Baraniec

Baraniec

czwartek, 21 kwietnia 2016

O sole mio! Pompeje i pizza


Drugi dzień w Neapolu... lekkie śniadanie zjedzone w domu i zaspokojony głód kofeinowy w pobliskiej kawiarence. 
poranek w domu i śniadanie w ulubionej kawiarence
nasza ulubiona stacja metra - tonące w błękitach Toledo
Jest ciepło i reszta dnia zapowiada się pogodnie. Z tym większym entuzjazmem kierujemy się w stronę Placu Garibaldi, skąd kursują podmiejskie pociągi. Jak się okazuje to miejsce będziemy odwiedzać jeszcze wielokrotnie, a warto tu spędzić trochę czasu, bo choć plac jest jeszcze częściowo w fazie remontu, to jego centralna część ma już swoją nową formę i tchniętą weń nową duszę. Południowcy nie boją się nowoczesnych trendów w architekturze, tu zarówno stacja metra jak i znajdująca się tuż obok wspomniana stacja kolejowa ukryte są głęboko w podziemiu, zaś powierzchnia gruntu zadaszona jest całym systemem naciągniętych białych płacht w kształcie trójkątów. Pod nimi schronienie znalazły kolorowe ślimaki: kilka wielkości przekraczającej wzrost dorosłego człowieka, reszta nieco mniejsza pnie się po słupach podtrzymujących całą konstrukcję. Wygląda to bardzo zabawnie i świeżo i jest oczywiście motywem przewodnim do fotografowania w różny sposób. To jeszcze nie koniec, ponieważ zjeżdżając w głąb na peron metra mija się ciekawe formy ruchomych schodów, także kolorowych i przenikających się w interesujący sposób dzięki zainstalowanemu przy nich systemowi luster. Szczególną uwagę zwracają jednak ogromne lustrzane tafle, na których naklejono sylwetki ludzi znajdujących się w różnych sytuacjach; a to ktoś stoi w kolejce, ktoś inny ogląda swój bilet, jest matka z niemowlęciem na ręku. Jest to dla nas podczas powrotu z wycieczki inspiracją stworzenia zabawnych zdjęć poprzez wpasowanie się w te gotowe już scenki. 
Lubimy aby budzono w nas dzieci - bajkowa stacja metra przy Placu Garibaldi
Pociągi kursujące z Neapolu tzw. Circumvesuviana nieco przypominają nasze „jednostki”, można by rzec, że prawie pod każdym względem. W środku bynajmniej nie ma luksusu, na oknach widnieją rozliczne napisy będące wyrazem radosnej twórczości własnej jeżdżących tymi liniami pasażerów. Na niektórych odcinkach towarzyszy nam muzyka obligatoryjnie aplikowana przez grajków wskakujących na podmiejskich stacjach. Jeżeli poza sezonem jest w tych pociągach tłoczno, to nie chcę sobie nawet wyobrażać takiego przejazdu latem - w upale, bez klimatyzacji, z jeszcze większą masą turystów. Dodam wycieczka z wspomnianego Placu Garibaldi zajmuje około 45 minut. 
Im bardziej oddalamy się od miasta tym bardziej zmienia się krajobraz, z innej perspektywy widzimy też Wezuwiusz. Momentami pojawiają się też "okna" na Zatokę Neapolitańską.
włoskie linie kolejowe czyli  Circumvesuviana
Wysiadamy na małej stacyjce Pompei Scavi-Villa Dei Misteri. Jeszcze dobrze nie opuszczamy peronu, kiedy pojawiają się naganiacze na wycieczki z przewodnikiem. Mijając kilka stojących w szeregu straganów z pamiątkami i pysznymi sokami ze świeżo wyciśniętych cytryn lub pomarańczy docieramy do głównej bramy pompejańskiego miasta - Porta Marina, gdzie zlokalizowane są kasy i skąd rozpoczyna się zwiedzanie obiektu - osobliwa podróż w starożytne czasy.
i wreszcie Pompeje i smak soku ze świeżo wyciskanych cytryn, pomarańczy... i nogi a'la Jaworowicz ;-)
Poraża mnie skala tego miejsca, bo przecież do tej pory wyobrażałam je sobie jako niewielki obszar usiany wykopaliskami, który bez problemu można obejrzeć w dwie, trzy godziny. Nic bardziej mylnego, nawet pełen dzień to mało aby spokojnie obejrzeć dostępne obiekty. Celowo używam określenia dostępne, bo rzeczywiście bardzo wiele z nich jest wyłączone z możliwości zwiedzania poprzez prowadzone tam kolejne etapy renowacji. W przewodniku przeczytałam nawet, że te proporcje w liczbie zamkniętych do dostępnych obiektów to 65 do 35%, i nierzadko fakt zamknięcia danej budowli to po prostu potrzeba ograniczenia wyeksploatowania – niekoniecznie prowadzonego tam remontu. Był czas - 2001 r. - kiedy Pompeje zostały wręcz wpisane na listę zagrożonych obiektów światowego dziedzictwa, a to wszystko z powodu braku wystarczających funduszy na renowacje czy utrzymanie personelu.
Dla wymagającego turysty problemem może być niewątpliwie pewien chaos urbanistyczny, choć nas to nawet nie razi, być może z powodu niedotarcia w takie miejsca gdzie kultura starożytna musiałby się wkomponować we współczesne formy architektoniczne, niezbyt licujące z charakterem ruin. Mamy też wielkie szczęście, bo choć ciepło bardzo i słońce nawet na chwilę nie chowa się za chmury to nie odczuwamy dyskomfortu związanego z upałem w jakim często przychodzi zwiedzać Pompeje. Rzeczywiście przy stosunkowo niewielkiej liczbie dostępnych, dających schronienie przed słońcem obiektów można mieć tu pewien problem.

Tak jak wspomniałam teren wykopalisk jest niezwykle rozległy zajmując ponad 60 ha. Można to sobie wyobrazić wiedząc, że zamieszkiwało go od 20 do 35 tys. osób. Jako że pochodzę z miasteczka o podobnej liczbie mieszkańców znajduję już pewne odniesienie do skali tego miejsca.

Wyposażone w mapki rozpoczynamy swoją przygodę – część z nas po raz pierwszy. Teren wykopalisk podzielony jest na dziewięć Rejonów, wyznaczonych przez główne ulice. Każdy taki Rejon zawierał budynki użyteczności publicznej oraz tzw. insulae czyli odpowiednik naszych bloków. Ciekawy był (i jest do dziś) sposób numeracji, zwykle składającej się z trzech numerów: Rejonu, insuli oraz wejścia -jeśli takie istniało (pierwszy oznaczony literami rzymskimi a pozostałe arabskimi). My z Porta Marina kierujemy się wzdłuż via Marina, mijając po drodze Świątynię Wenery i Bazylikę.
Bazylika czyli najważniejszy pompejański obiekt publiczny zbudowany na planie prostokąta, jest interesujący głównie ze względu na układ potężnych kolumn, ułożonych w dwóch rzędach, z których tylko część jest zachowana. Większość to sterczące na wysokość niespełna dwóch metrów kamienne kikuty. Pośrodku placu w ramach czasowej ekspozycji, będącej dla nas sporą niespodzianką stoją rozstawione luźno trzy okazałe rzeźby Mitoraja.
Pierwsze kroki i takie COŚ! - Bazylika, w której króluje Mitoraj


Forum też opanował Mitoraj ;-)
troszkę makowej czerwieni...
Zostawiając przylegające do Bazyliki Forum rozpoczynamy niespieszny spacer po VIII Rejonie. Zapuszczając się w wąskie uliczki, wyobrażamy sobie zwykłe życie mieszkających tam przed laty ludzi. 
ruszamy na podbój Rejonu VIII
i można tak maleńkimi uliczkami w nieskończoność chodzić...
Via dell'Abbondanza w stronę Amfiteatru, jest gorąco nawet piesy potrzebują oddechu
Z Rejonu VIII kierujemy się w stronę Amfiteatru, skupiając się głównie na penetrowaniu bogato zdobionych willi Rejonu I. Ciągle też natrafiamy na ślepe uliczki zamknięte ze względu na prowadzone remonty. Zachwycają kolorowe mozaiki, ocalałe freski, niektóre skrywające mnóstwo drobnych detali. 
no i w cugu...perełki jednego z kwartałów Rejonu I 
ścienne malowidła i podłogowe mozaiki

Panie się na ściance rozpanoszyły ;-))
warto się przyjrzeć ścianie z bliska... detale maleńkich rozmiarów
kolejna willa ...
Niewątpliwie osobliwym miejscem jest Thermopolium – pompejański wyszynk, którego opiekunem był patron handlu Merkury oraz bóg wina Dionizos. Interesującym wyposażeniem tego miejsca jest lada z otworami, w które montowano gliniane dzbany do przechowywania żywności. Ponoć w jednej z nich znaleziono utarg dnia - 683 sestercji. Z dostępnego dla ogółu Pompejańczyków pomieszczania przechodziło się do części mieszkalnej właściciela, niezwykle gustownie ozdobionej freskami o tematyce mitologicznej, w dominującym kolorze czerwieni.
a to już Casa del Larario di Achille - w luźnym tłumaczeniu pompejański wyszynk 
Casa di Octavius Quartio z pięknym toskańskim atrium
wnętrze Casa di Octavius Quartio
jedno z ulubionych zdjęć z mistrzem drugiego a nawet trzeciego planu ;-))


I wreszcie docieramy do Amfiteatru. W tej chwili otwarta jest tylko jedna z bram - w czasach pompejańskich na środek areny można było wejść z dwóch przeciwstawnych stron. Niestety nie jest możliwe przejście do części pod widownią, za to na jej środku ustawiono coś na kształt piramidy, gdzie zgromadzone są fotografie, rejestrujące niektóre fakty archeologiczne. Tu też zebrano sporo znalezionych przedmiotów, zasuszonych owoców. 
Korzystając z podestów okalających piramidę odpoczywamy chwilę. Jest bardzo ciepło a zrobione kilometry dają się nieco we znaki.
Amfiteatr w Pompejach - brak podziemnej części areny pozwala domniemywać, że widowiska skupiały się głównie wokół walk gladiatorów 

a na środku areny krótki chillout ;-)
i... mini sesja fotograficzna ;-)
oraz drobne poprawki urody ;-))
nie ma lekko na pompejańskich brukach
W drodze powrotnej kierujemy się via Dell’a Abbondanza, zatrzymując się na krótką chwilę pod willą Cassina dell’Aquila, skąd roztacza się ładny widok na wschodnio - południową część Pompejów. 
ale wszelkie trudy wynagradzają widoki spod willi Aquila
Przy Via Stabiona zaglądamy z kolei do Casa di Marco Lucrezio z świetnie zachowanymi freskami i mozaikami podłogowymi.
Casa di Marco Lucrezio
Większość budynków Rejonu IX i VII jest niestety zamknięta, a tak bardzo chciałyśmy zobaczyć jeszcze słynne Lupanarium. Zza kratek ogrodzenia oglądamy jedynie Casa della Caccia Antica
Za to sukcesem kończy się bardzo krótka wizyta w Rejonie VI, którego wisienką na torcie jest Casa del Fauno - przepiękna rezydencja pochodząca z II w. p.n.e. Tuż przy wejściu do willi znajdujemy statuetkę Fauna, od którego nazwano dom. Z przestronnego atrium znajdującego się w części centralnej, przechodzi się do atrium bocznego z zachowanymi kolumnami. Jedną z atrakcji tego miejsca oprócz wspomnianej figurki są mozaiki, w tym ta przedstawiająca walkę Aleksandra Wielkiego z Dariuszem – ponoć jedno z najpiękniejszych dzieł mozaikowych starożytności. Oczywiście oryginał można znaleźć w neapolitańskim Muzeum Archeologicznym. 
Dom Fauna
wnętrze rezydencji Fauna z jedną z piękniejszych mozaik przedstawiającą walkę Aleksandra Wielkiego z Dariuszem
Przy świątyni Augusta na schodach robimy wspólne pamiątkowe zdjęcie, po czym kierujemy się w stronę przybytku z kawą i słodkościami. 
pod świątynią Augusta
oj potrzebna nam była ta kawa i lokalne słodkości
I na koniec Forum - niezwykłe miejsce na planie prostokąta o wymiarach 38x242 m, od strony północnej zamknięte Kapitolem z dwoma łukami honorowymi. Pozostałe boki to częściowo zrekonstruowane ciągi portyków. Podobnie jak w przypadku Bazyliki środkową część placu wypełniają rzeźby Mitoraja. 
sesja pod Forum
wykopaliska archeologiczne
nieco już opustoszałe Forum 
Kierując się wyjścia przechodzimy jeszcze w dół wzgórza, na którym usytuowane jest miasto. Stąd roztacza się kolejny widok na ruiny.

Uśpione miasto żegnamy tuż przed 18. Na maleńkiej stacyjce czeka już niemała grupka turystów, na szczęście tłumów w pociągu nie ma i czas w drodze powrotnej  traktujemy jako całkiem  miły odpoczynek. 
i to już jest koniec...
Na Placu Garibaldi robimy jeszcze zakupy żywnościowe i co powoli staje się zwyczajem, objuczone siatami wracamy do domu, tylko po to aby dokonać rozładunku i nieco się przebrać. Przed nami bowiem wizyta w kultowej neapolitańskiej Pizzerii da Michele, znanej też z książki Elisabeth Gilbert Jedz, módl się kochaj i filmu z Julią Roberts pod tym samym tytułem.
moda NEAPOLITANA
Jak to Kasia swój bilet na metro przed skasowaniem potargała 
dobre humory nas nie opuszczały

ten Neapol jakiś dziwnie mały - wróciłyśmy ponownie do ślimaków
a niemalże na koniec dnia trochę zabawy w scenki - gdzie? na stacji metra przy Placu Garibaldi
Do maleńkiego placyku, przy którym usytuowana jest Pizzeria da Michele docieramy przed 21 zastając przed wejściem niemały tłumek ludzi, oczekujących już na swoje miejsce. Kinga pobiera numerek 15 i rozpoczyna się długi czas oczekiwania przy krawężniku wąskiej uliczki, którą co chwilę mknie jakiś samochód czy motocykl. Jest gwarno i specyficznie. Nad lokalem tradycyjnie już wisi pranie. Odnosimy wrażenie, że z każdą mijaną minutą oczekujący tłumek wcale nie maleje. W końcu jednak zostajemy przywołane do wejścia i po krótkiej chwili kelner prowadzi nas do ostatniej sali, gdzie wreszcie zasiadamy przy ośmioosobowym długim stole.
w oczekiwaniu na najsłynniejszą neapolitańską pizzę prosto z Pizzerii da Michele - pobierz numerek i odczekaj swoje, najlepiej przycupnąwszy na krawężniku
Atmosfera tego miejsca jest niezwykła, jeżeli ktoś myśli, że najbardziej znana pizzeria w Neapolu to wykwintny lokal z obrusami i świecami to mocno się zdziwi. Knajpka przypomina raczej bar mleczny z charakterystycznym nieładem. Wystrój to ściany wykończone do połowy białymi kaflami i zieloną listwą, a w górnej części ozdobione pamiątkowymi fotografiami – nierzadko z autografami znanych osób.
Do wyboru są dwa rodzaje pizzy margherita z mozzarellą oraz marinara z sosem pomidorowym, oliwą, czosnkiem i oregano - w jednym tylko rozmiarze i bynajmniej nie uznaje się tu zamawiania połówki czy ćwiartki pizzy.
Smak jest nie do opowiedzenia a całe sedno tkwi w prostocie składników  i doskonałym cieście.  Wychodzimy jako jedne z ostatnich gości. Plac jeszcze godzinę wcześniej gwarny, prawie opustoszał. Tu chowamy się przed Kingą za stojącym samochodem włączając zupełnie naturalnie stojących obok ludzi do naszej zabawy. "Wkręcona" Kinga rzeczywiście nie wiedząc gdzie iść podąża we wskazanym przez tych ludzi kierunku. Kiedy wyskakujemy z ukrycia wszyscy śmiejemy się jak wariaci. To takie drzemiące gdzieś dziecięce odruchy związane z zabawą w chowanego ;-).
lokal ma swój klimat, swoją moc
i tu jadła Julia Roberts grając w filmie Jedz, módl się, kochaj
prostota smaku nie do opisania


i wychodzimy jako jedne z ostatnich klientów
A ponieważ pora już późna, jest grubo po 23, metro już zamknięte, do domu musimy wracać na piechotę. Nogi najchętniej oddałybyśmy w cudowne władanie masażysty.
ten dzień musiał się tak skończyć

1 komentarz:

  1. Najbardziej podobała mi się różnica pomiędzy podejściem do ślimaków na początku opowieści i na końcu. Najpierw pozowane fotki obok, a potem na ślimaki hurrraaa!
    Rewelacyjna opowieść!
    Swoją drogą niezły pomysł. Trening spowalniania życia poprzez siedzenie na ślimakach:)

    OdpowiedzUsuń