Baraniec

Baraniec

niedziela, 28 kwietnia 2019

Nasze babskie Lisbon Story - odsłona pierwsza


Umówiły się trzy baby na lotnisku w Balicach. Czwarta zaczynała swą podróż w Warszawie. Spotkać się miały w Lizbonie, niemalże w tym samym czasie... 
Przestrzeń powietrzna nad Krakowem każe jednak chwilę na siebie czekać, o czym co kilkanaście minut informuje pilot - na pokładzie samolotu, przed rozpoczęciem kołowania, zaliczamy ponad godzinny postój.
Na lotnisku, Kasia pamiętając o wymownej dacie naszego wyjazdu (Dzień Kobiet!), robi nam miłą upiększającą niespodziankę :-)
Moja fascynacja azulejos trwa nieprzerwanie od 1999 r.
Krótki rekonesans po okolicy w Bairro Alto, kolacja i zasypiamy w chłodnych sypialniach naszego apartamentu. 
Słoneczny poranek z okna naszego mieszkanka przy Rua da Silva w Bairro Alto. W dole uliczka wąska na szerokość samochodu. 
Mamy szczęście, bo kamieniczki pną się na kilka pięter w górę, mieszkania na niższych kondygnacjach spowija cień.
Tradycji staje się zadość. 
Śniadanie pałaszujemy w lokalnej cukierence - te lizbońskie wypieki!
Wspinamy się wzdłuż Rue do Poço dos Negros. W kilku miejscach otwierają się obłędne widoki na wzgórza Estreli, sąsiadującej z Bairro Alto  - w tle kopuła Bazyliki da Estrela.
Okolice punktu widokowego św. Katarzyny - ponoć jedno z ulubionych miejsc na spędzanie sjesty przez uczniów, zwłaszcza tych z artystycznych szkół. 
Niestety rozległych widoków na Tag można doświadczyć jedynie z tarasu tutejszej kawiarenki. 
Do punktu widokowego św. Katarzyny, zmęczeni spacerami turyści mogą dotrzeć kolejką linowo-terenową, uwiecznioną w kultowym "Lisbon story" Wima Wandersa.
Uliczki Bairro Alto nie pozwalają się nudzić. Teren co krok wznosi się i opada, Towarzyszą nam naścienne "dzieła sztuki" - mniej lub bardziej wysmakowane i podobnie jak we Włoszech, nie dziwi wiszące nad głową pranie.
Wydostajemy się wreszcie z labiryntu wąskich uliczek Bairro Alto, łapiąc przestrzeń. Co za widok! Wzgórze Alfamy ciasno oplatają białe kamieniczki, zwieńczone czerwienią dachówek. Tu również można dotrzeć kolejką linowo-terenową, wyjeżdżającą z Placu Restauradores. 
Wokół panuje radosna atmosfera, wypełniona gwarem ludzi, zapachami dolatującymi z kafejek, serwujących lokalne przekąski, melodyjnym fado. 
Trudno oprzeć się tym magnetyzującym dźwiękom, chcemy zabrać je do domu, Każda kupuje więc płytę artysty, grającego tę anielską muzykę. 
Jak się później okaże, nie brzmi już tak samo... 
Zaledwie kilkadziesiąt metrów od punktu widokowego św. Piotra z Alcantary, usytuowany jest jeden z piękniejszych kościołów barokowych jaki widziałam w swoim życiu. Nic nie zapowiada tego co w środku, patrząc na skromną fasadę świątyni. 
Kościół św. Rocha kryje w swoim wnętrzu niezwykłe panele azulejos, kaplicę św. Jana Chrzciciela, św. Rocha, obłędne sklepienie...
Stromymi schodami opuszczamy się w stronę Baixy - dzielnicy oddzielającej Alfamę od Bairro Alto i Chiado. Tu spotyka nas niespodzianka - zostajemy przypadkowo zapytane przez ulicznego barda skąd jesteśmy. Na odpowiedź, że z Polski, zostajemy miło zaskoczone. Okazuje się, że mężczyzna ów zna Marcina Kydryńskiego i jego żonę - a to niespodzianka! 
W nagrodę zostajemy uraczone zagranym na gitarze utworem - specjalnie dla nas :-). 
To kolejna odsłona zjawiskowego widoku na Alfamę przed zejściem na Praça do Rossio, choć oficjalna nazwa placu to Praça Dom Pedro IV
Ruchliwą Rua do Carmo podążamy w stronę zabytkowej windy de Santa Justa. Właściwie przejażdżka windą nie była naszym celem, ale niechęć do wracania stromymi schodami w górę aby jeszcze zobaczyć ruiny stojącego obok klasztoru, zwyciężyła.
Winda jest jest jedną z głównych atrakcji turystycznych Lizbony. Co ciekawe przejazd trwa zaledwie kilkadziesiąt sekund, odstać trzeba jednak znacznie dłużej...
Czas oczekiwania na przejazd windą Santa Justa, Kinga wykorzystuje na zrealizowanie swojego chytrego planu. Ulatnia się po angielsku, zostawiając nas same w ogonku i rusza do nieodległego lizbońskiego salonu firmy Kiko. Wraca z pięknymi szminkami dla każdej z nas, którymi rzecz jasna natychmiast ozdabiamy swoje usta. 
Nie zrobić zdjęcia "z dzióbkiem" w takiej chwili?
Grzech! Śmiechu przy tym co niemiara :-)
Z windy wydostajemy się na taras widokowy, skąd znów napawamy się przepiękną panoramą. Na zdjęciu u góry widok na Praça do Rossio ze smukłą statuą króla Piotra IV i okazałym gmachem Teatru  im. Królowej Marii.
Widok na wschód i wzgórze z zamkiem św. Jerzego.
Panorama opada w stronę Tagu. W tej części wyraźnie dominują dwie wieże lizbońskiej Katedry .
Do punktu widokowego i windy można również dotrzeć od strony Largo do Cormo.  Po uczcie dla oka, czas na ucztę dla podniebienia. Nie szukamy długo, zatrzymując się w restauracji Panorâmico em Lisboa, zlokalizowanej właściwie przy samych murach ruin klasztoru Karmelitów. 
Wypoczęte, zmierzamy w stronę imponujących ruin klasztoru Karmelitów. Wejście do środka robi kolosalne wrażenie. Nad nami błękitne sklepienie nieba, osadzone na sterczących kikutach gotyckich podpór i łuków. To efekt historycznego trzęsienia ziemi, którego skutki Lizbona doświadczyła 1755 r. Nie pokuszono się o odrestaurowanie świątyni, pozostawiając ją w takiej formie do dziś.    

