Krajobraz
wokół mocno się spłaszcza i w takich okolicznościach przejeżdżamy przez Babadag
– tą słynną miejscowość znaną z książki Stasiuka. Miasto z okna samochodu
nie wzbudza wielkiego entuzjazmu, ale nie przejeżdżamy też przez jego centrum.
Jadąc do Babadag |
I tak zbliżając się w stronę Histrii zastanawiamy się czy uda nam się pogodzić wszystkie plany tego dnia i zobaczyć ruiny starożytnego miasteczka. Mocnym argumentem jest to, że od głównej drogi to zaledwie kilka kilometrów i szkoda po prostu takiej okazji.
A miejsce to zobaczyć warto. Już sam fakt, że tu w Rumunii nagle dotykamy starożytnych korzeni wplecionych w jej przeszłość jest ekscytujący.
Powstanie Histrii to 657 rok p.n.e. kiedy koloniści z Miletu postanowili tu w okolicach Delty Dunaju założyć osadę i zapewnić jej burzliwy rozwój związany z głównie z rybołówstwem i handlem rybami. Niestety lata świetności nie trwały zbyt długo. Na skutek zmian jakie zachodziły w samej zatoce, nad którą miasto powstało, jej systematycznego spłycania, a także w związku z najazdem Gotów w 248 r. miasto zaczęło tracić swoje znaczenie. Mocno złupione, zniszczone nie podźwignęło się już nigdy.
A zwiedzanie - jeżeli ma się tylko trochę więcej czasu - może być całkiem przyjemne. Ocalałe resztki murów pozwalają wyobrazić sobie jak mogło się tu toczyć się życie, gdzie z jednej strony znajdowały się więzienia dla jeńców wojennych, zaraz obok świątynie a nieopodal łaźnie. Miasto miało swoje dzielnice gdzie kwitł fach rzemiosła garncarskiego, kowalskiego, gdzie pachniało świeżo pieczonym chlebem. A kawałek dalej rewiry arystokratów, z pięknymi willami, łaźniami i świątynią Zeusa i Afrodyty.
Leniwie spacerujemy śladami uliczek, które kiedyś tętniły życiem. Z niewielkiego wzgórza roztacza się piękny widok na Jezioro Sinoe, zamykające dostęp do Morza Czarnego.
Histria - ruiny starożytnego miasta w Rumunii |
Pogania nas nieco upływający czas ale i upał niemiłosierny. Wracamy więc tą samą drogą, kierując się prosto na Konstancę. Zanim jednak wjedziemy na główną 22, znów uruchamiamy naszą wyobraźnię - tym razem na widok samotnych ogromnych drzew, przypominających tolkienowskie Enty, podążające w swoim żółwim tempie gdzieś na północ.
Ponieważ nie chcemy plażować w komercyjnej, tłocznej Mamai tuż na przedmieściach Konstancy, szukamy zjazdu na plażę nieco wcześniej. Po małych zawirowaniach udaje nam się w końcu znaleźć odpowiedni, choć bardzo stromy zjazd. I tak oto jesteśmy nad Morzem Czarnym. Przy plaży funkcjonuje dość spory parking i pole namiotowe. Pomimo upału towarzyszy nam bardzo silny wiatr. Woda jest cudownie ciepła i mocno pomarszczona białą kipielą fal. Spędzamy tu prawie trzy godziny.
plażowanie nad Morzem Czarnym |
Znad plaży wyjeżdżamy tuż przed 18. Wiadomo, że Konstancy nie uda nam się zwiedzić w świetle dziennym, zwłaszcza że przejazd przez Mamaię upływa nam w niekończących się korkach. Zanim jednak dojedziemy do Mamai obserwujemy przytłaczający nas przemysł, ogromne kominy, hale - coś kompletnie niespójnego z nadmorskim klimatem uzdrowiskowego niegdyś miasta. Kolejne urojenie Ceausescu.
Do hotelu, w którym mamy zaplanowany nocleg docieramy już prawie o zmroku. Nie jest to szczyt luksusu. Panuje tu specyficzny klimat lat minionych. Dostajemy pokój na wysokim trzecim piętrze, na które nie ma windy. W środku mimo, że skromnie jest jednak czysto.
Po rozpakowaniu się wsiadamy w samochód i udajemy się do centrum - przede wszystkim w poszukiwaniu jakiegoś lokalu z jedzeniem.
Rzeczywiście w mieście panuje nieco orientalny klimat, nie tyko w kontekście architektury – od razu wita nas górujący wyraźnie nad częścią miasta Meczet Hunchiar, ale przede wszystkich bogactwa zapachów unoszących się z licznych restauracji i knajpek i specyficznego chaosu.
Do hotelu, w którym mamy zaplanowany nocleg docieramy już prawie o zmroku. Nie jest to szczyt luksusu. Panuje tu specyficzny klimat lat minionych. Dostajemy pokój na wysokim trzecim piętrze, na które nie ma windy. W środku mimo, że skromnie jest jednak czysto.
Po rozpakowaniu się wsiadamy w samochód i udajemy się do centrum - przede wszystkim w poszukiwaniu jakiegoś lokalu z jedzeniem.
Rzeczywiście w mieście panuje nieco orientalny klimat, nie tyko w kontekście architektury – od razu wita nas górujący wyraźnie nad częścią miasta Meczet Hunchiar, ale przede wszystkich bogactwa zapachów unoszących się z licznych restauracji i knajpek i specyficznego chaosu.
Po późnym obiedzie dajemy się porwać nocnej atmosferze miasta a konkretnie głównego deptaka wiodącego na Piata Ovidiu (Plac Owidiusza). Głośno tu i tłoczno. Sam plac jest bardzo obszerny, kiedyś mieściła się tu grecka agora, później rzymskie forum, a w czasach tureckich bazar. Pośrodku stoi pomnik Owidiusza, który po wygnaniu z Rzymu w słonecznej Dobrudży stworzył swoje największe dzieła.
Nieco dalej idąc w kierunku morza mijamy Wielki Meczet zbudowany na początku XX w. Bardzo żałuję, że nie mamy okazji go zwiedzić, zwłaszcza że informacje w przewodniku są bardzo zachęcające.
I tak oto docieramy do najsłynniejszej chyba budowli Konstancy - Kasyna, które powstało w latach 1904-10 i przez długi czas stanowiło wizytówkę miasta. Co ciekawe w latach pierwszej wojny światowej pełniło rolę szpitala wojskowego, a pod jej koniec zostało całkowicie zbombardowane. Niestety nawet po odbudowie jakiej dokonano w latach 20 –tych nigdy nie odzyskało swoje świetności.
I tak oto docieramy do najsłynniejszej chyba budowli Konstancy - Kasyna, które powstało w latach 1904-10 i przez długi czas stanowiło wizytówkę miasta. Co ciekawe w latach pierwszej wojny światowej pełniło rolę szpitala wojskowego, a pod jej koniec zostało całkowicie zbombardowane. Niestety nawet po odbudowie jakiej dokonano w latach 20 –tych nigdy nie odzyskało swoje świetności.
Konstanca |
Konstanca zawsze kojarzyła mi się z luksusem i bogactwem. I rzeczywiście jeżeli prześledzić jej historię, miasto to przez wiele wieków przeżywało swój rozkwit. Dopiero upadek państwa rzymskiego przerwał tę hossę, choć po latach upadku miasto ponownie odzyskało swój blask i potęgę, tym razem pod wpływami Carstwa Bułgarskiego a potem po włączeniu Dobrudży do Królestwa Rumunii.
Niestety Ceausescu miał wobec tego miasta inne plany i sprawił, że Konstanca stała się jednym z najważniejszych ośrodków przemysłowych Rumunii. Od lat 90 trwa jednak próba przywrócenia Konstancy roli nadmorskiego kurortu, jakim była w okresie międzywojennym.
Kiedyś bardzo chciałabym tu wrócić, na dzień, dwa... aby wtopić się nieco głębiej w historię tego miejsca, jego klimat łączący w sobie kulturę tak lubianego przeze mnie orientu wtopionego w styl klasyczny.
foto: BK Sobieccy
foto: BK Sobieccy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz