Baraniec

Baraniec

sobota, 3 sierpnia 2013

Reminiscencje toskańskie - odsłona piąta (region Chianti)


 

Dzień drugi naszego pobytu w Toskanii. Wstaję skoro świt, zanim obudzi się jeszcze reszta towarzystwa i z aparatem w dłoni ruszam w górę naszej wioski. Uwielbiam tę porę dnia, kiedy światło porannego słońca miękko oblewa otaczający krajobraz a wokół panuje leniwa, niczym niezmącona cisza. Nie wiedzieć kiedy zbliża się 9.00 i rozpoczyna się codzienny rytuał naszych zajęć flamenco na widokowym tarasie. Nie ma taryfy ulgowej, nie ma nawet ze względu na narastający upał. Chronimy się w cieniu osłaniającego nas daszku, choć niewiele to daje. Dobrze, że tuż obok „wodopój” dzięki któremu udaje nam się skutecznie na bieżąco gasić pragnienie i uzupełniać wypacane płyny. 


fot. Przemek

fot. Przemek

fot. Przemek

fot. Przemek
Na dzień ten Kinga zaplanowała w swoim przewodniku turystycznym podroż po Chiantigianie czyli Drodze Wina. Jadąc nasycamy oczy czarującym widokiem sielskich wzgórz w bogatej palecie zieleni i żółci. Wszędzie dookoła kuszące winnice, gaje oliwne, cyprysy a wśród nich przepiękne wille. Po zjeździe z autostrady pniemy się po krętych, wąskich drogach do maleńkiego Montefioralle, którego zwiedzanie trwa niespełna godzinę, z czego połowa to przerwa na kawę i lody. O uroku tego miejsca nie będę się wypowiadać, może zdjęcia choć trochę to wyrażą, uznaję jednak że grzechem byłoby tu nie zajrzeć. Ciasne uliczki, przycupnięte kamienice a wokół pełno kolorowych kwiatów. No i widoki, które na zawsze pozostaną gdzieś w pamięci. 


Montefioralle - maleńkie borgo na wzgórzu













Jadąc dalej wstępujemy do jednej z przydrożnych winnic - wcale nie tak łatwo tam dotrzeć. Droga dojazdowa jest stroma i kamienista, zostawiamy za sobą tumany pyłu. 





A przed nami kolejny cel jasno wytyczony przez Kingę – wizyta w Montelupo - rodzinnej winnicy Mazza. Można tam degustować wino białe, czerwone czy różowe, można też skosztować mocniejszej grappy. Właściciel oprowadza nas po swojej firmie, dumnie opowiadając o linii produkcyjnej. W sklepie każdy zakupuje ogromne ilości alkoholu stosownie do potrzeb i możliwości swoich kieszeni. Wyjeżdżamy autentycznie obładowani a o tym jak bardzo  przekonujemy się na miejscu w Montagnanie rozładowując swoje zakupy. 














Na deser zajeżdżamy jeszcze do Monterigionii czyli warownego miasteczka. Tu każdy ma chwilę dla siebie, ja kupuję bilet na mury aby nacieszyć oczy rozległymi widokami. Warto.

Monteriggioni





widok z murów

widok z murów






a to już wieczorna degustacja zakupionego u Mazzy wina ;-)

To zaledwie połowa zakupowego winnego szaleństwa ;-) 

Wracając zastanawiam się ile czasu należałoby poświęcić aby zagłębić się w tym rejonie, poznać go lepiej. Na naszej trasie niemalże każda miejscowość zachęcała do zatrzymania samochodu. Chciałabym tu wrócić…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz