Dzień drugi naszego pobytu w Toskanii. Wstaję skoro świt,
zanim obudzi się jeszcze reszta towarzystwa i z aparatem w dłoni ruszam w górę
naszej wioski. Uwielbiam tę porę dnia, kiedy światło porannego słońca miękko oblewa
otaczający krajobraz a wokół panuje leniwa, niczym niezmącona cisza. Nie wiedzieć
kiedy zbliża się 9.00 i rozpoczyna się codzienny rytuał naszych zajęć flamenco
na widokowym tarasie. Nie ma taryfy ulgowej, nie ma nawet ze względu na
narastający upał. Chronimy się w cieniu osłaniającego nas daszku, choć niewiele
to daje. Dobrze, że tuż obok „wodopój” dzięki któremu udaje nam się skutecznie na
bieżąco gasić pragnienie i uzupełniać wypacane płyny.
|
fot. Przemek |
|
fot. Przemek
|
|
fot. Przemek
|
|
fot. Przemek
|
Na dzień ten Kinga zaplanowała w swoim przewodniku
turystycznym podroż po Chiantigianie czyli Drodze Wina. Jadąc nasycamy oczy
czarującym widokiem sielskich wzgórz w bogatej palecie zieleni i żółci.
Wszędzie dookoła kuszące winnice, gaje oliwne, cyprysy a wśród nich przepiękne
wille. Po zjeździe z autostrady pniemy się po krętych, wąskich drogach do
maleńkiego Montefioralle, którego zwiedzanie trwa niespełna godzinę, z czego
połowa to przerwa na kawę i lody. O uroku tego miejsca nie będę się wypowiadać,
może zdjęcia choć trochę to wyrażą, uznaję jednak że grzechem byłoby tu nie
zajrzeć. Ciasne uliczki, przycupnięte kamienice a wokół pełno kolorowych kwiatów.
No i widoki, które na zawsze pozostaną gdzieś w pamięci.
|
Montefioralle - maleńkie borgo na wzgórzu
|
Jadąc dalej wstępujemy do
jednej z przydrożnych winnic - wcale nie tak łatwo tam dotrzeć. Droga dojazdowa
jest stroma i kamienista, zostawiamy za sobą tumany pyłu.
A przed nami kolejny
cel jasno wytyczony przez Kingę – wizyta w Montelupo - rodzinnej winnicy Mazza.
Można tam degustować wino białe, czerwone czy różowe, można też skosztować mocniejszej grappy. Właściciel oprowadza nas po swojej firmie, dumnie opowiadając
o linii produkcyjnej. W sklepie każdy zakupuje ogromne ilości alkoholu stosownie
do potrzeb i możliwości swoich kieszeni. Wyjeżdżamy autentycznie obładowani a o
tym jak bardzo przekonujemy się na
miejscu w Montagnanie rozładowując swoje zakupy.
Na deser zajeżdżamy jeszcze do
Monterigionii czyli warownego miasteczka. Tu każdy ma chwilę dla siebie, ja
kupuję bilet na mury aby nacieszyć oczy rozległymi widokami. Warto.
|
Monteriggioni |
|
widok z murów |
|
widok z murów
|
|
a to już wieczorna degustacja zakupionego u Mazzy wina ;-) |
|
To zaledwie połowa zakupowego winnego szaleństwa ;-) |
Wracając zastanawiam się ile czasu należałoby poświęcić aby zagłębić
się w tym rejonie, poznać go lepiej. Na naszej trasie niemalże każda miejscowość
zachęcała do zatrzymania samochodu. Chciałabym tu wrócić…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz