|
cel wycieczki - Zielony Staw w Kaczej Dolinie |
Wśród licznych już wspólnych wyjazdów w Tatry, jest kilka wycieczek,
które pozostawiły po sobie niezapomniany ślad. Do takich należy pamiętne przejście przez Czerwoną Ławkę ze śpeiwem na ustach, czy wypad na Krywań, ze szczytu którego nie było widać nic poza czyimiś butami,
sterczącymi na drewnianym drążku, wbitym w kupę kamieni. Jest też w tej grupie trzydniowy
przemarsz z plecakami przez kilka znanych dolin Tatr Słowackich – Dolinę Białej
Wody, Kaczą, Litworową, Staroleśną, Małej Zimnej Wody i Jaworową.
Do dziś czuję chłód poranka pod Chatą Terinki, wspominam
wyrazisty błękit nad wrzynającymi się w niebo wierzchołkami, czy upalne
południe podczas zejścia spod Zbójnickiej Chaty – wtedy nocowaliśmy w szałasie,
bo rok wcześniej schronisko spłonęło niemal doszczętnie. Wtedy też, nauczyłam
się na własnej skórze, jak ważne są wygodne, dobrze dobrane buty w góry.
Pamiętam doskonale, jakby to było dziś, potworne zmęczenie podczas zdobywania
kolejnych progów przed dojściem na Polski Grzebień, by w chwilę później
przetrawersować na Priełom. I pamiętam żal, bo pogoda tego dnia nie
dopisała i wszystkie szczyty, otaczające Zielony Staw w Kaczej Dolinie zasłaniały
gęste, niskie chmury... I to wspomnienie kameralnego pobytu w Litworowej Dolinie, czy nad Zmarzłym Stawem, wywołujące coraz silniejszą tęsknotę. Myślałam aby tam
wrócić, może niekoniecznie jak kiedyś, z wyładowanym po brzeg plecakiem, ale po
prostu, by znów skosztować tej ciszy, tej ascetycznej prostoty, która pociąga jak żadna
inna.
Ponieważ oboje z Krzychem lizaliśmy rany po ostatnich ortopedycznych kontuzjach, świadomie na jesienny spacer wybraliśmy coś lżejszego. I tak
oto, znów po 19 latach, zawitaliśmy w Dolinie Białej Wody. I choć pogoda
podobnie jak wtedy nie napawała optymizmem, ruszyliśmy śmiało na szlak. Coś
jest w tych północnych dolinach, że jawią się jako te niedostępne, często spowite
całunem nisko zawieszonych chmur przestrzenie, gdzie próżno szukać witalności, naznaczonej blaskiem słońca, czy intensywną zielenią roślinności. Doświadczamy tego w szczególny sposób, zbliżając się do Polany pod
Wysoką, gdzie ponure wrażenia pochmurnego przedpołudnia, potęgują strzeliste
kikuty nagich drzew, w wielu miejscach powalonych przez wichury. Widok tam samo
przejmujący jak wiatrołomy w drodze do Smokowca.
Szlak ciągnący się Doliną Białej Wody jest dość długi i
wybitnie spacerowy. Zaciekawieni obserwujemy koryto Białki, ciągnącej się wzdłuż wyznaczonej przez szlak ścieżki, przypominające bezładne
rumowisko. Po ostatnich lipcowych ulewach i obfitych wezbraniach, woda potoku, jakby
zawstydzona wcisnęła się gdzieś w zakamarki drugiego brzegu.
Pomimo niskiego pułapu chmur, panorama z Polany Białej Wody rzuca na kolana - jeden z ładniejszych widoków w Tatrach. To tu robimy pierwsze retrospektywne zdjęcie, starając się jak najlepiej odwzorować ujęcie sprzed lat. Nie jest to takie proste, bo nasze obecne szkło inaczej widzi drugi plan.
|
w trasie - kolory poranka z obwodnicy Krakowa |
|
w trasie - kolory poranka przed Myślenicami |
|
pierwsze widoki ze szlaku, przed dojściem na Polanę Biała Woda |
|
Polana Biała Woda |
|
Polana Biała Woda |
|
retrospekcje - Polana Biała Woda (1999 i 2018) |
Dalej szlak ciągnie się wzdłuż jednego lub drugiego brzegu
potoku.
|
jeden z licznych mostków na potoku Białej Wody |
Niespiesznie zbliżamy się do piętrzącego się po prawej stronie masywu
Młynarza, z charakterystyczną sylwetką Nawiesistej Turni, zwanej potocznie
Młynarczykiem. Skała jakby strzegła wejścia do zakazanych rewirów.
Tu też powtarzamy ujęcie, tym razem z Krzychem w roli głównej.
|
zaczątki jesieni - pod masywem Młynarza |
|
retrospekcje - z Młynarczykiem w tle (1999 i 2018) |
To też sygnał, że jeszcze chwila i zdobędziemy Polanę pod
Wysoką.
|
ponury widok fragmentu doliny - drzewa zniszczone przez wichury i szkodniki |
|
chwilę dalej dziewiczy las |
Wspominamy nasze wspólne przejście sprzed lat, Krzysiek - a jakże - rozwodzi
się nad swoim wspólnym, męskim wypadem z Marcinem. Wiatę przy polanie zostawiamy
sobie na powrót. Jeśli ktoś, będąc godzinę wcześniej na rozległej Polanie Biała Woda, ma podobne wyobrażenie Polany pod Wysoką, bardzo się myli. To niewielka
odkryta przestrzeń z jednym drewnianym stołem i dwoma ławkami, przy których zresztą odpoczywamy chwilę,
pałaszując drugie śniadanie. To kolejne miejsce na sesję retrospektywną.
|
Polana pod Wysoką |
|
retrospekcje - Polana pod Wysoką (1999 i 2018) |
Biorąc pod uwagę nasze wolne nieco tempo i panujące warunki,
decydujemy, że celem będzie Kacza Dolina. Litworowa musi zaczekać jeszcze
trochę…
Od polany szlak lekkimi zakosami zaczyna się wspinać na próg
Kaczej Doliny. Towarzyszy nam głośny szum potoku, a nieco wyżej opadającej wąskim
festonem, spektakularnej Kaczej Siklawy. Podejście zajmuje niespełna 45 minut. Jestem nawet zdumiona, bo wyjątkowo nie czuję zwykle towarzyszącego mi zmęczenia
i zadyszki.
|
retrospekcje - pod progiem Kaczej Doliny z Kaczą Siklawą w tle (1999 i 2018) |
|
widok na próg Kaczej Doliny |
|
Dolina Białej Wody spod progu Kaczej Doliny |
|
jeszcze chwila i cel osiągnięty ;-) |
|
dojście do amfiteatru Kaczej Doliny |
Jeszcze tylko przejście przez potok i otwiera się przed nami cały
majestat kaczego amfiteatru. Szlak znika dalej po lewej stronie, wspinając się w
stronę Litworowej Doliny, my pod stojącym do dziś głazem robimy kolejny, tym
razem wspólny dubel. Nie jest to łatwe, bo wtedy zdjęcie robił nam jakiś
turysta, tego dnia jak na złość ani żywej duszy… Jedyne ujęcie możliwe jest pod
nieco innym kątem, z wykorzystaniem plecaka. Zabawne, bo nawet wyłaniająca się
na drugim planie jarzębina ta sama, może tylko bardziej wystrojona w jesienne, czerwone
paciorki.
|
retrospekcje - próg Kaczej Doliny (1999 i 2018) |
|
Litworowy Potok na progu Kaczej Doliny |
Schodzimy nieoznakowaną ścieżką do kotła doliny, który wypełnia
szmaragdowe lustro stawu. Jest nieprawdopodobnie cudownie - tylko my i
otaczająca nas cisza. Nawet na chwilę wyłania się słońce i nieco rozświetla
ponure ściany szczytów. Jak za dotknięciem magicznej różdżki podnoszą się też chmury,
ukazując w pełni monumentalne otoczenie. Zawsze w takich chwilach czuję
spełnienie i szczęście.
|
Zielony Staw w Kaczej Dolinie |
|
Zielony Staw w Kaczej Dolinie |
|
nad Zielonym Stawem w Kaczej Dolinie |
Spędzamy tu trochę czasu. Amfiteatr Doliny Kaczej zamykają
od lewej, Litworowy Szczyt, masywne ściany Gerlacha, Batyżowiecki, po prawej
zaś wyłania się Rumanowy, Ganek, Kacza Turnia, za nimi Wysoka.
|
nad Zielonym Stawem w Kaczej Dolinie |
|
nad Zielonym Stawem w Kaczej Dolinie |
|
nad Zielonym Stawem w Kaczej Dolinie |
Tak jak wspomniałam, nad Litworowym potokiem można dokonać
wyboru co do dalszego przebiegu wycieczki, szlak bowiem mam charakter tranzytowy.
Mając więcej czasu i "pary" w nogach, można śmiało wspinać się dalej w stronę Litworowej
Doliny i mijając Zmarzły Staw zdecydować, czy pójść przez Priełom do Doliny
Storoleśnej, czy też przez Polski Grzebień do Doliny Wielickiej. W obu przypadkach
cała wycieczka od Łysej Polany, zamyka się w co najmniej 9 godzinach.
|
jesień w Kaczej Dolinie |
|
Dolina Białej Wody znad Litworowego Potoku |
My jednak nie powtarzając wyczynu sprzed lat, schodzimy tym
samym szlakiem w dół. Wypogadza się i wszystko co do tej pory tonęło w
szarościach, odbija się ciepłym, jesiennym blaskiem. Zaglądamy na pole biwakowe
taterników na Polanie pod Wysoką - jest całkiem pusto. Stąd czeka nas dwugodzinny spacer
w niemalże wypłaszczonym terenie.
|
muśnięta słońcem jesień w Dolinie Białej Wody |
|
wiata na Polanie pod Wysoką |
Koniec szlaku sprowadza ukojenie. Po przepakowaniu, robimy jeszcze zakupy w przygranicznym sklepie. W
Białce Tatrzańskiej obowiązkowo regionalne smaki.
Podróż powrotna "zakopianką" jak zwykle oferuje atrakcje w
postaci korków i licznych zwolnień na trasie, w domu więc meldujemy się dość
późno.
Być może kierując się maksymą "do trzech razy sztuka", za jakiś
czas znów wrócę do przepięknej Doliny Białej Wody, z nadzieją ujrzenia jej w słoneczny dzień. Tak bardzo chciałabym również dotrzeć do Litworowej
Doliny, którą wspominam w jakiś szczególny sposób - nie wykluczone, że mam do
niej szczególny sentyment, za sprawą opowieści Żuławskiego.
I kto wie, może jak kiedyś przed laty, połączę znów dwie
cudne doliny jednym przejściem spod Łysej Polany do Smokowca.