Baraniec

Baraniec

niedziela, 6 lipca 2014

Szpiglasowa Przełęcz

Marzenia trzeba mieć, trzeba je pielęgnować, podsycać… są naszym schronieniem gdy codzienność czasem przygniata. Jednym z moich marzeń od dłuższego czasu był szlak przez dwie potężne doliny - Cichą i Koprową. Szlak długi, można śmiało powiedzieć baaardzo długi, spięty Przełączą Zawory z możliwością zajrzenia z Gładkiej Przełęczy do Doliny Pięciu Stawów Polskich.
Niestety czasem marzenia trzeba schować na jakiś czas do szufladki bo owa codzienność nieznośnie je komplikuje. 
Po głowie tłucze się tekst piosenki Grażyny Łobaszewskiej „Czas nas uczy pogody” i myślę, że tak właśnie jest … im jesteśmy starsi, tym łatwiej zrozumieć nam pewne przeciwności. Szukam więc w tym wszystkim co się w ostatnich dniach wydarzyło pewnych jasnych stron i taką jasną stroną jest dla mnie całkiem niedawno odbyta wycieczka na Szpiglasową Przełęcz.

Po górach chodzę już niemal 30 lat i nie wiem jak to się stało, że trasy tej jeszcze nie zaliczyłam. Morskie Oko i jego otoczenie zawsze były dla mnie wyzwaniem przede wszystkim ze względu na brak intymności jaką od lat cenię i jakiej szukam w Tatrach. To trudne w tych górach ale czasem się udaje. 
Tym razem naszą wycieczkę rozpoczęliśmy od wyjazdu z Gorlic wraz z budzącym się słońcem. Po drodze mijając Beskid Sądecki, Gorce wspominaliśmy dawno odbyte wyprawy, snując nieśmiałe plany zawitania tam jeszcze.
między Krościenkiem a Nowym Targiem 
Wodogrzmoty Mickiewicza
W Palenicy Białczańskiej meldujemy się tuż przed siódmą i korzystając z rześkości poranka ruszamy asfaltową szosą w stronę jednego z najpiękniejszych stawów w Tatrach. Bardzo szybko docieramy do Wodogrzmotów Mickiewicza, aby dalszy odcinek szlaku odbyć – rzecz to niesłychana -  zupełnie samotnie. Cóż… większość turystów, którzy towarzyszyli nam na trasie wybiera jednak Dolinę Pięciu Stawów.
Jest piękna, letnia pogoda, nad nami błękitne niebo i trochę chmur, które zawisły gdzieś nad Rysami. Wbrew pozorom spacer „czarną nitką” wzdłuż Doliny Rybiego Potoku nie nuży, od czasu do czasu przecinamy serpentyny idąc poprowadzonymi zgodnie ze szlakiem skrótami. Parkingu przy Włosienicy zupełnie z lat dawnych nie pamiętam, a zaskakuje mnie miło. Pętla wyłożona granitową kostką brukową, w tle zasnute chmurami góry. Tylko stojący obok pawilon gastronomiczny psuje nieco harmonię tego miejsca, rażąc swoją przesadną kubaturą i komercyjnym charakterem. 
Parking Włosienica
Ostatni odcinek do Morskiego Oka pokonujemy w około 20 minut i oto znajdujemy się nad pustym zupełnie stawem. Zielona tafla wody jest pomarszczona przez dość silne podmuchy wiatru a nad nią górują masyw Żabiej Grani, Niżnie Rysy i Rysy – te ostatnie niestety spowite w gęste, niskie chmury. Na wprost sterczy Mnich, chyba najbardziej rozpoznawalny szczyt w Tatrach. Odpoczywamy chwilę, jedząc śniadanie, fotografując i przede wszystkim delektując się spokojem i ciszą nad stawem. Towarzyszy nam zaledwie kilka osób. 
widok niecodzienny i niespotykany nad Morskim Okiem
 niezaprzeczalny znak rozpoznawczy nad Morskim Okiem - Mnich 
najbardziej spektakularne otoczenie stawu niestety w chmurach

Tuż po dziewiątej wchodzimy na żółty szlak, zwany pogardliwie „ceprostradą”. Cokolwiek by o nim nie mówić, uznać go należy za doskonale utrzymany i poprowadzony. Bez specjalnego wysiłku, szybko zdobywa się wysokość idąc wygodną ścieżką, trawersującą stoki Miedzianego. Dopiero teraz widać jak niebezpiecznie może tu być zimą. Przecinamy potężny Marchwiczny i Szeroki Żleb. Z morza kosówek, jarzębin, świerków co chwilę wyłania się nowy obraz Morskiego Oka - to w zielonej, to w srebrnej odsłonie, w domu doczytałam, że jego głębokość to ponad 50 m. Mimo że wielkością ustępuje Wielkiemu Stawowi w „Piątce”, to jednak bez wątpienia należy do najpiękniejszych stawów górskich w Tatrach, czy w ogóle w Europie.
W miarę jak zdobywamy wysokość, wierzchołek Mnicha „kładzie się” nie przypominając już zupełnie swojej charakterystycznej sylwetki. Niestety te najwyższe szczyty jak Mięguszowiecki czy Rysy nadal toną w chmurach.
nostalgicznie, tajemniczo...
szybko zdobywamy wysokość - w dole schronisko nad Morskim Okiem 
Żabie Szczyty, Niżnie Rysy nad Czarnym Stawem
Bez większego wysiłku docieramy do progu Dolinki za Mnichem, w której hula porywisty wiatr. Wyjątkowe pustkowie skalne podkreśla nieco groźnie wyglądający wał chmur przemieszczających się po niebie. Dalej szlak pnie się szerokimi zakosami wzdłuż zbocza Miedzianego. Nieco wyżej zza  Żabiej Grani odsłaniają się kolejne plany  z masywem Lodowego, Kołowym Szczytem a zza głębokiego wcięcia Wrót Chałubińskiego wyłania się Koprowy Wierch. Im wyżej tym więcej szczegółów odsłania również Dolinka za Mnichem w tym maleńkie Mnichowe Stawki. Widać wreszcie samą Szpiglasową Przełęcz i Szpiglasowy Wierch. Podchodzimy z lekkimi obawami patrząc z niepokojem na niebo nad Koprowym Szczytem. Jedyne co pociesza w takiej sytuacji to silny wiatr, który daje nadzieję na rozwianie tych chmur.
Wrota Chałubińskiego
końcowy fragment "ceprostrady" przed dojściem na Szpiglasową Przełęcz
Morskie Oko i Czarny Staw pod Rysami
Mięguszowiecki Szczyt Wielki (od lewej), Cubryna, na drugim planie Koprowy
 Morskie Oko i Czarny Staw pod Rysami i Mnichowe Stawki 
widok spod Przełęczy na masyw Lodowego (w tle) i Niżnie Rysy, Rysy (w chmurach) 
ostatnie metry przed Szpiglasową Przełęczą - wiało!
Na grani tak jak się spodziewamy wita nas lodowaty, porywisty wiatr. Nie decydujemy się na wejście na szczyt, mimo że dzieli nas od niego zaledwie 10-15 minut. Poddaję się mimo niesprzyjającej aury wspaniały doznaniom. Z jednej strony widoki na mroczne otoczenie Morskiego Oka i Czarnego Stawu pod Rysami, z drugiej niezwykle przestrzenna Dolina Pięciu Stawów Polskich. Po wierzchołkach Gładkiego Szczytu, Koziego Wierchu czy Świnicy ślizgają się słoneczne plamy tworząc bajeczny spektakl.
wspaniały widok na Dolinę Pięciu Stawów Polskich - w dole Czarny Staw Polski i fragment Wielkiego Stawu nad którymi dominuje masyw Koziego Wierchu, w tle Świnica
Wielki Staw i masyw Koziego Wierchu
Dolina za Mnichem, śniegi w Zadniej Galerii Cubryńskiej, tonące w chmurach wierzchołki Niżnich Rysów i Rysy 

Nie zwlekając zbytnio szykujemy się do zejścia. Górny odcinek zejściowy jest dość stromy i ubezpieczony łańcuchami. Mijamy kilka osób wchodzących na przełęcz od strony północnej, nieco zdumionych trudnościami. Po tym co słyszałam nie dziwi mnie, spora jak na tę porę ilość śniegu po tej stronie. Miejscami na polach śnieżnych trzeba bardzo uważać aby nie wpaść po kolana w dziurę między kamieniami. Widoki ze Szpiglasowej Perci rekompensują jednak wszelkie trudności. W dole rozrzucone tafle stawów od Przedniego, nad którym stoi schronisko przez Wielki Staw Polski, po widoczny zaledwie w części Czarny Staw. Te malownicze oka wodne opasa grań Orlej Perci z przyklejonym Walentkowym i Gładkim Wierchem. Całość skąpana w rozproszonym, momentami zanikającym świetle słonecznym. 
zejście ze Szpiglasowej Przełęczy
Gładka Przełęcz i Gładki Wierch, w tle po prawej Świnica
Czarny Staw Polski
Gładka Przełęcz i Gładki Wierch
Wielki Staw
Wielki Staw
Schodząc do głównego szlaku w dnie doliny mijamy jeszcze małe oczka otoczone florą torfowiskową w tym miękką wełnianką.  
 wełnianka
otoczenie Doliny Pustej
nasz szlak zejściowy ze Szpiglasowej Przełęczy
Niestety obok naturalnego zmęczenia odczuwalnego po kilku godzinach marszu zaczyna mi dokuczać ból stóp. Tym razem to nie buty sprawiają ten ból a źle dobrane skarpetki – nie wiem co mnie podkusiło do założenia cienkich „biegówek”. Do schroniska dochodzę z wielkim trudem, zastanawiając się jak przetrwać jeszcze kolejne dwie godziny. Szarlotka i mocna kawa nieco poprawia nastrój. Do Roztoki schodzimy łagodniejszym wariantem, mijając po drodze Wielką Siklawę, której woda kłębi się, wrze, mieni… Po lewej stronie nieśmiało konkuruje z nią Siklawica Buczynowska spadająca z progu Dolinki Buczynowej. Ostatni raz widok ten zarejestrowałam chyba 20 lat temu ;-).  
Przyznam, że dalszych walorów na szlaku nie pamiętam - schodząc marzyłam tylko o jednym aby jak najszybciej znaleźć się na płaskiej powierzchni i zmienić buty na sandały. Nie czułam nawet dyskomfortu idąc szosą od Wodogrzmotów Mickiewicza w tłumie szczęśliwców, wracających znad Morskiego Oka.
nic nie oddaje ogromnego zmęczenia i potwornego bólu stóp, a jeszcze prawie dwie godziny zejścia przed nami
Siklawa
Widok samochodu jest chyba najmilszy po zejściu z gór, zwłaszcza gdy w bagażniku czeka chłodny Tymbark jabłkowo-miętowo, a w głowie snuje się wizja smacznego, tradycyjnego, góralskiego obiadu…
I nic… nawet korek na Zakopiance nie jest w stanie popsuć dobrego nastroju. Uwielbiam ten rodzaj zmęczenia i towarzyszącą mu ogromną radość ze zdobycia kolejnego szlaku…

1 komentarz:

  1. Zawsze najbardziej podobał mi się stamtąd widok na masyw Koziego Wierchu :) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń