Baraniec

Baraniec

poniedziałek, 7 września 2015

Rumunia - żywa mozaika /dzień VI/

Pogoda w Rumunii nas rozpieszcza. Za oknem błękit nieba i ciepło… bardzo ciepło. Dzień rozpoczynamy od krótkiej bo niespełna godzinnej wizyty w kolejnym rezerwacie błotnym Paclele Mari. Znów przemierzamy ten sam fragment drogi, mijając wioskę Paliciori - tym razem jednak z głównej drogi odbijamy w lewo, kierując się na niewielkie wzgórze, które dnia poprzedniego widzieliśmy po przeciwnej stronie. Co prawda nieco tu mniej wulkanicznych stożków i nie tworzą tak spektakularnych, rozległych form ale są równie malownicze. Dużo tu za to nie spotkanych przez nas w Paclele Mici głęboko wciętych, pozawijanych szczelin. Piotrek jest zachwycony, my również. 
Jeżeli jednak komuś kto ma do wyboru tylko jeden z rezerwatów, miałabym polecić ten jedyny, to byłby to zdecydowanie Palclele Mici - najlepiej tuż przed zachodem słońca. 
Paclele Mari - wulkany błotne 
Było tak pięknie, że całą trójką odlecieliśmy ;-)
W niespełna godzinę później jesteśmy już na trasie wiodącej przez niezbyt urokliwe Buzau w stronę ujścia Dunaju do Morza Czarnego. Wybieramy wariant drogą 2B przez Braiłę (Braila) i Gałacz (Galati), a następnie po przeprawie promowej drogą 22 na Tulczę.
Właściwie zaraz za Buzau krajobraz się mocno wypłaszcza i wszędzie otacza nas żółty odcień pól słonecznikowych, przetykanych dla odmiany zielonymi uprawami kukurydzy. Gdzieniegdzie widać leniwie poruszające się ramiona szybów naftowych, potwierdzające wysoki potencjał wydobycia  ropy naftowej w Rumunii.
Aby dojechać do Tulczy konieczna jest przeprawa promowa. Mamy szczęście bo na kurs na drugi brzeg czekamy zaledwie kilka minut. Koszt przepłynięcia (samochód i trzy osoby) około 20zł. 
Dunaj miałam okazję widzieć tylko z perspektywy wyjazdów na Węgry. Tam jednak rzeka nie wyglądała tak imponująco. Aż trudno wyobrazić sobie, że zaraz przed Tulczą Dunaj rozgałęzia się na trzy główne odnogi, niewiele węższe niż główny nurt. A już po drugiej stronie jedziemy wzdłuż masywu niewysokich ale najstarszych gór Rumunii Muntii Macin.
Bardzo żałuję ale na zwiedzanie Tulczy nie starczyło już czasu. Szkoda bo ponoć miasto interesujące i bogate w zabytki o charakterze orientalnym, co dla mnie nie jest akurat bez znaczenia. Może kolejnym razem…
przeprawa promowa przez Dunaj w drodze do Tulczy  

i tak od gór przez płaskie słonecznikowo-kukurydziane połacie po góry ... 
Dalej droga prowadzi już tylko w jednym kierunku i kończy się w miejscowości Murighiol, do której właśnie zmierzamy. Nieco obawialiśmy się tego fragmentu przejazdu, bo w przewodnikach straszono nas fatalną nawierzchnią. Trasa jednak pod tym względem była dla nas miłym zaskoczeniem. Nie dość, że niezwykle malownicza, nieco kojarząca się z krajobrazem stepów, to jeszcze wygodna.
Znów zatrzymujemy się w kilku miejscach zauroczeni widokiem z okna samochodu. Niekończące się pola słoneczników, liczne wiatraki, gdzieniegdzie widoczne już zakola Dunaju lub przylegające do niego małe i większe jeziora.
Bez większych problemów udaje nam się znaleźć nasze miejsce noclegowe. Jedyne czego się obawiam to komary. W tak wilgotnym terenie na pewno będą dawać w kość. Nie ma jednak tragedii, zarówno wejście do studia jak i okno zabezpieczone jest moskitierą. Taki więc i wieczór i noc upływa nie najgorzej.
Natomiast ogromną ekscytację wywołuje umówiony z właścicielem pensjonatu poranny rejs po Delcie.
Póki co czeka nas jeszcze obiadokolacja, na którą jedziemy do odległego o jakieś dwa, trzy kilometry od naszej wioski kompleksu z parkiem wodnym. Miejsce jest przykładem gdzie widać gołym okiem podążanie Rumunii za luksusem, za nowoczesnością, za Europą. To duży hotel z zapleczem basenowym na zewnątrz (kolorowe rury do zjeżdżania, rozkładane fotele, parasole i te sprawy ..). W środku SPA a obok dość spora restauracja z równie sporym ogródkiem. I wszystko to z widokiem na zarośla, wodę, stojące w przystani łódki, kajaki. I tylko ta muzyka… haniebne disco, zagłuszające sączące się w ogródku bossa novy.
Uwielbiam kuchnię obfitującą w ryby a tu można poszaleć do woli. Zamawiamy zupy - w tym hit regionu – zupę rybną na wodzie z Dunaju. Do tego w ramach drugiego dania różne odmiany ryb słodkowodnych w wersji zapiekanej, grillowanej, w pomidorach. No pycha.
późny obiad w hotelu z parkiem wodnym w Murighiol

Po tak doskonałym obiedzie - kolacji właściwie, wracamy do wioski aby zrobić jeszcze minimalne zakupy na rano.
A następnego dnia? Poranku witaj, pobudka po piątej (czwartej naszego czasu) aby ruszyć w poszukiwaniu przygody.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz