No i nadszedł ten
ostatni dzień i długa podróż powrotna do domu.
Jako, że dzień poprzedni znów się nieplanowo
wydłużył, postanowiliśmy wstać nieco wcześniej aby ruszyć na poranne,
ekspresowe zwiedzanie Sighisoary. Nie darowałabym chyba sobie, gdybym będąc tu
nie zobaczyła tych maleńkich, kolorowych uliczek, tych wszystkich drobiazgów, które
sprawiają, że miasto to nazywane jest "Perłą Transylwanii". O tym jak atrakcyjne
to miejsce miałam okazję przekonać się już dzień wcześniej, podczas nocnego
spaceru z aparatem.
Pomimo, że miasto
nie jest wielkie – liczy niespełna 30 tysięcy mieszkańców, to jednak spenetrowaniu
jego urokliwych zakątków warto poświęcić przynajmniej dzień. My mieliśmy
zaledwie dwie, cudem „wykrojone” godziny.
Większość
atrakcji skupionych jest na Wzgórzu Zamkowym, wpisanym na Listę Światowego Dziedzictwa
Kulturalnego i Przyrodniczego UNESCO, tam też skierowaliśmy nasze kroki, wybierając
jako punkt orientacyjny Wieżę Zegarową, zbudowaną w XIV w. Wieża przez lata
pełniła rolę Ratusza, była też wielokrotnie przebudowywana. To co stanowi o jej
wyjątkowości, to zegar z dwiema tarczami i drewnianymi figurkami,
symbolizującymi dni tygodnia. Ponieważ pora na zwiedzanie zbyt wczesna, nie dana
nam możliwość wejścia na wieżę ani też zobaczenia wnętrza pobliskiego Kościoła
Klasztornego NMP, nie mówiąc już o Kościele na Wzgórzu. Staramy się jednak
chłonąć leniwą atmosferę miasteczka, wolnego jeszcze od dzikich tłumów jakie w
okresie letnim nawiedzają to miejsce.
W drodze na Starówkę |
Zaraz spod Wieży
Zegarowej wchodzi się na plac Piata Cetatii, przy którym stoi kolejna atrakcja -
Dom Drakuli. Nie jest to jednak dom słynnego Wlada Palownika, a jego ojca. Tuż
obok tej jednej z najstarszych świeckich budowli Sighisoary stoi w rogu placu
przepiękna kamienica Dom pod Jeleniami. I nietrudno domyślić się, że nazwę swą
budynek ten zawdzięcza porożom jelenia, do którego na dwóch ścianach domalowano
resztę zwierzęcia. Stąd w lewo skręca malownicza uliczka, podprowadzająca nas
pod (dla mnie chyba najciekawsze) Schody Szkolne, schody które obecnie liczą
176 stopni (pierwotnie było ich trzysta). Schody wybudowano z myślą o dzieciach
i nauczycielach, zmierzających do szkoły na wzgórzu. I nie było by w nich chyba
nic interesującego, gdyby nie fakt, że są one całkowicie zadaszone,
głównie z myślą o ochronie szkolnej braci przed kaprysami pogody. Mieliśmy
wyjątkowe szczęście, bo o tej porze dnia schody były na naszą wyłączność,
dzięki czemu spokojnie można było zachwycać się smugami światła, rozporoszonymi
wewnątrz.
Wieża Zagarowa, Dom Drakuli, Dom pod Jeleniem |
Schody Szkolne |
Na wzgórzu obok
starej szkoły z XVII w. stoi Liceum, które wzniesiono na przełomie XVIII i XIX
w. Nie to jest jednak najcenniejszym tu zabytkiem. Zaledwie kilkadziesiąt
metrów dalej stoi maleńki kościół (Kościół na Wzgórzu), o którym wzmiankowano już w XIII w.
Świątynia zmieniała się wielokrotnie a wewnątrz, czego niestety nie doświadczyliśmy,
można zachwycić się co najmniej kilkoma „kąskami”. Uwagę przykuwają gotyckie
okna, bogato intarsjowane stalle i ołtarz autorstwa Jana Stwosza – syna Wita. I
można tak wymieniać… kunsztowne tabernakulum, chrzcielnica, czy późno gotycka
kamienna ambona, nie mówiąc o pięknym gwiaździstym sklepieniu w zakrystii.
Perełką są też odkryte na nowo, a zamalowane w 1777 r. freski pochodzące z XV w. No i piękna nekropolia obok, uchodząca ponoć za najpiękniejszą w
Transylwanii.
Z żalem opuszczamy
to miejsce i schodzimy wzdłuż murów miejskich w kolorowy świat kamieniczek i
wąskich uliczek. Niestety nie ma już czasu na przejście wzdłuż całego odcinka starych
murów obronnych z zachowanymi dziewięcioma wieżami. Podobnie jak w Krakowie,
tak i tu każda z baszt to inny cech rzemiosła. Jest więc Baszta Szewców,
Krawców, Kuśnierzy, Powroźników i inne.
Jeżeli uwzględnimy
dość ponurą historię miasta, obfitującą w liczne nieszczęścia jakie na nie
spadały, tym bardziej można docenić jego osobliwy charakter i klimat. Było ono wielokrotnie
plądrowane jak nie przez Szeklerów to Turków. Miasto nawiedziło też kilka
pożarów, pomiędzy którymi zdarzyła się i niszcząca powódź. Ludność została zdziesiątkowana
kilkoma wybuchami epidemii dżumy. Dopiero od XIX w. Sighisoara złapała oddech i
zaczęła się rozwijać.
Kościół na Wzgórzu |
Kościół na Wzgórzu i kolorowy krajobraz Sighisoary |
A my zostawiamy
Starówkę, nazywaną też rumuńskim Carcassonne i odwiedzamy dopiero co
otwartą restaurację, gdzie pochłaniamy na śniadanie fantastyczne omlety.
Zbliża się 9.30, jeszcze
drobne zakupy i wracamy do naszego pensjonatu aby domknąć bagażnik i ruszyć w
dalszą podróż.
Pensjonat Casa Soare |
A powrót? No cóż
najbardziej zapada nam chyba w pamięć krótki odcinek autostrady, z której mamy
okazję podziwiać spektakularne bramy Wąwozu Turda.
I nawet nie wiemy
kiedy mijają kilometr za kilometrem, krajobraz zmienia się płynnie z górzystego
w niemalże płaski i tak na przemian.
Pętlę naszej podróży po Rumunii
zamykamy w
Satu Mare, gdzie dopiero co ją zaczynaliśmy. Jeszcze tylko małe spięcie na
granicy i szybki przejazd przez Węgry i Słowację.
Ponad 800
kilometrowy odcinek z Sighisoary do Krakowa pokonujemy w niespełna 13 godzin.
z okna samochodu już coraz bliżej domu |
A gdzie zawsze najlepiej? W tym małym, ciasnym mieszkanku – naszym domu.
I myślę, że tych kilka dni pełnych obserwacji, rozmaitych spostrzeżeń, emocji, wrażeń, wzbogaconych w ciekawą lekturę Małgorzaty Rejmer zaowocuje jeszcze krótkim epilogiem, bo głodna tej Rumunii wciąż jestem...
I myślę, że tych kilka dni pełnych obserwacji, rozmaitych spostrzeżeń, emocji, wrażeń, wzbogaconych w ciekawą lekturę Małgorzaty Rejmer zaowocuje jeszcze krótkim epilogiem, bo głodna tej Rumunii wciąż jestem...