Poranek, szybkie spakowanie się, śniadanie w sprawdzonej już cukierni i teleport taksówką na Plac Restauradores, gdzie w hostelu Ani zostawiamy wszystkie bagaże. Przed nami długi dzień w Alfamie...
Tuż obok kościoła Dominikanów, grzech nie skosztować opisywanego w przewodniku likieru wiśniowego o wdzięcznej nazwie ginjinha.
Z przyjemnością więc zaglądamy do środka i wypijamy po kielichu.
Portugalczycy lubią te miejsca, nawet kolarska brać nie odmawia sobie kieliszeczka.
W kościele Dominikanów trwa akurat nabożeństwo. Zrobione z lekkiego ukrycia zdjęcia nie oddają tego co w środku. Aż trudno uwierzyć, że w 1959 r. kościół uległ wielkiemu pożarowi. Dziś sprawia nieco posępne wrażenie. Wystarczy spojrzeć na ściany głównej nawy, które wyglądają jakby wciąż nie usunięto z nich śladów ognia, właściwie jedynie ciepłe odcienie sklepienia dodają miejscu nieco przytulności.
Z placu rozpoczynamy swoistą wspinaczkę na wzgórze z zamkiem św. Jerzego, dopiero późnym wieczorem orientujemy się, że można na nie wjechać ruchomymi schodami. Im bliżej murów zamkowych, tym bardziej urokliwego charakteru nabiera okolica. Uliczki są coraz węższe, schody bardziej strome. Na Largo dos Trigueiros niespodzianka, nieco przypominająca scenerię zaułków Locorotondo. Ściany domów dekorują stare fotografie tutejszych mieszkańców. Co za klimat!
Wreszcie chwila wytchnienia od ciasnej przestrzeni. Zatrzymujemy się na chwilę na kawę w restauracji ZamBeZe, z tarasu której roztacza się obłędna panorama na Tag i lizbońskie dzielnice, które jeszcze wczoraj zwiedzałyśmy.
Przemieszczamy się wąskimi uliczkami. Myślę, że gdyby ktoś poprosił mnie o powtórzenie naszej trasy, nie sprostałabym takiemu wyzwaniu ;-).
Na wzgórzu rozdzielamy się na podgrupy. Ania wybiera zwiedzanie murów zamkowych, my oddajemy się przyjemnościom innego rodzaju. Kusi nas dziedziniec za czerwoną bramą Porta Dom Fradique, gdzie poznajemy smak białej sangrii.
Podczas gdy my relaksujemy się popijając sangrię, Ania zanurza się przynajmniej na godzinkę w czeluściach parku wzgórza św. Jerzego.
Uliczką Beco do Maldonado kierujemy się w stronę punktu widokowego, zwanego Bramą Słońca.
To wymarzone miejsce na krótką sesję portretową ;-)
Punkt widokowy Bramy Słońca (Miradouro das Portas do Sol)
Widok z Bramy Słońca na kościół św. Wincentego za Murami
Około 100 metrów od Bramy Słońca znajduje się punkt widokowy św. Łucji (Miradouro Santa Luzia).
Z tarasu widokowego można oglądać rozległą panoramę, z dominującym nad morzem dachów, kościołem św. Wincentego za Murami.
Rozległy Tag nie przypomina rzeki a raczej ogromne, niemalże bezkresne jezioro...
Wystarczy obejść kościół św. Łucji aby znaleźć się na kolejnym tarasie, z którego rozpościera się widok na rozlewający się Tag i morze dachów Alfamy.
To kolejne wymarzone miejsce do zrobienia sesji portretowej, zwłaszcza że pora ku temu wymarzona. Jest późne popołudnie a słońce maluje piękne cienie.
Wąskimi, krętymi uliczkami przemykają żółte lizbońskie tramwaje, tak doskonale wpasowane w klimat śródmiejskich dzielnic.
Przewodniki trąbią, że będąc w Alfamie obowiązkowo trzeba obejrzeć kościół św. Wincentego za Murami, który przez lata stanowił wzorzec dla budowniczych. Szkoda, że świątynia zamknięta jest na cztery spusty. Jej wysmakowaną symetrię oglądamy z wszystkich możliwych stron.
Spod kościoła św. Wincentego już zaledwie kilka kroków do kolejnej lizbońskiej atrakcji - Panteonu.
Wzdłuż Campo de Santa Clara, tuż obok Panteonu ciągnie się mur, którego nie sposób nie wykorzystać do kolejnej fotograficznej sesji :-)
Wizytę w Alfamie kończymy, robiąc mały rekonesans przed pójściem na koncert, zaplanowanym na późny wieczór.
Raz jeszcze zaglądamy na taras widokowy św. Łucji
Po drodze mijamy Katedrę Sé - znów pech, bo trwa akurat nabożeństwo. Wykorzystujemy jednak okazję, że jesteśmy w pobliżu aby Kasia mogła zrealizować zakupy szalowe w nieodległym od świątyni sklepiku.
Na kolację zaglądamy do polecanej w internetach restauracji Maria Catita przy Rua dos Bacalhoeiros. W kilku słowach: doskonała portugalska kuchnia, bardzo pomocni, może nieco swawolni kelnerzy ;-), cudownie spędzony czas.
Zaszalałam! Zamówiłam specjalność restauracji - danie „Cataplana” podane w metalowej misie. Co w niej znalazłam? Różne rodzaje ryb i owoców morza z dwoma homarami w roli głównej. Wszystko przyrządzane w niskiej temperaturze, co ponoć podnosi smak i świeżość potrawy.
Na Praça dos Restauradores docieramy mijając znany nam już Praça do Rossio, chyba jeszcze piękniejszy niż za dnia.
U Ani szybka toaleta i zmiana odzieży. W planie ponad półgodzinny spacer do knajpki, w której chcemy posłuchać fado. Rożnicę wysokości pokonujemy korzystając z przypadkowo odkrytych schodów ruchomych ;-).
Dalej jest już jak w rasowym thrillerze. Wąskimi wyludnionymi uliczkami Alfamy, próbujemy przedostać się na drugą stronę wzgórza. Zbliża się 23 - aż trudno uwierzyć, że o tej porze ulice stolicy tchną taką ciszą.
To cud, bo pomimo że koncert już w trakcie, udaje nam się zająć ostatni wolny stolik. W środku panuje bardzo swojska, kameralna atmosfera. Zamawiamy dzbanek sangrii. Co dwadzieścia minut na kilka utworów rozbrzmiewa melancholijne fado. To ciekawe, bo artyści stoją dosłownie w przejściu między dwoma pomieszczeniami lokalu i śpiewają obracając twarz raz w jedną, raz w drugą stronę.
Słuchamy pięknego fado zarówno w damskim jak i męskim wykonaniu, choć przyznać musimy, wibrujący głos młodej śpiewaczki bardziej nam trafia do serca.
Słuchamy pięknego fado zarówno w damskim jak i męskim wykonaniu, choć przyznać musimy, wibrujący głos młodej śpiewaczki bardziej nam trafia do serca.
Przypadkowo odkryta perła renesansowej archtektury - Casa do Bicos. Fasadę budynku dekoruje 1125, wyciosanych w kształcie diamentów, kamieni.
Jeszcze kilka truskaweczek przed wyjściem
3 nad ranem, przygoda jedyna w swoim rodzaju. Trzy samotne kobiety okupują przez ponad godzinę zamknięte lotnisko!
Zza kurtyny chmur wyłaniają się Alpy.
Widmo Brockenu z okna naszego samolotu. Rolę ekranu spełnia gęsty kołtun chmur, na który pada cień samolotu. Nad nami słońce...
Kraków! Po raz pierwszy mam okazję lecieć nad swoim osiedlem - na zdjęciu po prawej (po lewej rzecz jasna krakowska elektrociepłownia) ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz