, 13 września 2015

Rumunia - żywa mozaika /dzień VII/ Histria, Morze Czarne, Konstanca

Prosto z Murighiol kierujemy się drogą 222c w stronę Babadag i dalej na Konstancę. Trasa niewątpliwie urokliwa, w oddali niewysokie, spalone w słońcu góry, wokół tradycyjnie już żółte pola pełne nieco pochylonych głów słoneczników. Nawierzchnia jednak pozostawia wiele do życzenia i momentami zastanawiamy się czy nie wrócić i jechać tak jak dnia poprzedniego. Zaciskamy jednak zęby na każdej cudem ominiętej dziurze, trenujemy cierpliwie manewry przypominające slalom. Na szczęście tuż za Agighiol ta drogowa gehenna się kończy. 
Krajobraz wokół mocno się spłaszcza i w takich okolicznościach przejeżdżamy przez Babadag – tą słynną miejscowość znaną z książki Stasiuka. Miasto z okna samochodu nie wzbudza wielkiego entuzjazmu, ale nie przejeżdżamy też przez jego centrum. 
Jadąc do Babadag
I tak zbliżając się w stronę Histrii zastanawiamy się czy uda nam się pogodzić wszystkie plany tego dnia i zobaczyć ruiny starożytnego miasteczka. Mocnym argumentem jest to, że od głównej drogi to zaledwie kilka kilometrów  i szkoda po prostu takiej okazji.
A miejsce to zobaczyć warto. Już sam fakt, że tu w Rumunii nagle dotykamy starożytnych korzeni wplecionych w jej przeszłość jest ekscytujący.
Powstanie Histrii to 657 rok p.n.e. kiedy koloniści z Miletu postanowili tu w okolicach Delty Dunaju założyć osadę i zapewnić jej burzliwy rozwój związany z głównie z rybołówstwem i handlem rybami. Niestety lata świetności nie trwały zbyt długo. Na skutek zmian jakie zachodziły w samej zatoce, nad którą miasto powstało, jej systematycznego spłycania, a także w związku z najazdem Gotów w 248 r. miasto zaczęło tracić swoje znaczenie. Mocno złupione, zniszczone nie podźwignęło się już nigdy.
A zwiedzanie - jeżeli ma się tylko trochę więcej czasu - może być całkiem przyjemne. Ocalałe resztki murów pozwalają wyobrazić sobie jak mogło się tu toczyć się życie, gdzie z jednej strony znajdowały się więzienia dla jeńców wojennych, zaraz obok świątynie a nieopodal łaźnie. Miasto miało swoje dzielnice gdzie kwitł fach rzemiosła garncarskiego, kowalskiego, gdzie pachniało świeżo pieczonym chlebem. A kawałek dalej rewiry arystokratów, z pięknymi willami, łaźniami i świątynią Zeusa i Afrodyty.
Leniwie spacerujemy śladami uliczek, które kiedyś tętniły życiem. Z niewielkiego wzgórza roztacza się piękny widok na Jezioro Sinoe, zamykające dostęp do Morza Czarnego.
Histria - ruiny starożytnego miasta w Rumunii
Pogania nas nieco upływający czas ale i upał niemiłosierny. Wracamy więc tą samą drogą, kierując się prosto na Konstancę. Zanim jednak wjedziemy na główną 22, znów uruchamiamy naszą wyobraźnię - tym razem na widok samotnych ogromnych drzew, przypominających tolkienowskie Enty, podążające w swoim żółwim tempie gdzieś na północ.
Ponieważ nie chcemy plażować w komercyjnej, tłocznej Mamai tuż na przedmieściach Konstancy, szukamy zjazdu na plażę nieco wcześniej. Po małych zawirowaniach udaje nam się w końcu znaleźć odpowiedni, choć bardzo stromy zjazd. I tak oto jesteśmy nad Morzem Czarnym. Przy plaży funkcjonuje dość spory parking i pole namiotowe. Pomimo upału towarzyszy nam bardzo silny wiatr. Woda jest cudownie ciepła i mocno pomarszczona białą kipielą fal. Spędzamy tu prawie trzy godziny.
plażowanie nad Morzem Czarnym
Znad plaży wyjeżdżamy tuż przed 18. Wiadomo, że Konstancy nie uda nam się zwiedzić w świetle dziennym, zwłaszcza że przejazd przez Mamaię upływa nam w niekończących się korkach. Zanim jednak dojedziemy do Mamai obserwujemy przytłaczający nas przemysł, ogromne kominy, hale - coś kompletnie niespójnego z nadmorskim klimatem uzdrowiskowego niegdyś miasta. Kolejne urojenie Ceausescu.

Do hotelu, w którym mamy zaplanowany nocleg docieramy już prawie o zmroku. Nie jest to szczyt luksusu. Panuje tu specyficzny klimat lat minionych. Dostajemy pokój na wysokim trzecim piętrze, na które nie ma windy. W środku mimo, że skromnie jest jednak czysto.
Po rozpakowaniu się wsiadamy w samochód i udajemy się do centrum - przede wszystkim w poszukiwaniu jakiegoś lokalu z jedzeniem.
Rzeczywiście w mieście panuje nieco orientalny klimat, nie tyko w kontekście architektury – od razu wita nas górujący wyraźnie nad częścią miasta Meczet Hunchiar, ale przede wszystkich bogactwa zapachów unoszących się z licznych restauracji i knajpek i specyficznego chaosu.
Po późnym obiedzie dajemy się porwać nocnej atmosferze miasta a konkretnie głównego deptaka wiodącego na Piata Ovidiu (Plac Owidiusza). Głośno tu i tłoczno. Sam plac jest bardzo obszerny, kiedyś mieściła się tu grecka agora, później rzymskie forum, a w czasach tureckich bazar. Pośrodku stoi pomnik Owidiusza, który po wygnaniu z Rzymu w słonecznej Dobrudży stworzył swoje największe dzieła.
Nieco dalej idąc w kierunku morza mijamy Wielki Meczet zbudowany na początku XX w. Bardzo żałuję, że nie mamy okazji go zwiedzić, zwłaszcza że informacje w przewodniku są bardzo zachęcające. 
I tak oto docieramy do najsłynniejszej chyba budowli Konstancy - Kasyna, które powstało w latach 1904-10 i przez długi czas stanowiło wizytówkę miasta. Co ciekawe w latach pierwszej wojny światowej pełniło rolę szpitala wojskowego, a pod jej koniec zostało całkowicie zbombardowane. Niestety nawet po odbudowie jakiej dokonano w latach 20 –tych nigdy nie odzyskało swoje świetności.
Konstanca
Konstanca zawsze kojarzyła mi się z luksusem i bogactwem. I rzeczywiście jeżeli prześledzić jej historię, miasto to przez wiele wieków przeżywało swój rozkwit. Dopiero upadek państwa rzymskiego przerwał tę hossę, choć po latach upadku miasto ponownie odzyskało swój blask i potęgę, tym razem pod wpływami Carstwa Bułgarskiego a potem po włączeniu Dobrudży do Królestwa Rumunii.
Niestety Ceausescu miał wobec tego miasta inne plany i sprawił, że Konstanca stała się jednym z  najważniejszych ośrodków przemysłowych Rumunii. Od lat 90 trwa jednak próba przywrócenia Konstancy roli nadmorskiego kurortu, jakim była w okresie międzywojennym.
Kiedyś bardzo chciałabym tu wrócić, na dzień, dwa... aby wtopić się nieco głębiej w historię tego miejsca, jego klimat łączący w sobie kulturę tak lubianego przeze mnie orientu wtopionego w styl klasyczny.

foto: BK Sobieccy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz