Baraniec

Baraniec

wtorek, 13 kwietnia 2010

10 kwietnia 2010 i co dalej...

Ten weekend miał być dla mnie podobny do większości wolnych dni, z tą małą różnicą, że planowałam wyjazd do Warszawy. Wyjazd się zaczął od przyjemnego spotkania w piątkowy wieczór, w gronie przyjaciół siostry mojego męża. Rano w sobotę jak to kobietki zaplanowałyśmy "wyprawę" na obrzeża miasta do jednej z galerii na babskie buszowanie w ciuchach.
...I ten koszmarny telefon w trasie z informacją o tym co się stało.
To niemożliwe, takie rzeczy się nie zdarzają. Byłyśmy wstrząśnięte, niemalże płakałyśmy, dzwoniąc do naszych rodzin; do mojego męża, który zupełnie nieświadomy przygotowywał śniadanie, do mam które też jeszcze nic nie wiedziały. Na parkingu długo nie miałyśmy siły i odwagi aby wysiąść z samochodu. W galerii głucha cisza i ludzie wokół, komentujący to co się stało kilkadziesiąt minut wcześniej. Właściwie zastanawiałyśmy się co tam robimy. Nie było sensu z głową pełną czarnych myśli być tam dłużej. W drodze powrotnej zaczęło do nas dopiero docierać kto był oprócz Prezydenta i jego Żony na pokładzie samolotu. I tu jeszcze większy szok. Ludzie z pierwszych stron gazet, najbardziej aktywni politycy, niektórych naprawdę bardzo lubiłam i szanowałam, niezależnie od ich przekonań i "koloru" legitymacji partyjnej. A potem zbierałam już tylko fakty. Jadąc na dworzec patrzyłam na Warszawę, na okolice Krakowskiego Przedmieścia tłumnie wypełnione przez ludzi.
Będąc już w domu śledziłam kolejne informacje. Niezwykły poziom zorganizowania wszystkiego, mimo całej tej tragedii sprawił, że patrząc na przejazd trumny z ciałem Prezydenta ulicami stolicy miałam wrażenie, że to tylko sprawnie wyreżyserowany film, przedstawienie... Nadal nie docierała do mnie prawda o tym co się stało.
Nie mogłam też opanować wzruszenia kiedy trzeba to było wytłumaczyć dziecku, przeżyć wspólnie dwie minuty ciszy, ogłoszone w niedzielne południe. Nie brakło też emocji kiedy wybraliśmy się z naszym synem pod krzyż katyński, stojący u wzgórza wawelskiego aby wśród innych ludzi odmówić modlitwę.
Nie wiemy dzisiaj na ile to co jest teraz dla nas tak bolesne, tragiczne, wręcz wstrząsające, zostawi jakiś ślad, dobry ślad. Na pewno możemy być z siebie dumni - my Polacy, że właśnie w takich chwilach stać nas na takie gesty.
Jednakże znając doświadczenia z poprzednich lat, kiedy byliśmy świadkami niesamowitych emocji, wzruszeń, pojednań, niestety rzednących wraz z upływem kolejnych tygodni naszej codzienności, pewnie i tym razem za jakiś czas powiemy, że tak mało zostało z tego co teraz nas tak wspaniale buduje. Nie mniej jednak ten nasz narodowy gest, ta wyjątkowa jedność są ważne - nawet jeżeli mają trwać krótką chwilę. Nie wierzę aby nic z tego nie ocalało.
Trochę irytują niektóre słowa, nie mówię tu o idiotycznych, zupełnie dla mnie niezrozumiałych, niedojrzałych wypowiedziach pewnych internautów, mówię o ludziach, którzy ze względu na swoją publiczną misję powinni mieć jednak jakąś namiastkę klasy i wyczucia chwili. Wstrząsnęły mną i mężem słowa, które wypowiedział w niedzielę około południa pan Pospieszalski, już doszukujący się intryg i tzw. drugiego dna w pierwszej nominacji nadanej przez marszałka sejmu. Nie czas chyba na to...
Dziś wszyscy jesteśmy w żałobie... Co z tej strasznej ofiary zostanie w nas Polakach? Nie wiem... Po prostu chciałabym abyśmy się bardziej lubili i szanowali. Czy to możliwe?

I jeszcze jedno... Wczoraj opublikowano tekst przemówienia Prezydenta, które miał wygłosić podczas uroczystości katyńskich, na które właśnie leciał. Wszyscy znaliśmy Lecha Kaczyńskiego jako polityka, nieugiętego w swoich przekonaniach, człowieka który nie bał się mówić tego co myśli, zwłaszcza w odniesieniu do polityki polsko - rosyjskiej i związanych z nią trudnych tematów. Czasem jego wypowiedzi bywały wręcz niezwykle ostre, mało dyplomatyczne. Wyczuwało się to w późniejszych reakcjach Kremla. Treść tego przemówienia bardzo mnie jednak zaskoczyła. Z jednej strony jasne zdefiniowanie kto odpowiada, kto stoi za tragedią katyńską. Z drugiej zaś pokazanie, że tak jak i Rosjanie żyli przez lata w zakłamaniu historycznym, tak i my Polacy byliśmy przez lata ofiarami polityki komunistów w powojennej Polsce. To przemówienie było niczym wyciągnięcie ręki do pojednania, do wyjaśnienia wszystkich absolutnie bez wyjątku okoliczności zbrodni katyńskiej w imię pamięci jej ofiar i jako wyraz szacunku dla rodzin pomordowanych. Najbardziej jednak dojmujące było odwołanie się do przyszłości, do tworzenia fundamentu prawdy, zaufania i partnerstwa pomiędzy sąsiednimi narodami w całej Europie.
To chyba najboleśniejszy apel w historii w kontekście tego co się wydarzyło a reakcja Rosjan na tę tragedię jest żywą odpowiedzią, jakiej nikt się chyba nie spodziewał...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz