Drugi dzień w Neapolu... lekkie śniadanie zjedzone w domu i zaspokojony głód kofeinowy w pobliskiej kawiarence.
|
poranek w domu i śniadanie w ulubionej kawiarence |
|
nasza ulubiona stacja metra - tonące w błękitach Toledo |
Jest ciepło i reszta dnia zapowiada się pogodnie. Z tym
większym entuzjazmem kierujemy się w stronę Placu Garibaldi, skąd kursują
podmiejskie pociągi. Jak się okazuje to miejsce będziemy odwiedzać jeszcze
wielokrotnie, a warto tu spędzić trochę czasu, bo choć plac jest jeszcze
częściowo w fazie remontu, to jego centralna część ma już swoją nową formę i
tchniętą weń nową duszę. Południowcy nie boją się nowoczesnych trendów w
architekturze, tu zarówno stacja metra jak i znajdująca się tuż obok wspomniana
stacja kolejowa ukryte są głęboko w podziemiu, zaś powierzchnia gruntu
zadaszona jest całym systemem naciągniętych białych płacht w kształcie trójkątów.
Pod nimi schronienie znalazły kolorowe ślimaki: kilka wielkości przekraczającej
wzrost dorosłego człowieka, reszta nieco mniejsza pnie się po słupach
podtrzymujących całą konstrukcję. Wygląda to bardzo zabawnie i świeżo i jest
oczywiście motywem przewodnim do fotografowania w różny sposób. To jeszcze nie koniec,
ponieważ zjeżdżając w głąb na peron metra mija się ciekawe formy ruchomych
schodów, także kolorowych i przenikających się w interesujący sposób dzięki zainstalowanemu
przy nich systemowi luster. Szczególną uwagę zwracają jednak ogromne lustrzane
tafle, na których naklejono sylwetki ludzi znajdujących się w różnych sytuacjach;
a to ktoś stoi w kolejce, ktoś inny ogląda swój bilet, jest matka z niemowlęciem
na ręku. Jest to dla nas podczas powrotu z wycieczki inspiracją
stworzenia zabawnych zdjęć poprzez wpasowanie się w te gotowe już scenki.
|
Lubimy aby budzono w nas dzieci - bajkowa stacja metra przy Placu Garibaldi |
Pociągi kursujące z Neapolu tzw. Circumvesuviana nieco przypominają
nasze „jednostki”, można by rzec, że prawie pod każdym względem. W środku
bynajmniej nie ma luksusu, na oknach widnieją rozliczne napisy będące wyrazem
radosnej twórczości własnej jeżdżących tymi liniami pasażerów. Na niektórych odcinkach
towarzyszy nam muzyka obligatoryjnie aplikowana przez grajków wskakujących na podmiejskich stacjach. Jeżeli poza sezonem jest w tych pociągach tłoczno, to nie chcę sobie
nawet wyobrażać takiego przejazdu latem - w upale, bez klimatyzacji, z jeszcze
większą masą turystów. Dodam wycieczka z wspomnianego Placu Garibaldi zajmuje
około 45 minut.
Im bardziej oddalamy się od miasta tym bardziej zmienia się
krajobraz, z innej perspektywy widzimy też Wezuwiusz. Momentami pojawiają się
też "okna" na Zatokę Neapolitańską.
|
włoskie linie kolejowe czyli Circumvesuviana |
Wysiadamy na małej stacyjce Pompei Scavi-Villa Dei Misteri. Jeszcze dobrze nie opuszczamy peronu, kiedy pojawiają się naganiacze na wycieczki z przewodnikiem. Mijając kilka stojących w szeregu straganów z pamiątkami i pysznymi sokami ze świeżo wyciśniętych cytryn lub pomarańczy docieramy do głównej bramy pompejańskiego miasta - Porta Marina, gdzie zlokalizowane są kasy i skąd rozpoczyna się zwiedzanie obiektu - osobliwa podróż w starożytne czasy.
|
i wreszcie Pompeje i smak soku ze świeżo wyciskanych cytryn, pomarańczy... i nogi a'la Jaworowicz ;-) |
Poraża mnie skala tego miejsca, bo przecież do tej pory wyobrażałam
je sobie jako niewielki obszar usiany wykopaliskami, który bez problemu można
obejrzeć w dwie, trzy godziny. Nic bardziej mylnego, nawet pełen dzień to mało
aby spokojnie obejrzeć dostępne obiekty. Celowo używam określenia dostępne, bo
rzeczywiście bardzo wiele z nich jest wyłączone z możliwości zwiedzania poprzez
prowadzone tam kolejne etapy renowacji. W przewodniku przeczytałam nawet, że te
proporcje w liczbie zamkniętych do dostępnych obiektów to 65 do 35%, i
nierzadko fakt zamknięcia danej budowli to po prostu potrzeba ograniczenia wyeksploatowania
– niekoniecznie prowadzonego tam remontu. Był czas - 2001 r. - kiedy Pompeje
zostały wręcz wpisane na listę zagrożonych obiektów światowego dziedzictwa, a
to wszystko z powodu braku wystarczających funduszy na renowacje czy utrzymanie
personelu.
Dla wymagającego turysty problemem może być niewątpliwie pewien
chaos urbanistyczny, choć nas to nawet nie razi, być może z powodu niedotarcia
w takie miejsca gdzie kultura starożytna musiałby się wkomponować we
współczesne formy architektoniczne, niezbyt licujące z charakterem ruin.
Mamy też wielkie szczęście, bo choć ciepło bardzo i słońce nawet na chwilę nie chowa
się za chmury to nie odczuwamy dyskomfortu związanego z upałem w jakim często
przychodzi zwiedzać Pompeje. Rzeczywiście przy stosunkowo niewielkiej liczbie
dostępnych, dających schronienie przed słońcem obiektów można mieć tu pewien
problem.
Tak jak wspomniałam teren wykopalisk jest niezwykle rozległy
zajmując ponad 60 ha. Można to sobie wyobrazić wiedząc, że zamieszkiwało go od
20 do 35 tys. osób. Jako że pochodzę z miasteczka o podobnej liczbie mieszkańców
znajduję już pewne odniesienie do skali tego miejsca.
Wyposażone w mapki rozpoczynamy swoją przygodę – część z nas
po raz pierwszy. Teren wykopalisk podzielony jest na dziewięć Rejonów, wyznaczonych
przez główne ulice. Każdy taki Rejon zawierał budynki użyteczności publicznej
oraz tzw. insulae czyli odpowiednik naszych bloków. Ciekawy był (i jest do
dziś) sposób numeracji, zwykle składającej się z trzech numerów: Rejonu, insuli
oraz wejścia -jeśli takie istniało (pierwszy oznaczony literami rzymskimi a pozostałe
arabskimi). My z Porta Marina kierujemy się wzdłuż via Marina, mijając po drodze
Świątynię Wenery i Bazylikę.
Bazylika czyli najważniejszy pompejański obiekt publiczny
zbudowany na planie prostokąta, jest interesujący głównie ze względu na układ
potężnych kolumn, ułożonych w dwóch rzędach, z których tylko część jest
zachowana. Większość to sterczące na wysokość niespełna dwóch metrów kamienne
kikuty. Pośrodku placu w ramach czasowej ekspozycji, będącej dla nas sporą niespodzianką
stoją rozstawione luźno trzy okazałe rzeźby Mitoraja.
|
Pierwsze kroki i takie COŚ! - Bazylika, w której króluje Mitoraj |
|
Forum też opanował Mitoraj ;-) |
|
troszkę makowej czerwieni... |
Zostawiając przylegające do Bazyliki Forum rozpoczynamy niespieszny spacer po VIII Rejonie. Zapuszczając się w wąskie uliczki, wyobrażamy sobie zwykłe życie mieszkających tam przed laty ludzi.
|
ruszamy na podbój Rejonu VIII |
|
i można tak maleńkimi uliczkami w nieskończoność chodzić... |
|
Via dell'Abbondanza w stronę Amfiteatru, jest gorąco nawet piesy potrzebują oddechu |
Z Rejonu VIII kierujemy się w stronę Amfiteatru, skupiając
się głównie na penetrowaniu bogato zdobionych willi Rejonu I. Ciągle też natrafiamy
na ślepe uliczki zamknięte ze względu na prowadzone remonty. Zachwycają kolorowe
mozaiki, ocalałe freski, niektóre skrywające mnóstwo drobnych detali.
|
no i w cugu...perełki jednego z kwartałów Rejonu I |
|
ścienne malowidła i podłogowe mozaiki |
|
Panie się na ściance rozpanoszyły ;-)) |
|
warto się przyjrzeć ścianie z bliska... detale maleńkich rozmiarów |
|
kolejna willa ... |
Niewątpliwie osobliwym miejscem jest Thermopolium – pompejański wyszynk, którego opiekunem był patron handlu Merkury oraz bóg wina Dionizos. Interesującym wyposażeniem tego miejsca jest lada z otworami, w które montowano gliniane dzbany do przechowywania żywności. Ponoć w jednej z nich znaleziono utarg dnia - 683 sestercji. Z dostępnego dla ogółu Pompejańczyków pomieszczania przechodziło się do części mieszkalnej właściciela, niezwykle gustownie ozdobionej freskami o tematyce mitologicznej, w dominującym kolorze czerwieni.
|
a to już Casa del Larario di Achille - w luźnym tłumaczeniu pompejański wyszynk |
|
Casa di Octavius Quartio z pięknym toskańskim atrium |
|
wnętrze Casa di Octavius Quartio |
|
jedno z ulubionych zdjęć z mistrzem drugiego a nawet trzeciego planu ;-)) |
I wreszcie docieramy do Amfiteatru. W tej chwili otwarta
jest tylko jedna z bram - w czasach pompejańskich na środek areny można było
wejść z dwóch przeciwstawnych stron. Niestety nie jest możliwe przejście do
części pod widownią, za to na jej środku ustawiono coś na kształt piramidy,
gdzie zgromadzone są fotografie, rejestrujące niektóre fakty
archeologiczne. Tu też zebrano sporo znalezionych przedmiotów, zasuszonych owoców.
Korzystając z podestów
okalających piramidę odpoczywamy chwilę. Jest bardzo ciepło a zrobione
kilometry dają się nieco we znaki.
|
Amfiteatr w Pompejach - brak podziemnej części areny pozwala domniemywać, że widowiska skupiały się głównie wokół walk gladiatorów |
|
a na środku areny krótki chillout ;-) |
|
i... mini sesja fotograficzna ;-) |
|
oraz drobne poprawki urody ;-)) |
|
nie ma lekko na pompejańskich brukach |
W drodze powrotnej kierujemy się via Dell’a Abbondanza,
zatrzymując się na krótką chwilę pod willą Cassina dell’Aquila, skąd roztacza
się ładny widok na wschodnio - południową część Pompejów.
|
ale wszelkie trudy wynagradzają widoki spod willi Aquila |
Przy Via Stabiona zaglądamy z kolei do Casa di Marco Lucrezio z świetnie zachowanymi freskami i mozaikami podłogowymi.
|
Casa di Marco Lucrezio |
Większość budynków Rejonu IX i VII jest niestety zamknięta,
a tak bardzo chciałyśmy zobaczyć jeszcze słynne Lupanarium. Zza kratek
ogrodzenia oglądamy jedynie Casa della Caccia Antica.
Za to sukcesem kończy
się bardzo krótka wizyta w Rejonie VI, którego wisienką na torcie jest Casa del
Fauno - przepiękna rezydencja pochodząca z II w. p.n.e. Tuż przy wejściu do
willi znajdujemy statuetkę Fauna, od którego nazwano dom. Z przestronnego atrium
znajdującego się w części centralnej, przechodzi się do atrium bocznego z
zachowanymi kolumnami. Jedną z atrakcji tego miejsca oprócz wspomnianej figurki
są mozaiki, w tym ta przedstawiająca walkę Aleksandra Wielkiego z Dariuszem –
ponoć jedno z najpiękniejszych dzieł mozaikowych starożytności. Oczywiście
oryginał można znaleźć w neapolitańskim Muzeum Archeologicznym.
|
Dom Fauna |
|
wnętrze rezydencji Fauna z jedną z piękniejszych mozaik przedstawiającą walkę Aleksandra Wielkiego z Dariuszem |
Przy świątyni Augusta na schodach robimy wspólne pamiątkowe
zdjęcie, po czym kierujemy się w stronę przybytku z kawą i słodkościami.
|
pod świątynią Augusta |
|
oj potrzebna nam była ta kawa i lokalne słodkości |
I na koniec Forum - niezwykłe miejsce na planie prostokąta o
wymiarach 38x242 m, od strony północnej zamknięte Kapitolem z dwoma łukami
honorowymi. Pozostałe boki to częściowo zrekonstruowane ciągi portyków.
Podobnie jak w przypadku Bazyliki środkową część placu wypełniają rzeźby
Mitoraja.
|
sesja pod Forum |
|
wykopaliska archeologiczne |
|
nieco już opustoszałe Forum |
Kierując się wyjścia przechodzimy jeszcze w dół wzgórza, na którym
usytuowane jest miasto. Stąd roztacza się kolejny widok na ruiny.
Uśpione miasto żegnamy tuż przed 18. Na maleńkiej stacyjce
czeka już niemała grupka turystów, na szczęście tłumów w pociągu nie ma i czas
w drodze powrotnej traktujemy jako całkiem
miły odpoczynek.
|
i to już jest koniec... |
Na Placu Garibaldi robimy jeszcze zakupy żywnościowe i co powoli staje się zwyczajem, objuczone siatami
wracamy do domu, tylko po to aby dokonać rozładunku i nieco się przebrać. Przed
nami bowiem wizyta w kultowej neapolitańskiej Pizzerii da Michele, znanej też z
książki Elisabeth Gilbert Jedz, módl się kochaj i filmu z Julią Roberts pod tym
samym tytułem.
|
moda NEAPOLITANA |
|
Jak to Kasia swój bilet na metro przed skasowaniem potargała |
|
dobre humory nas nie opuszczały |
|
ten Neapol jakiś dziwnie mały - wróciłyśmy ponownie do ślimaków |
|
a niemalże na koniec dnia trochę zabawy w scenki - gdzie? na stacji metra przy Placu Garibaldi |
Do maleńkiego placyku, przy którym usytuowana jest Pizzeria da Michele docieramy przed 21 zastając przed wejściem niemały tłumek ludzi, oczekujących już na swoje miejsce. Kinga pobiera numerek 15 i rozpoczyna się długi czas oczekiwania przy krawężniku wąskiej uliczki, którą co chwilę mknie jakiś samochód czy motocykl. Jest gwarno i specyficznie. Nad lokalem tradycyjnie już wisi pranie. Odnosimy wrażenie, że z każdą mijaną minutą oczekujący tłumek wcale nie maleje. W końcu jednak zostajemy przywołane do wejścia i po krótkiej chwili kelner prowadzi nas do ostatniej sali, gdzie wreszcie zasiadamy przy ośmioosobowym długim stole.
|
w oczekiwaniu na najsłynniejszą neapolitańską pizzę prosto z Pizzerii da Michele - pobierz numerek i odczekaj swoje, najlepiej przycupnąwszy na krawężniku |
Atmosfera tego miejsca jest niezwykła, jeżeli ktoś myśli, że
najbardziej znana pizzeria w Neapolu to wykwintny lokal z obrusami i świecami
to mocno się zdziwi. Knajpka przypomina raczej bar mleczny z charakterystycznym
nieładem. Wystrój to ściany wykończone do połowy białymi kaflami i zieloną
listwą, a w górnej części ozdobione pamiątkowymi fotografiami – nierzadko z
autografami znanych osób.
Do wyboru są dwa rodzaje pizzy margherita z mozzarellą oraz marinara z sosem pomidorowym, oliwą, czosnkiem i oregano - w jednym tylko
rozmiarze i bynajmniej nie uznaje się tu zamawiania połówki czy ćwiartki pizzy.
Smak jest nie do opowiedzenia a całe sedno tkwi w prostocie składników i doskonałym cieście. Wychodzimy jako jedne z ostatnich gości. Plac
jeszcze godzinę wcześniej gwarny, prawie opustoszał. Tu chowamy się przed Kingą
za stojącym samochodem włączając zupełnie naturalnie stojących obok ludzi do
naszej zabawy. "Wkręcona" Kinga rzeczywiście nie wiedząc gdzie iść podąża we
wskazanym przez tych ludzi kierunku. Kiedy wyskakujemy z ukrycia wszyscy śmiejemy
się jak wariaci. To takie drzemiące gdzieś dziecięce odruchy związane z zabawą w chowanego ;-).
|
lokal ma swój klimat, swoją moc |
|
i tu jadła Julia Roberts grając w filmie Jedz, módl się, kochaj |
|
prostota smaku nie do opisania |
|
i wychodzimy jako jedne z ostatnich klientów |
A ponieważ pora już późna, jest grubo po 23, metro już zamknięte, do domu musimy wracać na piechotę. Nogi najchętniej oddałybyśmy w cudowne władanie masażysty.
|
ten dzień musiał się tak skończyć |
Najbardziej podobała mi się różnica pomiędzy podejściem do ślimaków na początku opowieści i na końcu. Najpierw pozowane fotki obok, a potem na ślimaki hurrraaa!
OdpowiedzUsuńRewelacyjna opowieść!
Swoją drogą niezły pomysł. Trening spowalniania życia poprzez siedzenie na ślimakach:)