Po lekko wyczerpującym tygodniu, który zamknął się klamrą, związaną z małym remontem pokoju syna, czas na chwile relaksu. Nie wiem czy wielkość pomieszczenia ma znaczenie podczas malowania, po tym co zaliczyliśmy śmiem twierdzić, że zawsze jest to mała rewolucja. ;-))) Drugą taką samą można przeżyć podczas skręcania nowych mebli, zwłaszcza gdy stosując się do instrukcji odnosi się wrażenie, że jest się posiadaczem żabiego móżdżku. ;-)
Taaak, ale to już szczęśliwie za nami, przed nami jeszcze nie do końca uprzątnięty bajzel... Bajzel jednak został w domu, podczas gdy my wyjechaliśmy na wieś w poszukiwaniu radośniejszej strony życia. Nic nie nastraja tak pozytywnie jak nasze przyjacielskie spotkania w cudownych okolicznościach przyrody. Impreza lekko stylizowana na Halloween kipiała żywiołowością i spontanicznymi pomysłami. Było soczyście muzycznie a echo "tam-tamów" musiało się chyba nieść po tonących w mroku okolicznych polach i zagrodach. Było też fotograficznie z całą masą fotożartów.
Doskonałym zamknięciem naszego pobytu w cianowickich włościach okazał się spacer, na jaki wyciągnęli nas gospodarze. Jako że Cianowice leżą dość wysoko, widoki stąd są po prostu pyszne, a przy takiej pogodzie jaką mieliśmy tego dnia było nawet widać Tatry. Tak że warto warto ... ;-))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz