Nic nie sprawia mi więcej radości w niedzielne przedpołudnie i wczesne popołudnie po sobotnim wypadzie w góry, jak praca nad zdjęciami i opis całej wycieczki. Siedzę więc od rana pełna pięknych wspomnień z wczorajszej eskapady na Jagnięcy Szczyt. Tu muszę zaznaczyć, że wierzchołek ten chciałam już zdobyć od dawna – jak dobrze policzyć to będzie z 19 lat – wciąż jednak jakoś się nie składało. Tym razem po solidnym przestudiowaniu przewodnika Nyki udało się zaplanować wycieczkę, tak aby spokojnie ją zrobić w ciągu jednego dnia, bez konieczności komplikowania sobie sytuacji powrotu do samochodu. W grę wchodziła zatem pętla albo wyjście i zejście tym samym szlakiem. Pierwotny plan działania zakładał wyjście z przystanku Biała Woda i przejście żółtym szlakiem do serca Doliny Zielonego Stawu, skąd szturmować mieliśmy Jagnięcy Szczyt. Powrót miał się odbyć szlakiem zielonym przez piękną ponoć Dolinę Rakuską. Zamknięcie trasy związane było z nadłożeniem jeszcze około 30 minut tzw. Zbójnickim Chodnikiem, po to aby na koniec znaleźć się przy samochodzie. Całość zgodnie z wyliczeniami Nyki – około 9 godzin. No nie udał się ten plan...
Ale zacznę od początku. Tradycyjnie sobotni poranek zaczął się dla nas bardzo wcześnie, bo około 3.50. Szybkie zmontowanie kanapek, spakowanie dobrze schłodzonych napojów, wypicie pospiesznie filiżanki kawy i wyjazd o 4.45. Przejazd „zakopianką” odbył się bardzo sprawnie – o tak wczesnej porze uniknęliśmy na szczęście blokad drogi w okolicach Rabki, które zaplanowane były na cały weekend przez pracowników tutejszego szpitala.
Wyjście na szlak. W tle Kieżmarski i Łomnica
Na parkingu montujemy się przed 7.00 i spokojnie, zgodnie z planem wychodzimy na szlak. Niebo jest cudownie błękitne, choć powietrze nie jest tak przejrzyste jak w zeszłym roku podczas wejścia na Banówkę. Ze względu na prognozy pogody, które wróżą nam jednak burze w drugiej połowie dnia, z góry zakładamy, że skracamy wycieczkę i wracamy tą samą trasą, oszczędzając na zejściu przynajmniej godzinę z zakładką. Żółty szlak do Doliny Zielonego Stawu jest niezwykle wygodny, szybki i idealny jeżeli ktoś spod schroniska planuje dłuższą trasę. Przez większość drogi idzie się szeroką drogą bitą, pnącą się niemalże na całym odcinku do góry ale na tyle spokojnie, że nie trzeba robić żadnych postojów. Po około 20 minutach docieramy do Białej Wody Kieżmarskiej, tworzącej momentami niezwykłe kaskady.
Biała Woda Kieżmarska
Nieco później wyłaniają się pierwsze szczyty. Po lewej stronie piętrzy się Rakuska Czuba, Mały Kieżmarski i Kieżmarski. Powietrze jest parne i mimo, że na niebie nie ma prawie żadnej chmurki nie mamy wątpliwości, że pogoda się zmieni. Idzie się wyśmienicie i nie wiedzieć kiedy oczom naszym nagle ukazuje się całe otoczenie Doliny Zielonego Stawu. Otoczenie warte każdej kropli potu, chyba jedna z piękniejszych dolin w Tatrach, zwłaszcza że nad stawem piętrzą się jedne z wyższych tatrzańskich szczytów.
Czarny Szczyt
od prawej Kołowy Szczyt, Czarny Szczyt i Durny Szczyt
Schronisko w Dolinie Zielonego Stawu
Z pewnym zapasem – bo ponad 20 minut w porównaniu z czasem podanym przez Nykę - docieramy do schroniska. Ten piękny, pomalowany na żółto budynek cudownie koresponduje z barwą stawu i bajecznym o tej porze dnia błękitem nieba. A kto ma wątpliwości skąd wzięła się nazwa stawu i doliny, o której mówię, niech spojrzy na zdjęcia. Szmaragdowa zieleń sprawia, że jest to jeden z piękniejszych stawów w Tatrach. Odpoczywamy chwilę i ruszamy dalej na szlak.
od prawej Czarny Szczyt i Durny Szczyt
Nad Zielonym Stawem - w tle Durny Szczyt
Przed nami około 2 godziny wspinaczki, bo do pokonania jest dokładnie 684m wysokości. Szlak od samego początku bezlitośnie pnie się stromo w górę - jak podaje Nyka trzeba przejść 250metrowy próg Doliny Jagnięcej. Po naprawdę spokojnym przemarszu do schroniska, na tym odcinku odczuwa się wyraźną różnicę. Podczas krótkich chwil łapania oddechu można delektować się widokiem imponujących ścian szczytów Małego Kieżmarskiego czy Łomnicy i zerkającego z dołu Zielonego Stawu. U podnóża ściany Łomnicy w Dolinie Miedzianej bieli się największy w Tatrach lodowczyk firnowy, któremu uroku dodają niewielkie, roztańczone, białe obłoczki.
Jastrzębia Turnia
Zielony Staw ze szlaku na Jagnięcy Szczyt
Dolny odcinek Doliny Jagnięcej
Widok na otoczenie Miedzianej Doliny - od prawej Durny Szczyt, Łomnica, grań Kieżmarskiego Szczytu
dojście do pierwszego progu Doliny Jagnięcej
Po około 45 minutach docieramy do podnóża pierwszej moreny. Oczom naszym ukazuje się Czerwony Staw. Dolina Jagnięca w tym piętrze jest kamienista, dzika i bardzo surowa. Po lewej stronie piętrzy się grań Koziej Turni, po prawej zaś sterczy niczym wysoko zawieszone gniazdo Jastrzębia Turnia. Chwila odpoczynku i rozpoczynamy kolejne nieco mniej męczące podejście na wyższe piętro, w którym leży Modry Stawek.
Czerwony Staw w Dolinie Jagnięcej
Na widniejącym w oddali płacie śniegu spostrzegamy kozice. Charakter doliny w tej części jest jeszcze bardziej surowy, gdzieniegdzie widać zalegające płaty śniegu, jeden dość spory jęzor przechodzimy na odcinku może 30 m.
Pierwsza napotkana kozica w Dolinie Jagnięcej
Drugie piętro w Dolinie Jagnięcej i odrobina zimy ;-))
Od tego miejsca rozpoczyna się mozolna wspinaczka pod Kołową Przełęcz. Na krótkim odcinku długości około 10m pokonujemy ubezpieczone łańcuchem zacięcie. Jeszcze kilkadziesiąt metrów i zdobywamy Kołową Przełęcz, która jest dość wąską szczerbiną, mogącą z trudem pomieścić trzy, cztery osoby. Od strony zejścia z Jagnięcego Szczytu trudno wręcz na nią trafić w poszarpanym łańcuchu grani. Widok jaki się stąd otwiera zapiera dech w piersiach. Oto w całej okazałości wyłania się panorama Tatr Wysokich, skąpana w przedpołudniowym słońcu. W dole od strony Doliny Kołowej widać niewielki Kołowy Staw.
Kołowa Przełęcz
Złapanie kilku oddechów i ruszamy dalej. Pokonujemy dość mozolny trawers graniowy, momentami wymagający sporej uwagi. Mimo pewnych trudności, idąc tą częścią zacienionego szlaku, odpoczywamy trochę od upałów, jakie towarzyszyły nam do tej pory. Po około 25 minutach zdobywamy Jagnięcy Szczyt (2229m n.p.m.). Widoki oszałamiające. Od zachodu wspomniane Tatry Wysokie z majaczącymi gdzieś w dali Tatrami Zachodnimi. Od strony północnej Tatry Bielskie, nad którymi pląsają radośnie kłębiaste obłoczki. Od południa sterczący dumnie Kołowy Szczyt, który co chwilę groźnie otaczają ciemne chmury. Pozostałe, te najbardziej imponujące szczyty Kieżmarskiego czy Łomnicy tworzą niezwykły dla oka spektakl, z chmurami w roli głównej. To co się tam dzieje nie wróży jednak nic dobrego. Na szczycie przynajmniej 10-15 minut jesteśmy sami. Pałaszujemy kanapki, dopieszczamy się czekoladą i podziwiamy widoki. Odwrót planujemy dokładnie w chwili kiedy na wierzchołek wchodzą kolejni turyści.
Widok z Jagnięcego Szczytu - po lewej Wysoka i Rysy, po prawej m.in. Granaty
Widok z Jagnięcego Szczytu na Kieżmarski i Łomnicę w chmurach
Widok z Jagnięcego Szczytu na Tatry Bielskie
Widok z Jagnięcego Szczytu - Chłopaki z Kołowym w tle
Moje zdobyczne ;-) - widok z Jagnięcego Szczytu - z Wysoką i Rysami w tle
Łomnica (po prawej), grań Wideł i Kieżmarski w chmurach (po lewej)
|
Nasza Trójka na szczycie
Widok z Jagnięcego Szczytu - z Kołowym Szczytem w tle
Widok z Jagnięcego Szczytu - zoom na Wysoką, Rysy i Mięgusze
Widok z Jagnięcego Szczytu na Jastrzębią Turnię
Widok z Jagnięcego Szczytu na Kieżmarski i Łomnicę
No i my na szczycie - widok z Jagnięcego Szczytu z Kołowym po lewej (w dali Wysoka i Rysy)
Dojście do ukrytej w grani Kołowej Przełęczy jest teraz dość szybkie. Tuż przed nią na naszych oczach w całkiem bliskiej odległości przechadza się grupa kozic.
Grań Jagnięcego Szczytu - przed wejściem w Kołową Przełęcz
Schodzimy do Doliny Jagnięcej – jeszcze w słońcu – choć od wschodu nadciągają niepokojące nas chmury. W górnej części doliny mijamy kolejne stado kozic, które właściwie nic sobie nie robią z naszego towarzystwa. Kilka z nich podczas zejścia maszerowało za nami szlakiem – jedną nawet udało mi się sfotografować z odległości zaledwie 3 m. Pokonujemy kolejne piętra doliny dziwiąc się trochę turystom, którzy o tej porze pną się dopiero do góry. Nie wierzę, że dotrą z powrotem do schroniska suchą nogą.
Jagnięcy Szczyt (po prawej) - widok z Przełęczy Kołowej
Kozice na szlaku ;-))
A w kotle pod Łomnicą nadal trwa niezwykły pokaz chmur, które w słońcu przebijającym się momentami, twarzą fantastyczne widowisko. Do schroniska docieramy około 13.30. Z rozkoszą odpoczywamy, popijając zimne piwo i wyciągając zmęczone nogi. No i cóż... robimy ostatnie zdjęcia, w tym tradycyjnie jedno z butami ;-)) - z małą zmianą – moje górskie trepy zostały zastąpione przez lekkie adidaski do biegania. Jak się okazało – zapomniałam, zapomniałam zabrać buty z domu. Coś takiego jeszcze mi się nie zdarzyło ;-))).
Schodzimy tym samym szlakiem. Około 20 minut przed dojściem do samochodu łapie nas niegroźna burza, trwająca może 10 minut.
Na parking dochodzimy przed 16. Rzucamy jeszcze okiem na zachmurzone szczyty, jakże nieprzyjaźnie teraz wyglądające w porównaniu z porannym widokiem.Wracamy do domu.
Kieżmarski Szczyt i Miedziana Dolinka z lodowczykiem firnowym ( w nieco innej scenerii niż rano)
nic dodać nic ująć ;-)) - nagroda ;-))
Nad Zielonym Stawem
No i są kolejne plany... Na lipiec, czy już może na wrzesień? Tym razem może wrócimy w Zachodnie - na Bystrą i Błyszcz. Mimo dotkliwych zakwasów, odczuwanych dziś na paręnaście godzin po zejściu z Jagnięcego, już nie mogę się doczekać kolejnych wrażeń.