Baraniec

Baraniec

niedziela, 16 sierpnia 2015

Rumunia - żywa mozaika /dzień I/





Podróż po Rumunii rozpoczęliśmy jak chyba większość Polaków wyjeżdżających z naszego regionu od miejscowości Satu Mare (czyt. Szatu Mare), odległej zaledwie kilka kilometrów od granicy węgiersko-rumuńskiej. Jest to szybkie i całkiem wygodne połączenie do Rumunii, mimo że świadomie unikaliśmy płatnych dróg ekspresowych i autostrad w rejonie Słowacji i Węgier. Wyjechaliśmy więc z Krakowa kierując się przez Nowy Sącz, Tylicz, Bardejów, Vranow, Trebisov, Pacin i Kisvardę. Mijamy piękne, bardzo urozmaicone tereny – od górskich przez wyżynne po zupełnie płaskie obfitujące w żółcące się wzdłuż drogi pola słonecznikowe, czy zielone kukurydziane.

Cała podróż z przerwami na kawę, krótkie rozprostowanie kości i zakup wina tuż przy słowacko- węgierskiej granicy zajmuje ok. 8 godzin.
pocztówki z okna samochodu /przejazd przez Słowację i jej sielskie krajobrazy z bocianami i słonecznikami w roli głównej/
pocztówki z okna samochodu /przejazd przez winną część Słowacji/
pocztówki z okna samochodu /przejazd przez Węgry i wjazd do Rumunii/
Pomimo, że Rumunia jest krajem należącym od 2007 r. do Unii Europejskiej, sam przejazd przez granicę nieco przypomina stare czasy z paszportami i książeczką walutową w zanadrzu. Odczekujemy swoje w wężyku i po okazaniu dokumentów kontynuujemy naszą podróż. Od razu też zderzamy się z tutejszą rzeczywistością, pewnym najdelikatniej mówiąc bajzlem. Śmieci na ulicach, fatalny stan dróg…. Nie to jest jednak najtrudniejsze do ogarnięcia. Świadomi kultury poruszania się Rumunów po drogach i tak doznajemy wstrząsu widząc jak jeżdżą. Świętą prawdą jest więc przesłanie – „miej oczy dookoła głowy”. Wyprzedzanie na trzeciego, wyprzedzanie na podwójnej ciągłej, na zakręcie, pod górkę, traktowanie pieszych z góry - to właśnie styl jazdy Rumunów. Nie możemy tego ogarnąć do końca pobytu, choć pod koniec wyjazdu mąż mój zaczyna powoli przejmować pewne zachowania ;-)) – no cóż… jeśli wlazłeś między wrony…
W pensjonacie, w którym zatrzymujemy się na pierwszy nocleg zostawiamy bagaże i po załatwieniu wszystkich formalności rozpoczynamy zwiedzanie.
Satu Mare, miasto liczące ponad 115 tys. mieszkańców nie jest może perełką turystyczną ale jest w nim kilka miejsc, które nie dają o sobie zapomnieć. Nasz spacer zaczynamy od ścisłego centrum przy Piata Libertatii, pięknym placu, którego centralną część tworzy piękny, barwnie ukwiecony park z fontannami. Mając zaledwie kilka godzin, skupiamy się na co ważniejszych zabytkach. Na pewno warto zobaczyć katedrę katolicką w stylu barokowo-klasycystycznym, której fasadę zdobią ciężkie kolumny korynckie. Zanim poznajemy wnętrze mamy okazję „załapać się” przed głównym wejściem na składane nowożeńcom gratulacje i życzenia. W środku niewątpliwie atrakcją jest przepiękna kopuła a całość jest nie przesadzona w wystroju. Co ciekawe katedra była niemal całkiem zniszczona podczas II wojny światowej.
katedra katolicka
Dalej kierujemy się w stronę cerkwi prawosławnej z początku XX wieku, zachwycającej swoim wnętrzem a szczególnie ikonostasem i malowidłami w mocno niebieskiej tonacji. Tu również trafiamy na mające się odbyć nabożeństwo ślubne.
cerkiew prawosławna p.w. św. Michała Archanioła
Kontynuując nasz spacer a właściwie kierując się z powrotem w stronę Piata Libertatii bardzo chcemy zobaczyć Teatr Północny – zabytek z 1889 r. ale niestety jest on obecnie w fazie generalnego remontu. Budzi natomiast podziw stojący nieopodal przepiękny budynek policji. Nieco wałęsamy się po okolicy, która im bardziej oddala się od ścisłego centrum, czyli wspomnianego placu, tym bardziej „trącona jest zębem czasu”.
okolice Teatru Północnego
Jest sobota i co rusz mijamy przyjęcia weselne, odbywające się w nieco inny niż u nas sposób. Wygląda na to, że często są to krótkie spotkania po samej ceremonii ślubnej, w wąskim rodzinnym lub przyjacielskim gronie, niektóre nawet w ogródkach knajpek otwartych dla ogółu. Nadarza się też okazja aby wspiąć się na szczyt tutejszego minaretu (Turnul Pompierilor), skąd roztacza się rozległa panorama na miasto i na wszystkie znajdujące się u podnóża główne zabytki miasta. 
małymi kroczkami na szczyt minaretu
światła i cienie... bazgroły i bazgrołki... ;-)
Szczególną uwagę zwraca swoim rozmachem stojący tuż obok hotel Dacia, w mojej ocenie absolutna perełka i wizytówka Satu Mare, co potwierdza wzmianka w przewodniku jakoby budynek ten był przykładem najpiękniejszej budowli Rumunii w stylu secesyjnym.
Hotel Dacia - absolutny hit miasta
Hotel Dacia
Dzieło wiedeńskich architektów i jak większość otaczających go kamienic wyraz stylu belle epoque. Nie trudno wyobrazić sobie jego wspaniałość, nawet jeśli dziś patrzy się niemalże na jego ruinę. Zarówno całość jak i liczne wysmakowane detale uruchamiają wyobraźnię. Podczas gdy ja fotografowałam, mój małżonek pięknie oddawał w słowach ducha tamtych lat. I miałam wręcz wrażenie jakbym słyszała szelest długich falbaniastych sukni, czy otwieranych koronkowych parasolek, wokół dawał się unosić zapach wyrafinowanych perfum, kusiły piękne kapelusze. Zachwycała nienaganna liberia boya hotelowego otwierającego z namaszczeniem frontowe drzwi. Powietrze gorące i lekko wietrzne wprawiało w drgania falujące w otwartych oknach firany. I można tak pójść dalej, cudowne kryształowe żyrandole oświetlające salę bankietową, dźwięk sztućców i porcelany z tzw. wyższej półki. A wszystko w aurze przepychu i dostojeństwa. Cóż zakładając, że kiedyś dojdzie do końca rozpoczęty w ubiegłym roku remont generalny budynku, jest szansa że będzie go można ujrzeć tak właśnie. Może tylko inne suknie, inne bagaże ale luksus ten sam.
w poszukiwaniu opisywanych w przewodniku kamienic - w drugim rzędzie po lewej osławiona Casa Alba
Trzymając się secesyjnej estetyki poszukujemy wymienionych w przewodniku dwóch polecanych kamienic, z których odnajdujemy tylko jedną - Casa Alba. Niewykluczone, że przechodziliśmy obok drugiej - Casa Ormos - nigdzie jednak nie było na jej temat najmniejszej wzmianki. Z pewnością są to detale, nad którymi włodarze miasta będą musieli jeszcze popracować. Na koniec poszukujemy jeszcze jakiegoś miejsca na drobny odpoczynek, idąc deptakiem kierującym nas w stronę dziwacznego, dominującego nad resztą budynku, który najpewniej jest odpowiednikiem polskiego ratusza (Palatui Administrativ). I tak oto trafiamy na rozległy plac Piata 25 Octombrie, którego jeden z boków zamyka bryła wspomnianego właśnie budynku. Tu też zostajemy niemalże do zmroku.
przy Piata 25 Octombrie, Palatui Administrativ
Do naszego hoteliku docieramy już bardzo późno, nie zdając sobie zupełnie sprawy z przesuniętego w Rumunii czasu, właściwie przypomnimy sobie o tym dzień później. 

foto: B.K. Sobieccy 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz