Z wyjazdu do Gorlic taka mała wycieczka objazdowa się zrobiła. Przejazd pod Pieninami na Słowację, skąd już blisko do maleńkiego Kieżmarku, leżącego u stóp wschodniej grani Tatr Wysokich.
A Kieżmark pamiętam sprzed piętnastu lat... przy okazji małżeńskiego wypadu na Koprowy Szczyt.
W sierpniową sobotę około godziny 13 panuje tu leniwa atmosfera, a ludzi na ulicach jak "na lekarstwo". Kamieniczki maleńkie, przycupnięte, kolorowe... zamek w remoncie. Warto tu pooddychać choć godzinkę.
A z Kieżmarka już niespełna pół godziny do jednego z najcudowniejszych małych miasteczek jakie widziałam - do Lewoczy. Pobyt krótki, bo spowodowany po trosze brakiem czasu, a oprócz tego panującą tu atmosferą letniego pikniku, który bynajmniej nie zachęcał do delektowania się zabytkami starówki wpisanej na listę UNESCO.
Dziś ja Lewoczę wpisuję jako obowiązkowy cel co najmniej kilkugodzinnej wycieczki, połączonej nie tylko ze zwiedzaniem Rynku i plątaniny ciasnych uliczek ale także wdrapaniem się na Mariańską Horę - słowacką Jasną Górę.
Do tego piękne plenery... ech Słowacja znów przypomniała jaka jest piękna.