Dziś żegnamy zachodnią część Andaluzji i tuż po śniadaniu wyjeżdżamy w okolice Granady, mając jeszcze przed sobą kilka atrakcji. Kierujemy się prosto na Marbellę i Malagę a naszym celem pośrednim jest spokojna ponoć Nerja, słynąca z pięknych plaż, małych zatoczek, gdzie można się ukryć przed ludźmi. Planujemy się tu zatrzymać na jakieś dwie godziny aby skorzystać choć trochę z uroków jakie daje piękna pogoda i czyste morze. Na plażę trafiamy trochę przypadkowo i bynajmniej nie są to ciche, bezludne zakątki o jakich pisano w przewodnikach. Na szczęście ludzi zbyt wielu nie ma, możemy więc spokojnie odpocząć. Temperatura wody jest jednak odstraszająca i całkiem mi to przypomina plażowanie podczas naszych wyjazdów wakacyjnych nad Bałtyk. Piotrka to jednak nie zraża i już po chwili zaczyna buszować w słonych, morskich falach. Cieszymy się wyjątkowo słoneczną i ciepłą aurą dzisiejszego dnia. Czeka nas jednak jeszcze dojazd do Dolin Alpujarras i znalezienie naszej kolejnej bazy noclegowej, więc po dwóch godzinach lenistwa na plaży ruszamy w dalszą podróż.
|
widok na zachód z naszej estepońskiej kwatery ;-) |
|
część mieszkalna gospodarzy |
|
był dylemat jak wejść do wody i się w niej zanurzyć - Morze Śródziemne, Nerja
|
Krajobraz wokół zmienia się coraz bardziej, choć po prawej stronie wciąż przesuwamy się wzdłuż linii wybrzeża, tak po lewej góry są coraz wyższe i śniegiem nieco przyprószone, a droga którą się przemieszczamy wiedzie przez liczne tunele i wiadukty, imponujące swoim rozmachem. Nawet nie wiemy kiedy docieramy do niezbyt urokliwej i lekko przytłaczającej miejscowości Orgiva, z której kierujemy się wąską szosą w stronę Wysokich i Centralnych Alpujarras do najwyżej położonych wiosek w Hiszpanii. Droga wije się coraz wyżej, wzdłuż doliny Poqueira i tak mijamy białe miasteczka o wdzięcznych nazwach: Pamapaneira, Bubion i położona najwyżej w tej części doliny Capileria. Tu zatrzymujemy się na obiad i robimy krótki spacer. Miasteczko o tej porze roku jest raczej senne, właściwie można powiedzieć, że niemalże wymarłe. Z kilku restauracji czynne są może dwie, otwartych jest kilka sklepików, które przyciągają do siebie kolorami ręcznie tkanych dywaników i licznych wiatraczków. Dużo tu też regionalnych pamiątek, szczególnie newage’owej biżuterii i odzieży czy ręcznie malowanej ceramiki.
Z Capileiry skręcamy w stronę Travelez - miejscowości szczycącej się mianem najwyżej położonej osady w Hiszpanii. Droga tym razem wiedzie wzdłuż wąskiego, stromego wąwozu, wydrążonego przez rzekę o tej samej nazwie. Miejscowość układa się w trzy piętra i rzeczywiście podzielona jest na trzy dzielnice: Barrio Bajo, Barrio Medio, Barrio Alto. Trudno jednak nie wspomnieć z czego najbardziej słynie Travelez – otóż stąd właśnie pochodzi wyśmienita suszona szynka (jamon), zawdzięczająca swój unikalny smak wspaniałemu górskiemu powietrzu. Zatrzymujemy się oczywiście pod jednym z takich sklepów, gdzie wzrok przyciągają wiszące rzędami niezliczone ilości suszących się świńskich zadów ;-)). Wrażenie nie do opisania. Oczywiście trudno się oprzeć pokusie wydania "paru” euro na ten właśnie przysmak - obiekt kultu smakoszy z całego świata.
|
dojazd do najwyżej położonej wioski Hiszpanii - Travelez (z ap. komórk.) |
|
widok na Travelez i Sierra Nevada (z ap. komórk.) |
|
widok na Travelez i Sierra Nevada (z ap. komórk.) |
|
Sierra Nevada i Doliny Alpujarras z trasy powrotnej (z ap. komórk.) |
I znów wracając zaliczamy kilometry serpentyn, których końca nie widać. Jest późne popołudnie, musimy jeszcze dotrzeć do Alfacaru pod Granadą gdzie mamy noclegi. Ponad godzinę delektujemy się jeszcze wspaniałymi widokami dolin, w których jeszcze chwilę temu byliśmy i sterczącymi nad nimi ośnieżonymi szczytami Sierra Nevada. Tymczasem podczas ostatniego postoju przed Granadą przytrafia nam się coś, czego obawia się każdy kto podróżuje z aparatem. Na włożonej rano nowej karcie pamięci tracimy wszystkie zdjęcia zrobione tego dnia. Niemożliwe staje się faktem. Zero zdjęć i zero nadziei na ich odzyskanie. Pytanie tylko co następnego dnia, podczas którego mamy zwiedzać Alhambrę? Przejeżdżamy przez Granadę i łatwo trafiamy na odcinek autostrady, z której zjeżdża się do Alfacaru. Z trudem jednak znajdujemy naszą kwaterę, która mieści się w samym centrum tej miejscowości, ale tylko dlatego, że spodziewaliśmy się domu z ogródkiem gdzieś na obrzeżach a tymczasem to kamieniczka, kryjąca całe swoje urokliwe wnętrze za drewnianą, ogromną bramą. Rozpakowujemy się, wciąż nie dowierzając, że przepadły wszystkie nasze dzisiejsze zdjęcia. W domu jest zimno - nic dziwnego - od paru dni także i tu panują niespotykane jak na tę porę roku chłody, na szczęście tu wiedzą co to jest kołdra ;-))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz