Baraniec

Baraniec

wtorek, 4 października 2016

jesień idzie nie ma na to rady... c.d.

Amfiteatr Batyżowiecki
Są takie miejsca w Tatrach, które mają w sobie coś magicznego, coś co zmusza do powrotów... Takim miejscem dla mnie jest niewątpliwie Staw Batyżowiecki, a amfiteatr go otaczający uważam za jeden z najpiękniejszych. 

Wracamy więc po 25 latach nad piękny staw, wybierając tym razem idealny wariant na jesienny spacer - start w Wyżnich Hagach, przejście żółtym szlakiem do progu Doliny Batyżowieckiej i powrót Magistralą przez Przełęcz pod Osterwą do Popradzkiego Stawu.
Całość można zamknąć w nieco więcej niż pięciu godzinach marszu.
Wyżnie Hagi to maleńka miejscowość leżąca między turystycznymi "metropoliami" podnóża Tatr Słowackich - Szczyrbskim Jeziorem i Smokowcami.
Samochód można zostawić na niedużym parkingu przy samej drodze - pustym prawie, bo szlak do najbardziej obleganych nie należy. 
Stąd rozpoczyna się nasza wędrówka całkiem przyjemną, leśną dróżką, w górnych partiach wyznaczoną przez szpaler żółto-czerwonych krzewów borówki. Gdzieniegdzie można jeszcze skubnąć jej owoce. Ponoć piętro kosówki w tym rejonie należy do najcenniejszych w całych Tatrach i rzeczywiście po wyjściu z lasu rozpościerają się przed nami imponujące łany kosodrzewiny, w gąszczu której poprowadzono dalszą część szlaku.
ruszamy na szlak... 
pierwsze oznaki nadchodzącej jesieni, ścieżkę wyznacza barwny żółto-czerwony szpaler borówki, jeszcze gdzieniegdzie można znaleźć dojrzałe owoce 
szlak niby prosty a jednak momentami wymagający gibkiej sylwetki i męskiego wsparcia ;-)
Przed nami też wspaniałe widoki na piętrzącą się Kończystą oraz szczyty zamykające od przeciwnej strony Dolinę Batyżowiecką.
Zapowiedź ekstremalnego szczęścia ;-)
Jeszcze kilka podejść w korytarzach kosówki i w końcu nasz żółty szlak łączy się z oznakowaną na czerwono Magistralą. Stąd już zaledwie kilka chwil aby znaleźć się nad brzegiem Batyżowieckiego Stawu.
Pogoda wciąż nam sprzyja a nad stawem oczom naszym ukazuje się prawdziwy spektakl w amfiteatrze otoczonym welonem chmur.
drzewostan kosówki rzeczywiście imponujący... no i pierwsze widoki ;-)
ze szlaku widoczny rozlany masyw Kończystej z drugiej strony Kotłowy Szczyt z ukrytym za nim Gerlachem, w dole Batyżowieckie Wodospady
Siedząc na kamieniach i pałaszując kanapki podziwiamy cały majestat tego miejsca. Od lewej rozległy masyw Kończystej, po prawej ściany Gerlachu - oba masywy spina w centralnej części Batyżowiecki, Kaczy i Zmarzły Szczyt. Najpiękniejsze jest to, że widok ów się dynamicznie zmienia... a to ślizgające się po skale słoneczne plamy, a to mknące po niebie chmury. 
Licząc się trochę z czasem nad stawem spędzamy około pół godziny, chcemy bowiem zdążyć na kursującą w odstępach godzinnych kolejkę elektryczną.
i jest! niezwykłej urody Batyżowiecki Staw z jeszcze piękniejszym otoczeniem, nieco spowitym przez chmury

wciąż wracamy w nasze ulubione tatrzańskie miejsca... razem...od ponad 25 lat ;-)
Przed nami znany już chodnik Magistrali - na tym odcinku powtórzony drugi raz choć w przeciwną stronę. Szlak prowadzi nas pnąc się lekko ku górze i trawersując rozległe ramię Kończystej. Gdzie nie spojrzeć wszędzie goszcząca od niedawna jesień. Przyznam, że o tej porze roku rzadko bywam w Tatrach, a jak już bywałam to pogoda nigdy nas nie rozpieszczała. Tym bardziej więc doceniam całe bogactwo soczystych kolorów w ciepłych promieniach słońca.  Jeszcze ostatnie spojrzenie na Dolinę Batyżowiecką i spadające w dół wąskimi strumieniami Batyżowieckie Wodospady.
jesienne akcenty
przejście trawersem przez masyw Kończystej i Tępej
Dalej nieco mozolnie okrążamy stok Tępej, powoli naszym oczom ukazuje się znany już widok na Grań Baszt, Koprowy Szczyt. W dalszym planie Szczyrbskie Jezioro. Naszym najbliższym celem jest Przełęcz pod Osterwą. Tu robimy krótki postój smakując wspaniałe widoki znad Dolin Młynickiej, Mięguszowieckiej i Złomisk. 
niby to tylko Magistrala a jednak momentami ugina ciało
pyszny widok z Przełęczy pod Osterwą
zbieramy siły tak, tak! do zejścia z Przełęczy pod Osterwą
Mogłoby się wydawać, że przed nami najprostsza część szlaku - zejście do Popradzkiego Stawu i godzinne dojście do stacji kolejki. Nic bardziej mylnego - szlak zejściowy to seria ciasnych zakosów, z widocznym w dole upragnionym celem, prawdziwa masakra dla stawów skokowych i kolanowych. Tylko jesienna szata wynagradza ten trud. Jest kolorowo nie do opowiedzenia i tak ciepło... koszulka z krótkim rękawem... prawdziwe babie lato, a przecież to początek października ;-)
w drodze nad Popradzki Staw
jesień!
Przed Panem Mężem misja samotnego, szybkiego zejścia do stacji kolejowej, my z synem nie liczymy na dojście przed 15.15 - szkoda, bo przejazd "elektriczką" był zawsze niezwykłą atrakcją. 
Cóż... w perspektywie "prywatna taksówka" podstawiona prawie pod nos ;-)
Podczas gdy na żółtym szlaku do Batyżowieckiej napawaliśmy się ciszą i spokojem (zaledwie trójka mijanych turystów podczas dwóch godzin marszu), nad Popradzkim prawdziwy familijny wysyp. 
Przy stacji pakujemy się do samochodu i jedziemy do Popradu a konkretnie do Spiskiej Soboty na obiad. 
Tatry spod Popradu
W drodze na trasie  z Popradu do Tatrzańskiej Łomnicy piętrzą się przed nami spowite w ciemny całun szczyty Łomnicy, Kieżmarskiego, Pośredniej - jakże inne nastroje wywołują... Magia... 

2 komentarze:

  1. wspaniała relacja...zdjęcia niesamowite. pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo dziękuję i również pozdrawiam ;-)

    OdpowiedzUsuń