Na Largo do Cormo, z którego wchodzi się do wnętrza ruin, zatrzymujemy się aby poobserwować choć przez chwilę, pełne dynamiki akrobacje z płonącymi włóczniami, kontrastujące ze statyką wylegującego się obok psa.  
Calçada do Carmo schodzimy znów na Praça do Rossio - rozległy plac, stanowiący jedną z wizytówek Baixy. Od razu skojarzenie z Placem Libertati w Timisoarze. Cała nawierzchnia jest jakby pofalowana - to złudzenie optyczne wywołane ciekawym ułożeniem kostki brukowej, wyjątkowo efektowne w popołudniowym słońcu. Stąd, zadzierając głowę, raz jeszcze można spojrzeć na pozbawione sklepienia łuki klasztoru Karmelitów. 
Na Praça do Rossio urzeka nas wyjątkowe miejsce. Określenie sklep rybny jest tu raczej nie na miejscu :-), bo to Fantastyczny Świat Portugalskiej Sardynki.
Wewnątrz czujemy się jak w wesołym miasteczku. Aż kipi od kolorów i ciekawych, nieco cyrkowych dekoracji, a głównym towarem na półkach i ladach, są... puszki z sardynkami. 
Ponieważ sardynka to od lat sztandarowy produkt Lizbony, w owym sklepie można je znaleźć w puszkach o ponad 100 różnych wzorach, z inną datą, począwszy od roku 1916, aż do obecnego. Każdy więc może znaleźć swoją puszkę i dowiedzieć  się co ważnego wydarzyło się w danym roku na świecie oraz kto w tym roku przyszedł na świat.  
Z placu kierujemy się w stronę Tagu wzdłuż najbardziej znanego deptaka handlowego Lisbony - Rua Augusta. Gwarno tu i kolorowo. Oszałamiają witryny markowych sklepów czy cukierni. Powietrze wibruje od melancholijnego fado... 
Przed jednym ze sklepów, urocza młoda dama wyszywa na maszynie do szycia monogramy czy pełne imiona na zakupionych pamiątkach. 
Nie brakuje również mimów, czy zabawnie przebranych (rozebranych) postaci:-)
W końcu docieramy na jeden z głównych placów Lisbony - Praça do Comércio. Od Rua Augusta dzieli go imponujący łuk Arco da Rua Augusta
A na placu jesteśmy widzami żywiołowego występu grupy dziecięco-młodzieżowej.
W ostatnich promieniach zachodzącego słońca siadamy w jednej z kawiarenek przy placu. Rozgrzewający koniak, czy lampka Porto i do tego naleśniki z owocową wkładką - to jest to!
Wracając, chcemy jeszcze zajrzeć pod Katedrę . Przy Rua da Alfândega w oczy rzuca się imponująca brama kościoła Nossa Senhora da Conceição Velha
Katedra - wzniesiona na ruinach meczetu w 1150 r. Jest późno więc nie mamy szans wejść do środka, okazja nadarza się dopiero kolejnego dnia.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz