Baraniec

Baraniec

sobota, 27 lipca 2019

Znów na pięcie "włoskiego buta" - Apulia dzień czwarty

Lubię miasta z nieco niedbałą, nieforemną, czy nawet odrapaną architekturą. 
Matera do takich miast należy. Jako całość ma swój niepowtarzalny spójny charakter, zachwyca swą oryginalnością, robisz krok i nagle ocierasz się o brzydotę, bałagan, trochę brudu.
Jadę więc znów do Matery, zwłaszcza że pierwszy do niej przyjazd pozwolił na obejrzenie zaledwie jej części.

Czas o poranku upływa błyskawicznie, bo i pakowanie i śniadanie i kilka rundek w basenie oczywiście. Ponieważ chciałam wykorzystać przedpołudnie do zwiedzenia jeszcze jednego miasteczka w tym rejonie, ruszamy do odległego o zaledwie kilka kilometrów Cisternino. Odpuszczamy szukanie bezpłatnego miejsca parkingowego, bo czas ucieka, a i tak wydaje się to bezcelowe przy dość sporym ruchu w mieście.  
Upał jest niemożliwy, zaopatrujemy się w wodę i ruszamy obejrzeć stare zabytkowe centrum. Nie skupiamy się na jakimś konkretnym celu, po prostu chcemy poczuć to miejsce, poznać jego klimat. Szwendając się w plątaninie bardzo wąskich uliczek, wciskamy się między kolejne kamieniczki. Niektóre porażają bielą inne toną w kolorach kwiatów.
Tuż przy Piazza Garibaldi znajduje się punkt widokowy oferujący rozległą panoramę na okolicę. Na horyzoncie wypatrujemy Locorotondo.
Leniwa atmosfera i nasilający się skwar sugerują „kofibrejk”. Pan Mąż wypatruje nieco ukrytą kawiarnię wegańską. Do kawy w tym wydaniu nikt mnie nie przekona, ale podane do niej ciasto smakuje nawet nieźle.

W jarzyniaku kupujemy jeszcze owoce i ruszamy w dalszą drogę.
pożegnanie z naszym "krasnoludkowem" 
Cisternino - panorama z Piazza Garibaldi
jak dobrze oko wytężyć to i Locorotondo można wypatrzyć
w ciasnych zakamarkach białego miasta 

kolorowo i wesoło 
kawa w wersji wege jednak nie dla mnie
Ponieważ jesteśmy w "krasnoludkowym" raju, co rusz przejeżdżamy obok mniej lub bardziej okazałych domostw, wybudowanych w tym stylu.
Kilka razy zjeżdżamy nawet z głównej trasy aby poprzyglądać się nieco trąconym zębem czasu budynkom.

Sytuacja na drodze jest dynamiczna, zamknięte odcinki trasy, mającej prowadzić nas do Laterzy i Ginosy - dwóch miasteczek leżących pod Materą, powodują że rezygnujemy z pomysłu ich zwiedzenia.
jesteśmy w  hobicim królestwie 


z cyklu "daleko od szosy"
Matera to tego dnia tak naprawdę kierunek jedyny i słuszny! 
i kwiaty od Pana Męża, zebrane na łące ...
Do Matery wjeżdżamy tuż po 14, kierując się na parking Parcheggi Nicoletti Michele, na którym nocowała będzie nasza Lancia i z którego będzie nam najłatwiej dotrzeć do naszego mieszkanka. Nasze zdziwienie sięga zenitu kiedy po załatwieniu wszelkich formalności zostajemy poproszeni o pozostawienie kluczyków do samochodu. Koniec końców zgadzamy się na ten dziwny proceder i ruszamy w stronę Via Fiorentino. Jedyne wytłumaczenie jakie przychodzi nam wtedy do głowy, to po prostu konieczność dyslokacji samochodu na potrzeby maksymalnego wykorzystania parkingu, obleganego nie tylko przez kierowców, którzy zostawiają tu swoje pojazdy na noc ale również dla tych, którzy stanęli tu na kilka godzin. Nasza „teoria” potwierdza się rano, kiedy okazuje się, że nasz samochód zostaje przestawiony w zupełnie inne miejsce i aby nim wyjechać parkingowy musi przemieścić jeszcze kilka innych samochodów.
W ciągu zaledwie paru minut docieramy do Palombaro Lungo, niezwykłego balkonu, z którego roztacza się oszałamiająca panorama miasta z dominującą wieżą katedry. Błądzimy chwilkę zanim znajdziemy zejście w Via Fiorentini.
Nasz B&B Caminetto usytuowany jest w samym sercu Sasso Barisano, co powoduje, że zmuszeni jesteśmy taszczyć swoje bagaże góra i dół po dość stromych schodach. Samo mieszkanko jest niezwykle wygodne z dodatkową sypialnią i co najważniejsze z tarasem oferującym rozległą, piękną panoramę na sassi. Mało tego, dodatkowy balkonik oferuje pyszne widoki dokładnie w drugą stronę, w sam raz wycelowane w taras widokowy, na którym staliśmy jeszcze kilkanaście minut wcześniej. Szybko się rozpakowujemy i odświeżamy. Lampka czerwonego wina na dobry początek.
chwila wytchnienia przed ruszeniem w podbój Matery
Odważnie wychodzimy w miasto oddychając niemalże gorącym powietrzem.
Miasto szykuje się do jakiegoś święta, bo okolice Piazza Vittorio Veneto wypełniają misterne ażurowe konstrukcje, które zapewne za jakiś czas zabłysną milionem świateł.
Pierwsza odsłona z  punktu widokowego przy Piazza Vittorio Veneto
oj będzie dużo watów na liczniku ;-)
Niespiesznie kierujemy się w stronę Sasso Caveoso aby tam rozpocząć nasze zwiedzanie. Rozpoznaję znaną już rozległą zabudowę tej części i dominującą w oddali strzelistą skałę, w której wydrążany jest Chiesa Saint Mary of Idris. Zmierzamy właśnie w tamtą stronę, aby spojrzeć na całość miasta z innej, zdecydowanie szerszej perspektywy.
romantycznie ....

Nic tak cudownie nie wychładza ciała jak włoskie lody! 
Spod kościoła ruszamy w dół aby większość czasu spędzić już na wałęsaniu się po Sasso Barisano. Po drodze namierzam knajpkę, w której z dziewczynami, dwa lata wcześniej degustowałyśmy materański przysmak - cialledę
widok na Chiesa di San Pietro Caveoso spod Chiesa Saint Mary of Idris

taki gastronomiczny ukłon w stronę moich Koleżanek Dolcevitek ;-)
W niedalekim sąsiedztwie kościoła Chiesa Saint Mary of Idris, na nieco niższym poziomie, usytuowany jest  Chiesa di San Pietro Caveoso. Bardzo zależało mi aby zobaczyć jego wnętrze. Kościółek jest maleńki i ma swój urok. Robią wrażenie wydobywające się ze ścian freski, niezwykłe sklepienie, czy interesująca chrzcielnica. Zaskakuje niewątpliwie szopka bożonarodzeniowa.
wnętrze Chiesa di San Pietro Caveoso

Via Madonna delle Virtù przemieszczamy się w stronę najbardziej wysuniętych na drugim krańcu miasta sassi, omiatając wzrokiem rozległy wąwóz, usiany licznymi grotami i poprzecinany ścieżkami pozwalającymi te groty obejrzeć z bliska. Ciekawe czy wiszący na dnie kanionu most łączący oba grzbiety jest nadal zamknięty?
dwie tak różne od siebie świątynie: Chiesa di San Pietro Caveoso i Chiesa Saint Mary of Idris
groty i Ponte Tibetano della Gravina
Tymczasem wejście w zakamarki Sasso Barissano otwiera przed nami zupełnie inne oblicze miasta, ta część bowiem wydaje się nieco bardziej ucywilizowana, a w południowym świetle wygląda obłędnie. Nie wiedzieć kiedy wychodzimy na plac katedralny i zaglądamy do środka świątyni. Tu obezwładnia barokowy przepych w nieco szorstkiej formie. 
spacerując uliczkami Sasso Barisano 
przepiękna barokowa katedra w Materze
Ponieważ najwyższa pora na krótki przystanek, zajmujemy wolny stolik przy Via Domenico Ridola i zamawiamy orzeźwiający Aperol Spritz, Pan Mąż zimne włoskie piwo. Tuż obok trajkoczą cztery Polki, spędzające pewnie podobne wakacje jak my z dziewczynami. 
chwila wytchnienia od upału gdzieś przy Via Domenico Ridola


Znów poddajemy się magnetyzmowi Sasso Barisano. Mijając po raz kolejny Piazza Vittorio Veneto, spacerujemy wzdłuż Via san Biagio,  przy której stoją dwa interesujące kościółki Chiesa di San Giovanni Battista i Chiesa di San Biagio. Stąd wąskimi stromymi schodkami docieramy do miejsca skąd roztacza się obłędna panorama z morzem dachów. Jest późne popołudnie i mimo upału tak naprawdę myślimy już tylko o jednym - dobrej kolacji. 
W restauracji Ristorante Il Mare nei Sassi, odległej od naszego mieszkanka zaledwie kilkadziesiąt metrów, robimy rezerwację. Do tego czasu odpoczywamy na naszym tarasie przy lampce czerwonego wina, błogosławiąc luksus korzystania z takiego widoku. 
Chiesa di San Domenico przy Piazza Vittorio Veneto
Chiesa di San Giovanni Battista i Chiesa di san Biagio 
wracamy do Sasso Barisano
taaaakie widoki!


i morze dachów
a przed kolacją błogie lenistwo na tarasie naszego mieszkanka
A kolacja to istny poemat. W ramach przystawki zestaw firmowy z różnymi smakołykami, obowiązkowo z lokalną specjalnością - cialledą. Jako danie główne na talerzu podano lekko wysmażony stek. Kurtyna!
Tymczasem oczekiwanie na każde z dań umila obserwacja miasta, które z każdą minutą zapadającego zmroku przyobleka się w inny odcień granatu. 
Po takiej kolacji nie pozostaje nam, nic innego jak tylko zanurzyć się w ten rozświetlony granat. Wokół rozbrzmiewa muzyka, nawet we wnęce tarasu widokowego Palombaro Lungo odbywa się sympatyczny mini koncert, na który najbardziej żywiołowo reagują dzieciaki.
Pomimo późnej pory miasto pulsuje. Matera niezależnie od pory dnia fascynuje.
taki widok z tarasu Ristorante Il Mare nei Sassi, do której można zejść z Via San Biagio lub podejść dość stromo w górę z Via Fiorentini


a to już szaleństwa "młodych człowieków"  przy Piazza Vittorio Veneto
gdy około 15.00 wyruszaliśmy na spacer po mieście, przy Piazza Vittorio Veneto trwała układanka tabliczek sponsorów, wieczorem widać było finisz
jakiż to będzie efekt, kiedy te wszystkie światła rozbłysną

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz