W zeszłym roku urokami jesieni delektowaliśmy się w Dolinie
Batyżowieckiej i nad Popradzkim Stawem.
Tym razem w poszukiwaniu kolorów, wybraliśmy się w okolice Grzesia i
Osobity w Tatrach Zachodnich.
To zupełne odkrycie, mimo że rejon dobrze jest nam znany, bo
przecież Grzesia zdobywałam już lata temu (o Krzyśku nie wspomnę), a Dolina Rohacka
wielokrotnie była punktem startowym do wyjścia na szlaki prowadzące do głównej
grani Tatr Zachodnich.
Jak na nasze standardy, naszą wycieczkę rozpoczynamy
dość późno, bo z Krakowa wyjeżdżamy po siódmej, by przed
10 wyruszyć na szlak. O tej porze, niestety, może być problem ze znalezieniem miejsca
parkingowego, nam jednak udaje się zapełnić dosłownie ostatnie możliwe, tuż
obok, startującego spod schroniska pod Zwierowką, żółtego szlaku.
Od wylotu Doliny Łatanej idzie się wygodną, asfaltową drogą. Szlak przez co najmniej godzinę nie
oferuje specjalnych widoków. Od czasu do czasu dyskretnie odsłaniają się kolejne fragmenty
grzbietów, ciągnących się po obu stronach doliny. Towarzyszy nam szmer,
płynącego obok Łatanego Potoku.
Po około 40 minutach marszu szlak odbija nieco
w prawo, a dalsza wędrówka odbywa się górską ścieżką, pnącą się z początku
nieśmiało w górę. Kilkanaście minut
później dochodzimy do rozwidlenia szlaków, z których żółty dalej wiedzie na Rakoń,
nas na Grzesia prowadzą znaki zielone.
Doliną Łataną na Grzesia |
Od tego miejsca rozpoczyna się nieco bardziej strome podejście, wyprowadzające nas na zjawiskowo piękną łąkę, z której rozciągają się rozległe widoki. Wystarczy odwrócić się aby ujrzeć grań, którą kilka lat temu zdobywaliśmy podczas różnych wyjazdów – Trzy Kopy, Banówka, Pachola, Salatyny i Brestowa. Po lewej stronie piętrzy się samotnie stercząca Osobita, po prawej zaś, grzbiet Długiego Upłazu, łączący Grzesia z Rakoniem, zza którego wystaje wierzchołek Wołowca i Rohacze.
górne piętro Doliny Łatanej |
SĄ! pierwsze widoki spod Grzesia - główna grań Tatr Zachodnich, zdobyta kilka lat temu, w dole: Osobita |
a na szlaku bogactwo grzybów i rarytasik geograficzny - lód włóknisty ;-) |
Na szczycie odpoczywa już co najmniej kilkanaście osób. Trudno się dziwić, Grześ to szczyt graniczny, a z Doliny Chochołowskiej dociera się do niego w zaledwie półtorej godziny. Stąd też można kontynuować wycieczkę, kierując się przez Długi Upłaz na Rakoń czy Wołowiec.
Gorąca herbata i kanapki stawiają nas na nogi. Nad nami niemalże bezchmurne niebo, a od nagrzanej w przedpołudniowym słońcu ziemi bije przytulne ciepło. Siadamy twarzami do grani z wszystkimi szczytami, o których pisałam wcześniej. Dodatkowo odsłoniła się rozległa sceneria na wschód z Bobrowcem i Kominiarskim Wierchem, zza którego wyłaniają się ośnieżone szczyty Czerwonych Wierchów, Giewontu... Południowo-wschodnią panoramę uzupełniają wierzchołki Wołowca, Jarząbczego Wierchu, Raczkowej Czuby, Starorobociańskiego Wierchu, Bystrej. W oddali sterczy charakterystyczna sylwetka Krywania.
Gorąca herbata i kanapki stawiają nas na nogi. Nad nami niemalże bezchmurne niebo, a od nagrzanej w przedpołudniowym słońcu ziemi bije przytulne ciepło. Siadamy twarzami do grani z wszystkimi szczytami, o których pisałam wcześniej. Dodatkowo odsłoniła się rozległa sceneria na wschód z Bobrowcem i Kominiarskim Wierchem, zza którego wyłaniają się ośnieżone szczyty Czerwonych Wierchów, Giewontu... Południowo-wschodnią panoramę uzupełniają wierzchołki Wołowca, Jarząbczego Wierchu, Raczkowej Czuby, Starorobociańskiego Wierchu, Bystrej. W oddali sterczy charakterystyczna sylwetka Krywania.
Spędzamy tu około 30 minut, przypominając sobie nasze wypady w te wszystkie rejony. Miło tak po latach rozpoznawać znajome miejsca, wspominać sobie różne chwile, emocje z nimi związane.
Grześ |
JESIEŃ |
Szlak ciągnąc się wzdłuż grzbietu raz wznosi się raz opada, większą część trasy idziemy w lesie.
Ale jakiż to las!
Miejscami są to prawdziwe uroczyska, dzikie ostępy, rozświetlone żółto-rdzawymi barwami jesiennych liści. Nyka w swoim przewodniku pisze wręcz o pejzażach żywcem wyjętych ze „Starej Baśni” – porównanie trafione w sedno. Gdzieniegdzie mijamy bajorka, obrośnięte ciekawą, rzadko spotykaną w Tatrach roślinnością – niektóre dość spore. Dużo tu również miejsc, w których ścieżkę przecinają zwalone pnie drzew.
jak w "Starej Baśni" ... nie "tatersko" wręcz... |
mchy w rosę i szron spowite... |
Nie wiedzieć kiedy docieramy do kolejnego punktu widokowego, rozległej polany Kasne, skąd roztaczają się widoki na otoczenie Doliny Łatanej i Rohackiej. Łąka aż zachęca do odpoczynku – obowiązkowo w pozycji leżącej ;-).
Stąd też wyłania się coraz bardziej masywna sylwetka Osobity. Zanim jednak dotrzemy na przełęcz, przechodzimy lewą stroną grzbietu przez Małą Osobitą. Tu dla odmiany szlak jest bardziej skalisty.
jeden z ostatnich punktów widokowych na szlaku - Kasne |
Kasne - panorama |
Kasne - panorama c.d. |
Na szczęście dość głośne tłumy spacerowiczów, w sam raz przed naszym przyjściem, opuszczają Przełęcz pod Osobitą, a warto tu spędzić dłuższą chwilę. Co prawda, widoki nie są już tak rozległe jak z Grzesia, a jednak poczucie, że się jest na krańcu Tatr robi wrażenie. Szkoda, że szlak na szczyt Osobity jest zamknięty, bo można sobie wyobrazić jak wspaniały widok oferuje. Większość turystów, czego jesteśmy świadkami, bez najmniejszych skrupułów łamie ten zakaz i na szczyt wchodzi. My popijając kawę i zajadając się czekoladą, cieszymy się tym co dozwolone ;-))
Przełęcz pod Osobitą |
Przed nami według tablic informacyjnych jeszcze przynajmniej półtorej godziny marszu, z czego blisko 45 minut to dość strome (mimo licznych zakosów) zejście. Szybko jednak docieramy na urokliwą polankę Jaworzynkę, skąd dalsza część szlaku prowadzi wygodną, szeroką ścieżką. Po drodze mijamy Stawek pod Zwierowką i docieramy pod hotel górski Primula. Tu można kontynuować wycieczkę zielonym szlakiem i dojść do schroniska pod Zwierowką, skąd już w zaledwie kilka minut żółtym szlakiem dochodzi się do parkingu. My jednak zdecydowaliśmy się na leśną ścieżkę, biegnącą wzdłuż potoku.
grzbiet Okolika z Polany Jaworzynka - LOVE! ;-) |
Dochodzi 16-ta. Zmieniamy buty, przepakowujemy się…
Pora na obiad, na który zjeżdżamy nieco niżej, do gospody leżącej tuż obok Muzeum Wsi Orawskiej. A co można zjeść innego, u stóp słowackich gór, niż halusky z bryndzą czy grzybami? Do tego zimne piwo... Kofola...