Kolejny punkt z przewodnika turystycznego Kingi
zrealizowany. Tego dnia przed nami wyjazd na południe Toskanii do Pienzy i
Montepulciano. Oba miejsca oferują tzw. „full service” czyli coś dla ducha i
coś dla ciała.
Zanim jednak trafiamy do tych urokliwych zakątków toskańskich
odbywamy naszą codzienną flamenkową celebrę. Tym razem ze względu na prace
drogowe jakie zostały zainicjowane o poranku, dodam zbyt hałaśliwe aby skupić
się na "ti ti ti ti…", zjeżdżamy na zajęcia do sali przy drugiej parafii
prowadzonej przez Krzysztofa. Tu utrwalamy zorongową choreografię na koncert,
który ma się odbyć już nazajutrz.
Ale… wracając do naszej wycieczki… Bez wprowadzania
specjalnych korekt czasowych, związanych ze zmianą miejsca warsztatów, udaje
nam się wyjechać o zaplanowanej godzinie. Podróż mimo sporej liczby kilometrów upływa
szybko i sprawnie. Martwią tylko trochę coraz ciemniejsze, kłębiące się nisko
chmury.
Jako pierwszą miejscowość zwiedzamy Montepulciano, określone
nawet jako południową stolicę Toskanii. Już na wejściu do miasta witają nas
sklepiki, kuszące degustacjami to wina, to oliwy to innych przysmaków na jej
bazie. Tu właśnie zaopatrujemy się w te wszystkie smakołyki. Pora to idealna na
kawę więc z przyjemnością zasiadamy w kawiarence obserwując niebo i to jak na nie
reagują lokalni sprzedawcy. Dosłownie jakby w jednej chwili wszyscy zabezpieczają
stoliki, krzesła, kramy przed nadciągającym deszczem. I rzeczywiście suchą nogą
udaje nam się jeszcze odbyć krótki spacer, po czym nieśmiało kapiące na
początku kropelki zamieniają się w regularną ulewę. W międzyczasie małej grupce
w składzie: ja Marta i Ala udaje się jeszcze zajrzeć do miejscowej katedry. Do
samochodu docieramy niemalże całkiem mokrzy.
|
widok na starą część Montepulciano |
|
brama wejściowa do miasta |
|
czas na degustacje oliwy i innych przysmaków |
|
spacer ulicą Corso |
|
chwila na kawę i panacottę |
|
ależ urokliwe są te uliczki, chodniczki... ;-) |
|
Katedra w Montepulciano i piękny ołtarz |
Do Pienzy jedziemy jednak w doskonałych nastrojach,
zwłaszcza że niebo nieco się wypogadza. Tu właściwie skupiamy się na maleńkiej części
tej miejscowości, gros czasu spędzając w poleconym przez Kingę i Grześka
sklepiku z serami. Wybór oszałamiający, podobnie zresztą jak zapach w środku.
Mając możliwość degustacji wybieramy każdy coś dla siebie i udajemy się jeszcze
na krótką włóczęgę.
Trzeba przyznać, że Pienza w zachodzącym słońcu jest fascynująca
a i widoki jakie się stąd rozciągają na pobliskie wzgórza zapierają dech w
piersiach, zwłaszcza że niebo nad nimi jeszcze pamięta popołudniowe, deszczowe orzeźwienie.
|
Pienza
|
|
po burzy |
|
i sery, sery, sery.... |
|
raz jeszcze sklepik, w którym kupowaliśmy sery |
Wracając zatrzymujemy się jeszcze w dwóch punktach widokowych
gdzie delektujemy się pocztówkowymi wręcz pejzażami Toskanii – absolutna konieczność
podczas zwiedzania tego regionu.
|
jedno z miejsc widokowych w drodze powrotnej
|
|
Capella di Vitaleta |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz