Baraniec

Baraniec

niedziela, 9 listopada 2014

Bieszczadzka Rosa z Kremenarosa

Po latach wracam w Bieszczady... kilka weekendowo spędzonych chwil...
W piątek popołudniu przejazd z Krakowa do Gorlic, krótki postój i dalszy odcinek do Leska w strugach deszczu.
Poranek wita niezbyt optymistycznie, świadomie więc decydujemy się na wyjazd w stronę Cisnej i tuż za Polankami parkujemy aby rozpocząć około półtoragodzinny spacer do Rezerwatu Sine Wiry nad rzeką Wetliną. 
Cieszymy się spokojem i melancholijną ciszą ukrytą między grzbietami przyobleczonymi w jesienne barwy. Słońce oszczędnie muska nas ciepłymi promieniami, właściwie tylko przez kilka chwil udaje nam się złapać przebijające się przez zażółcone liście światłocienie. Spacer przypomina nieco przejście wzdłuż Dunajca od Czerwonego Klasztoru. 
W drodze do Rezerwatu Sine Wiry

jesienna magia nad rzeką Wetliną 

usiądź gościu a odpocznij sobie...
W jednym z zakątków dostrzegamy w ciekawie powyginanaej bryle pnia drzewa głowę łosia. Ponoć istnieje bieszczadzka legenda, która głosi, że gdy Łoś z Zawoju pije wodę z Wetlinki to na nizinach na pewno będzie powódź…
u góry legendarna głowa Łosia z Zawoju
i lato tak jakoś nie chce się poddać... ;-)
Po powrocie na parking planujemy dalszą część popołudnia. Jako, że głód doskwiera a niebo nie wróży szybkiej zmiany pogody na lepsze, jedziemy w stronę Wetliny aby zaspokoić pierwotne instynkty w Chacie Wędrowca - tak reklamowanej przede wszystkim ze względu na zjawiskowe naleśniki z jagodami. Kto jeszcze nie był w tym miejscu a planuje pobyt w Bieszczadach absolutnie powinien nadrobić te braki. Jedzenie tu przepyszne, klimat niepowtarzalny i doskonały wybór czeskich i słowackich piw. To jednak nic... na miejscu bowiem odkrywamy piwa lokalne o bardzo wdzięcznych nazwach jak Rosa z Kremenarosa, Megaloman czy deszcz w Cisnej... Zakupujemy na dobry początek dwie butelczyny i robimy rozpoznanie gdzie można kupić je w szerszej gamie. Okazuje się, że kilka kilometrów od Leska w Uhercach Mineralnych znajduje się browar Ursa Maior, gdzie oprócz piw można również zakupić inne lokalne drobiazgi. Rzeczywiście w drodze powrotnej, mimo że już późno stajemy pod sklepem firmowym, który mimo że zamknięty jakimś cudem staje przed nami otworem... I tak oto mamy okazję zakupić sześciopak zawierający różne odmiany piw, do czego dokupujemy jeszcze najnowszy gatunek - Watahę (to tak a'propos ejdżbiowskiej polskiej produkcji serialowej).
W Karczmie Wędrowca (Wetlina)
Zanim zapada zmrok łapiemy jeszcze ostatnie ostatnie promyki zachodzącego słońca ślizgającego się po Połoninie Wetlińskiej.
Połonina Wetlińska o zachodzie słońca

A następnego ranka, jako że czeka nas jeszcze powrót przez Gorlice wyjeżdżamy ponownie do Wetliny aby zrobić szybki wypad żółtym szlakiem na Smerek. Błoto w dolnej części niemiłosierne ale im wyżej tym lepsze warunki pod nogami. Niestety choć tak bardzo liczymy na poprawę pogody i nieco więcej skrawków błękitu na niebie, Przełęcz Orłowicza i grzbiet, wzdłuż którego idziemy na szczyt spowija gęsta warstwa chmur a wiatr nie daje szans na dłuższy postój. Podziwiamy jednak po północnej stronie zalotne obłoki wiszące nad tonącymi w słońcu kolorowymi wzgórzami. Nad Wetliną zaś towarzyszy nam przez dłuższą chwilę przbijający się snop światła.  
z Wetliny na Smerek
Na szczycie spędzamy raptem kika chwil ot tyle aby coś zjeść, wypić łyk gorącej kawy, wygania nas zimny wiatr.
na grzbiecie ponuro, nieco więcej światła po pólnocnej stronie, WIAŁO niemiłosiernie... 
I jak to zwykle bywa, nieco przewrotny los funduje nam w sam raz na koniec naszego zejścia śmiało wyłaniające się słońce, które będzie już z nami przez resztę dnia.
a zejście pod skrawkami błękitu....

foto: BK Sobieccy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz