Baraniec

Baraniec

poniedziałek, 7 października 2019

Kotor i Budva... koty rządzą...

Połowę dnia, zaopatrzeni w owoce i dobre wino, leniuchujemy nad naszym basenem. Towarzyszą nam tylko nasze ulubione, wszędobylskie koty, zaciekawione za każdym razem jak tylko coś się nowego pojawia na stole.  Od czasu do czasu senną atmosferę przerywa jedynie odgłos przelatującego samolotu, zbliżającego się do lotniska w Tivat. 
w ogrodzie właściciele starannie doglądają uprawy fig, granatów, czy winogron
w prawym dolnym rogu jeden z naszych pieszczochów... ma charakterek...
Nie licząc zbytnio na ochłodzenie - jest blisko 35 stopni - około 16 wyruszamy do Kotoru, odległego od naszego pensjonatu zaledwie kilkanaście kilometrów. 
Cudownym zbiegiem okoliczności udaje nam się zaparkować tuż przy wejściu do starej części miasta.
Ponoć optymalnym czasem na zwiedzenie Kotoru są dwa dni, my mamy zaledwie połowę. Staramy się jednak uszczknąć ile się da z atmosfery miasta. 
A jest co oglądać... 
Zaczynamy od  Bramy Morskiej a dalej już niespiesznie w labirynt wąskich uliczek...
potężne fortyfikacje Kotoru, ciągnące się niespełna 5 km, pozostałe wymiary murów (szerokość do 10 m i wysokość 20 m) są równie imponujące


w dole po lewej XII-wieczna cerkiew św. Łukasza na Trg sv. Luke
Jednonawowa świątynia, której wnętrze zdobią pozostałości fresków oraz piękny ikonostas z XVII w. Co ciekawe znajdują się tu dwa ołtarze wyznania katolickiego i prawosławnego jako przykład tolerancji religijnej Czarnogórców. 
Miejsce zapamiętam szczególnie - w sklepiku tuż za cerkwią zakupiłam coś do czego mam słabość - interesujące kolczyki ;-)
koty rządzą... koty są dosłownie wszędzie...
po lewej kościół św. Mikołaja, po prawej fasada kotorskiej katedry
Katedra pod wezwaniem św. Tryfona - świętego od chrapania - jest wybitnym przykładem architektury romańskiej w Czarnogórze a jej wnętrze zachwyca surowością 

Kotor zwany jest również perłą w koronie Czarnogóry. Leżący na skraju ciekawie ukształtowanej zatoki, u stóp masywu Lovcen, otoczony jest górami sięgającymi nawet 1000 m n.p.m.

Odwiedzamy też dnia kolejnego Budvę, jeden z popularniejszych nadmorskich kurortów Czarnogóry. Znów czasu na zwiedzanie niewiele, bo poranek wypełnił kilkugodzinny rejs po jeziorze Szkoderskim.  
Zanim docieramy do starej części miasta zatrzymujemy się chwilę przy drodze, podziwiając maleńką wysepkę Sveti Stefan.
Najbardziej interesująca część Budvy to otoczony murami,  maleńki jej fragment, nad samym brzegiem zatoki. 
Miasto uchodzi za jedno z najstarszych w Czarnogórze, a jego historia sięga ponad 2,5 tys lat wstecz.
Sveti Stefan - malownicza wysepka, która w połowie XX w. przeszła niezwykłą metamorfozę, zamieniając się z biednej rybackiej wioski w ekskluzywny kurort, dziś całkowicie niedostępny dla gości spoza hotelu.
marina budvańska - namiastka luksusu ;-)))) - aby się do niej dostać trzeba się przedrzeć przez tłumy plażowiczów, szukających taniej strawy w licznych lokalach 
Cerkiew Santa Maria in Punta - najstarsza świątynia w mieście - jej początki datuje się na 840 r. Tu w czasach napoleońskich mieściły się stajnie, tu też swoją siedzibę miała szkoła.  
Obok trzynawowa, wielokrotnie przebudowywana katedra św. Jana Chrzciciela, pochodząca z VII w. 
marina budvańska to nie tylko luksusowe jachty, popołudniową porą zapełniana jest przez sprzedawców ryb i owoców morza
i znów koty, koty, koty...

uwielbienie dla grillowanych kalmarów niezmienne od lat - Piotrek lat 13 w Hiszpanii i Piotrek niespełna 18-latek w Czarnogórze

Sveti Stefan raz jeszcze w cieniach gasnącego dnia
żegnamy czarnogórskie wybrzeże, żegnamy Czarnogórę...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz